Zuzanna Ginczanka - biografia, wiersze, twórczość

Zuzanna Ginczanka, a właściwie: Zuzanna Polina Gincburg, po mężu: Weinzieher, (urodzona 22 marca 1917 w Kijowie, zmarła najprawdopodobniej wiosną 1944 w Krakowie) - polska poetka i satyryczka żydowskiego pochodzenia.

Zuzanna Ginczanka - biografia skrócona

Zuzanna Ginczanka przyszła na świat w marcu roku 1917 jako córka Szymona Gincburga, adwokata z wykształcenia, aktora z zamiłowania, i Cecylii de domo  Sandberg. Gdy dziewczynka miała niespełna rok, rodzina przeniosła się do Równego na Wołyniu, uciekając przez rewolucją bolszewicką. Zuzanna wychowywała się w domu babki, Klary Sandberg, prowadzącej w Równem sklep lub aptekę. Językiem rodziny był rosyjski, polskiego Zuzanna nauczyła się z własnej inicjatywy.

Małżeństwo Gincburgów rozpadło się gdy dziewczynka miała zaledwie kilka lat. Szymon wyjechał do Berlina, następnie do USA, licząc na karierę sceniczną lub kinową. Matka wyszła ponownie za mąż za pochodzącego z Czech inżyniera i wyemigrowała do Hiszpanii. Zuzanna Ginczanka miała tzw. paszport nansenowski, wydawany bezpaństwowcom (apatrydom). Bezskutecznie starała się o polskie obywatelstwo.

Od roku 1927 do 1935 była uczennicą Państwowego Gimnazjum im. Tadeusza Kościuszki w Równem. Jej debiutem był wiersz Uczta wakacyjna opublikowany w uczniowskiej gazetce „Echa szkolne” w r. 1931. Dwa lata później, Ginczanka opublikowała na łamach „Kuriera Literacko-Naukowego” wiersz Żyzność sierpniowa (nr 35/1933). Wraz z m.in. Czesławem Janczarskim, Józefem Łobodowskim i Janem Śpiewakiem należała grupy literackiej „Wołyń”. Autorytetem i opiekunem grupy był Józef Czechowicz. W r. 1934, zachęcona przez Juliana Tuwima, z którym od ok. roku korespondowała, wzięła udział w zorganizowanym przez „Wiadomości Literackie” Turnieju Młodych Poetów. Otrzymała wyróżnienie za wiersz Gramatyka.

W maju r. 1935 Pisarka zdała maturę, by w październiku rozpocząć studia pedagogiczne na Wydziale Humanistycznym Uniwersytetu Warszawskiego. Chętnie angażowała się w życie literackie i artystyczne Warszawy. W latach 1936-1938 należała do najmłodszego pokolenia literatów współpracujących z pismem „Skamander”. Swe poezje publikowała m.in. w „Wiadomościach Literackich” (lata 1934-1939), w „Szpilkach” (okres 1936-1938) oraz w „Sygnałach” (utwory satyryczne w l. 1938-39). Zuzanna Ginczanka przygotowywała również słuchowiska radiowe oraz tłumaczyła piosenki i wiersze. Wsparcie Juliana Tuwima sprawiło, że już w r. 1936 ukazał się jej debiutancki tomik poezji O centaurach, wydany w prestiżowej oficynie Jakuba Przeworskiego.

1 września 1939 Poetka była na wakacjach w rodzinnym mieście. Wkrótce po zajęciu Wołynia przez ZSRR wyjechała do Lwowa. Pracowała tam jako pomocnik buchaltera (księgowego) w Biurze Uzdrowiskowym. W r. 1940 jej mężem został prawnik i krytyk sztuki Michał Weinzieher. 17 IX 1940 została członkinią Związku Pisarzy Radzieckich Ukrainy. Przekłady z języka rosyjskiego i własne poezje publikowała w r. 1941 w kontrolowanych przez władze radzieckie pismach „Nowe Widnokręgi”, „Czerwony Sztandar” oraz „Almanach Literacki”. Po ataku III Rzeszy na ZSRR i zajęciu Lwowa przez Wehrmacht, Ginczanka musiała się ukrywać by ocalić życie. Wobec donosów gospodyni domu, Zofii Chominowej (uwiecznionej wraz innymi negatywnymi postaciami w poetyckim testamencie Pisarki *** (Non omnis moriar)), musiała uciekać w r. 1942 do Krakowa. Od roku 1941 mieszkał tam pod fałszywym nazwiskiem jej mąż. Pomoc przyjaciół i podrobione dokumenty pozwalały na ukrywanie się w Felsztynie, Wróblowicach, Krakowie, Swoszowicach, a w końcu znów w Krakowie. Za sprawą donosu lub przechwyconych grypsów z więzienia na Montelupich, na początku r. 1944 Zuzanna Ginczanka została aresztowana przez Gestapo. Po torturach rozstrzelano ją wiosną 1944 roku, zapewne w maju na terenie obozu koncentracyjnego w Płaszowie.

Zuzanna Ginczanka: „namysł o twarzy antycznej zgrzanym koniom zawierzył swą boskość”

Na Wołyniu

Zuzanna Ginczanka (Zuzanna Polina Gincburg) przyszła na świat 22 III 1917 r. w Kijowie, zginęła w r. 1944 w Krakowie lub w niemieckim obozie koncentracyjnym i miejscu zagłady w Płaszowie. Była poetką polską pochodzenia żydowskiego, uważaną za jedną z najzdolniejszych w II Rzeczypospolitej, choć jej talent nie zdążył rozwinąć się w całej pełni.

Urodziła się w Kijowie, czasie rewolucji lutowej, tuż po upadku dynastii Romanowów, w rodzinie zasymilowanych Żydów rosyjskich. Rodzice wyjechali jednak do Polski wkrótce po wybuchu rewolucji bolszewickiej. Zamieszkali w Równem, zwanym najbardziej polskim a zarazem najbardziej żydowskim miastem Wołynia. Obok siebie żyły rozmaite narodowości, obyczaje i kultury: Rosjanie, Ormianie, Tatarzy, Ukraińcy. W l. 30 w mieście powstała z inicjatywy przyszłego twórcy postaci Misia Uszatka Czesława Janczarskiego nieco zapomniana dzięki cenzurze PRL grupa poetycka „Wołyń”. Związani z nią byli m.in. Zuzanna Ginczanka, Józef Łobodowski i Jan Śpiewak. Spośród Polaków i spolonizowanych Żydów rekrutowali się nauczyciele, urzędnicy, oficerowie. W mieście bywał m.in. Władysław Anders.

Od r. 1930 w Równem urządzano Targi Wołyńskie. W r. 1939 w mieście żyło 41 500 osób, w tym 21 tysięcy Żydów i 15 tys. Polaków. Równe było największym miastem Województwa Wołyńskiego, którego stolica znajdowała się jednak w niewiele mniejszym Łucku. Było również ważnym garnizonem: w mieście stacjonowało m.in. dowództwo i sztab sformowanej 17 VI 1918 13 Kresowej Dywizji Piechoty. Za czasów II Rzeczypospolitej wzniesiono nowy budynek poczty, elektrownię i osiedle. Miasto co prawda było prowincjonalne (choć leżało na strategicznym szlaku Warszawa-Kijów), jednak żyło blaskiem dawnych tradycji, tęskniąc zarazem do nowoczesności. Właśnie w Równem w l. 30 odbywały się trzecie co do wielkości targi w II RP - Targi Wołyńskie, na które tworzono modernistyczne ekspozycje i pawilony (zob. np. Włodzimierz Mędrzecki, Polacy i ich Wołyń 1921-1939, Niepodległość i Pamięć, 27, 2008, s. 125-151 oraz J. Durka, Wystawa wołyńska 1928 roku - organizacja i znaczenie [w:] Między mitem a rzeczywistością. Kresy Wschodnie w XIX i XX wieku, red. A. Dawid, J. Lusek, Muzeum Górnośląskie i Uniwersytet Opolski, Bytom– Opole 2017).

Małżeństwo Gincburgów rozpadło się gdy Zuzanna miała zaledwie kilka lat. Matka, Cecylia de domo Sandberg, wyszła powtórnie za mąż za Walthera Rotha, Czecha, inżyniera (jak się wydaje zajmującego się browarnictwem). Wyjechali do Hiszpanii, przebywali przez jakiś czas w Kordobie, na stałe zamieszkali w położonej na północy kraju stolicy Nawarry, Pampelunie. Ojciec Zuzanny, Szymon Gincburg, adwokat z wykształcenia, pragnął zostać aktorem. Licząc na zrobienie kariery, wyjechał do Berlina, następnie do USA. 

Zuzanna nie utrzymywała - o ile wiemy- kontaktów ani z matką ani z ojcem, jej wychowaniem zajmowała się babcia ze strony matki, Klara Sandberg, prowadząca w Równem sklep wielobranżowy lub drogerię (w opracowaniach określaną jako „skład apteczny” czyli, mówiąc prościej, aptekę). 

Związany przez jakiś czas z pisarką literat Józef Łobodowski o jej rodzinie wiedział, jak sam przyznawał, niewiele. Pisał, że ojca straciła, gdy była [małym] dzieckiem, matka [po pewnym czasie] wyszła za mąż po raz drugi, co zostało bardzo źle przyjęte przez krewnych zmarłego, [co gorsza, związała się z] goimem [czyli gojem, nie-Żydem]. czeskim browarnikiem z Wołynia (J. Łobodowski Pamięci Sulamity, Toronto 1987)

Józef Łobodowski pisze też, iż jeszcze przed II wojną światową przeczytał o „wielkim dziwaku i fantaście”, przed rewolucją bolszewicką znanym w Kijowie jako "baron". „Baron Ginzburg! Był cyganem z natury, mecenasem (...) artystów. Miewał okresami duże pieniądze (...). Przyjaźnił się z Osipem Mandelsztamem (...) wtedy jeszcze mało znanym. (...)”. Zestawiwszy „pewne fakty i daty”, Łobodowski uznał, że owym "baronem Ginzburgiem" z bohemy był ojciec Pisarki, dodawał jednak po latach, że za ojcostwo barona nie ręczy, zbieżność dat i faktów może być zwykłym przypadkiem, z Poetką nigdy na ten temat nie rozmawiał, a rozmaitych szczegółów o przedziwnej postaci dowiedział się z lektur rosyjskich dobre kilkanaście lat po tragicznej śmierci Zuzanny (Pamięci Sulamity, op.cit.).

Babcia Sandberg doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że wnuczka powinna mieć solidne wykształcenie, pozwalające na studia uniwersyteckie. W Równem działały cztery gimnazja: polskie, rosyjskie, ukraińskie i żydowskie. Wyboru dokonała sama Zuzanna. Przyjaciel Pisarki z Równego, Izaak Paweł Gaśko po latach stwierdził: „Jestem pewien, że Sanka wybrała dla siebie polską poezję bez żadnego wpływu matki czy babki". (za M. Glińskim).

Zuzanna Ginczanka zaczęła pisać mając zaledwie 10 lat, debiut miał miejsce na łamach gimnazjalnej gazetki uczniowskiej "Echa szkolne" (wiersz Uczta wakacyjna). Jako szesnastoletnia dziewczyna, w r. 1933, zaczęła korespondować z Julianem Tuwimem, który zachęcił ją do udziału w konkursie poetyckim, ogłoszonym w r. 1934 przez "Wiadomości Literackie". Ginczanka otrzymała wyróżnienie za wiersz Gramatyka.

Warte uwagi są spostrzeżenia wspomnianego już Józefa Łobodowskiego zawarte w zbiorze Pamięci Sulamity. W roku 1933 Łobodowski zgłosił się do 44 Pułku Strzelców Kresowych, stacjonującego w Równem, w którym jako podchorąży zamierzał odbyć służbę wojskową. Tam poznał młodego wówczas poetę Jana Śpiewaka. Za jego pośrednictwem poznał m.in. Zuzannę Ginczankę. Pisał: zimowała [wtedy] w siódmej klasie, jakieś kłopoty z matematyką, maturę zrobiła w r. 1935, lato spędziła nad Bałtykiem, a we wrześniu [r. 1935] przeniosła się do Warszawy. 

Jeszcze w Równem, Łobodowski jako podchorąży nieraz przychodził do Pisarki. Po latach wspomniał, że w czasie tych spotkań zakochanych - dwudziestoczteroletniego poety [tymczasowo w służbie wojskowej - RM] i wspaniałej szesnastoletniej dziewczyny, której podobają się jego wiersze - z parteru dochodził pełen niezadowolenia głos wychowującej Zuzannę babci. Starsza pani niezbyt dobrze znała polski, a z wnuczką rozmawiała tylko po rosyjsku: Sanoczka, kto u tiebie? Sanoczka, szto ty tak dołgo razgawariwajesz z etim sołdatom? Dziewczyna zwykle odpowiadała: my wiediom literaturnyj rozgowor (czyli” rozmawiamy o literaturze”). Łobodowski wspominał, że babcia, nieładnie nazwana przez niego "starą”, przyłapała go [pewnego razu] na korytarzu. Podniosła pince-nez [czyli binokle-RM] w złotej oprawce, obrzuciła [podchorążego] krytycznym spojrzeniem (...). [Z]apewniałem energicznie: "Madame, ja wied wlublion w Sanoczku tolko platoniczieski" [zatem zakochany jedynie platonicznie]. Babcia uśmiechnęła się z ironią": Isz jewo! Nam charaszo izwiestno pra eti platoniczieskija lubwi [Patrzcie go! Juz my się dobrze znamy (albo: już ja się dobrze znam, rodzaj pluralis maiestatis ) na tej platonicznej miłości!]. W Warszawie babci - wychowawczyni nie było, zatem spotkania - jak pisze Łobodowski - wyglądały już nieco inaczej. Pisarz miał traktować związek z Zuzanną bardzo poważnie, myślał ponoć nawet o małżeństwie, jednak być może natrafił na sprzeciw swej rodziny, niezadowolonej z żydowskiego pochodzenia dziewczyny (Por. np. dość sceptycznie P. Libera, Józef Łobodowski (1909-1988): szkic do biografii politycznej pisarza zaangażowanego, Zeszyty Historyczne (Paryż) 160 (2007), s. 3-34).

W stolicy

Jesienią r. 1935 Zuzanna Ginczanka rozpoczęła studia pedagogiczne na wydziale humanistycznym Uniwersytetu Warszawskiego. Nieco wcześniej, wiosną tego samego roku, podjęła współpracę z „Wiadomościami Literackimi”. Była blisko związana ze Skamandrytami. W roku 1936 w ekskluzywnej oficynie Jakuba Przeworskiego ukazał się jedyny zbiór jej wierszy - O centaurach.

Józef Łobodowski zaprzecza, by Ginczanka po przybyciu jesienią r. 1935 do stolicy miała trudne początki jako poetka. Przeciwnie: jechała do Warszawy pewna siebie, od ponad dwóch lat wymieniała listy z samym Julianem Tuwimem, znanym z pomocy młodym, początkującym poetom. Wiosną r. 1933 wysłała Tuwimowi kilka juweniliów, w tym wiersz Szesnastolatki, który nigdy nie został opublikowany. Zachował się w rękopisie, przynajmniej przez jakiś czas, jednak autorka pilnie go strzegła; jak pisze Łobodowski nie chciała, mimo usilnych próśb dać go do przeczytania. Tuwim zachował się dyskretnie i też nikomu go nie pokazał. Ale łatwo było domyśleć się o co w nim chodziło. Zuzanna bardzo wcześnie [zbyt wcześnie, może ze względu na brak ojca i matki? – RM] dojrzała [nie tylko w sensie fizycznym – RM]. Jeszcze w Równem Łobodowski spostrzegł, że jego ukochana rozczytuje się w Pieśni nad Pieśniami, natychmiast nazwał ją Szulammit - Sulamitką, co się jej bardzo spodobało. 

Jak podkreślał Łobodowski, gdy autorka Gramatyki studiowała w Warszawie, nie musiała w żadnym razie "przecierać szlaków" do „Wiadomości Literackich” czy odnowionego wiosną roku 1935 „Skamandra”. Drzwi otwierało słowo Tuwima, święte nie tylko dla redaktora obu pism Mieczysława Grydzewskiego. Z tego powodu Józef Łobodowski stwierdza, że opowieść Tadeusza Wittlina z Ostatniej Cyganerii o wizycie młodej Autorki u Grydzewskiego to „malownicza fantazja, [gdyż] Ginczanka znalazła się pod protekcją Juliana Tuwima i to właściwie załatwiało wszystko”. Jak już wspomnieliśmy, debiutancki i niestety ostatni tom wierszy O centaurach ukazał się w r. 1936 w oficynie Jakuba Przeworskiego. Wydawnictwo to było ekskluzywne, a zatem wydanie w nim zbioru poezji liczącej zaledwie 19 lat dziewczyny, do tego w luksusowej formie, było ewenementem. I tu zadziałała ręka Tuwima

Można w tym miejscu dodać, że Józef Łobodowski „zastanawiał się jaki jest właściwie stosunek [Juliana Tuwima] do Sany, [tym bardziej, że] stale widywano ich w Ziemiańskiej”. Pewnego razu jakiś impertynent zapytał Ginczankę [wprost]: "Czy pani jest kochanką Tuwima? Pisarka odpowiedziała ze spokojem "Za wysokie progi na moje nogi”. Ale czy to była tylko opieka ojcowska starszego o dwie dekady, sławnego od lat poety, czy coś więcej? Trudno dociec. Że nie była jego kochanką to pewne (J. Łobodowski, op.cit.). 

Utalentowana pisarka szybko stała się znana, popularna i uwielbiana przez artystów i literatów Warszawy. Miała wielkie powodzenie, zwłaszcza że była wprost posągową pięknością, nasuwającą na myśl dzieła greckich mistrzów dłuta. Do tego przedziwne, mieniące się jak morska woda w słońcu oczy, (...) ciężki węzeł kruczoczarnych włosów na karku. Nie mogła się nie podobać (J. Łobodowski, op.cit.). Zachwycił się nią m.in. ukraiński poeta Jewhen Małaniuk, który zresztą poznał Ginczankę dzięki Tuwimowi. Zalecał się do niej również Leon Pasternak, jednak nie miał szans, tym bardziej, że, jak pisze Łobodowski, Ginczanka nie lubiła jego poezji. Odtrącony pisarz, zemścił się zamieszczając w "Szpilkach" przypominający paszkwil pełen jadu i złości wiersz, w którym wieszczył, że w końcu Zuzanna zostanie żoną aptekarza (zapewne aluzja do sklepu w Równem, może i nawiązanie do komunistycznej krytyki drobnomieszczaństwa?), który będzie pakował pigułki i proszki w kartki z egzemplarzy jej debiutanckiego tomu wierszy. (za J. Łobodowskim, op.cit.). Być może redakcja "Szpilek" postanowiła opublikować tak niemiły a wręcz obraźliwy tekst, gdyż kolejni jej członkowie byli odrzucani przez Poetkę po bliższym poznaniu.

Co ciekawe, wiersz przesłany na konkurs w r. 1934 Ginczanka podpisała "Sana" - swym przydomkiem czy zdrobnieniem imienia Susannah z dzieciństwa (może stąd pojawiające się czasami w opracowaniach twierdzenia, że na imię miała Sara?). Tuwim żartobliwie witał ją potem w Ziemiańskiej: mens sana in corpore Sana", a kiedy telefonował, pytał: "Zuzanna? Tu jeden ze starców" (Jarosław Majewski, Listy do przyjaciela o Zuzannie Ginczance, GW Wysokie obcasy, 30 X 2004).

Jak wiemy, autorka O centaurach bardzo chętnie bywała w słynnym miejscu spotkań literatów, kawiarni "Ziemiańska", znanej jako "Mała Ziemiańska”, Do grona jej najbliższych przyjaciół zaliczał się m.in. Witold Gombrowicz. Ewa Otwinowska wspomina, że Pisarka należała do nielicznych osób, z którymi autor Trans-Atlantyku był na "ty" (zwał ją "Gina"). Otwinowska opowiada, że Gombrowicz traktował Ginczankę jak kogoś, na kim "mógł się wyżywać" i to w bardzo "oryginalny" sposób, „wszystko dla żartu - wykręcał jej ręce, ciągnął za włosy. [K]iedyś wychodziliśmy z Zodiaku, włożył jej głowę do kubła na śmieci [sic!] - wspomina Ewa Otwinowska (za M. Gliński). Po latach, w liście do przyjaciela, pisarza Stanisława Piętaka, autor Ferdydurke dopytywał z dalekiego Buenos Aires o szczegóły śmierci ZG, wspominając jedną z ostatnich wspólnych rozmów: Kiedyś, na Mazowieckiej (…) tłumaczyłem Ginie, że na tę zbliżającą się wojnę trzeba koniecznie zaopatrzyć się w truciznę. A ona się śmiała. (....) (cyt. za: M. Gliński, op.cit.). 

Gdy autorka Canticum canticorum była na pierwszym roku studiów, wzbierały coraz bardziej zarówno antysemityzm jak i nastroje inspirowane włoskim faszyzmem, w mniejszym stopniu narodowym socjalizmem Hitlera. Ginczanka wyrażała swój sprzeciw pisząc satyryczne wiersze dla "Szpilek" (była jedyną pisarką w zdominowanej przez mężczyzn - również starających się z nią związać - redakcji). W satyrach tych odbijają się realia życia społecznego, widać też zapowiedź wojny (Gwiazdy, Maj 1939, Praczki) oraz protest wobec haseł antyżydowskich (Bez komentarzy, Łowy). 

Oprócz tego, w czasie studiów, wspólnie z poetą i satyrykiem Andrzejem Nowickim autorka Deklaracji tworzyła słuchowiska radiowe dla dzieci i dorosłych (np. Pod dachami Warszawy z 4 VII 1937, Sensacja Amerykańska (Sherlock Holmes jedzie do Ameryki!) z 27 III 1938, Bajka o sześciu zegarmistrzach z 8 V 1939 r., za Wikipedią).

Józef Łobodowski ostatni raz widział Ginczankę latem, w czerwcu albo lipcu roku 1939, na Nowym Świecie. nic ich już wtedy nie łączyło, oprócz wspomnień (…). Jakby tknięty przeczuciem zapytał, jakie ma zamiary w razie wybuchu wojny (Pamięci Szulamity, op.cit.). Pisarka myślała o powrocie do Równego, by tam doczekać wraz z babcią końca wojny. Łobodowski doradzał jednak wyjazd do Hiszpanii, do matki, tym bardziej że wojna republikanów z generałem Franco dobiegła już końca. Zuzanna wolała jednak zostać z babcią. 

Rozpad rzeczywistości

1 września 1939 Zuzanna Ginczanka była w Równem. W sąsiadującej z miastem Hruszwicy przebywał Jerzy Andrzejewski, goszcząc u matki i ojczyma Sławomira Janczarskiego. Nieraz jeździli do Równego po sprawunki, pewnego razu postanowili odwiedzić znajomą Poetkę. Co prawda nie znali adresu, jednak wiedzieli, że babka prowadzi sklep z pasmanterią i artykułami codziennego użytku. Jak wspominał Andrzejewski, był to sklep rozległy, choć ciemny, dzięki półkom pełnym rozmaitych towarów sprawiał wrażenie zatłoczonego, otwieraniu drzwi towarzyszyło terkotanie klarownie brzmiącego dzwonka (za: Izolda Kiec, Zuzanna Ginczanka: życie i twórczość, fragmenty, Muzykalia XIII, Judaica 4; s.1). Po wizycie w sklepie okazało się, że Zuzanny w Równem nie ma, nigdy jej już nie zobaczyłem, jednak kiedykolwiek ją wspominam - słyszę zawsze ów dzwonek (...) w sklepie babki (ibidem). 

Wobec postępów wojsk niemieckich i wkroczeniu oddziałów radzieckich 17 IX, Zuzanna pozostała z babcią w rodzinnym mieście. Do Warszawy nie miała już po co wracać. Witold Gombrowicz ruszył jeszcze w czerwcu na pokładzie transatlantyku „Chrobry” do Argentyny, Andrzej Nowicki trafił do wojska, inni wyjeżdżali czy raczej uciekali ze stolicy, kierując się albo do Lwowa albo jeszcze dalej na południe, ku granicy z Rumunią.

Czerwone wyzwolenie

Jak podaje Izolda Kiec, już w październiku 1939, wobec sowieckiego "rozkułaczania" i uspołecznienia majątku należącego do burżuazji (w tym prowadzonych przez drobnomieszczaństwo drogerii itp.), którego przejawem było m.in. znacjonalizowanie sklepu Sandbergów i zarekwirowanie niemal całego mieszkania dla niższych funkcjonariuszy Partii, Ginczanka zdecydowała się na wyjazd do Lwowa, by tam szukać bezpiecznego schronienia wśród znajomych z Warszawy. W Równem wszyscy (zatem również donosiciele i "aktyw") znali pochodzenie Pisarki (i klasowe i narodowościowe), w dużym mieście o wiele łatwiej było zniknąć w ulicznym tłumie, grać rolę szarej pracownicy urzędu czy biura. Jak wspominała Maria Wiktorowicz: (...) Po przybyciu do Lwowa [Ginczanka] musiała szybko podjąć pracę, było to warunkiem otrzymania kartek na chleb, cukier, masło, mięso, bez których się wyżyć nie mogło (za: Izolda Kiec, op.cit., s. 2). Przezorna babcia Klara napakowała [wyjeżdżającej ZG] do walizek ile się tylko dało pościeli, zastawy, rodzinnego srebra (ibidem).

We Lwowie Poetka otrzymała kwaterę w kamienicy przy Jabłonowskich 8a; oprócz niej żyli tam w wynajmowanych izbach Zofia i Władysław Bieńkowscy, Marian Eile, Franciszek Gil i Karol Kuryluk. Wkrótce wspólnie z przyjaciółką z Równego Lusią Gelmont, autorka Treści zaczyna pracę jako pomocnik buchaltera (dziś: asystent księgowego czy młodszy księgowy) w kierowanym przez prof. Jakubowskiego Biurze Uzdrowiskowym. 

W tym samym czasie Ginczanka wyszła za maż za urodzonego w Będzinie na Śląsku krytyka sztuki i prawnika pochodzenia żydowskiego, kustosza Muzeum Historycznego we Lwowie, Michała Weinziehera. 17 IX 1940, w rocznicę "wyzwolenia" Kresów przez ZSRR wstąpiła (volens nolens, jak można mniemać) do Związku Radzieckich Pisarzy Ukrainy. Publikowała własne poezje i przekłady na polski w "Nowych Widnokręgach" oraz ukazującym się we Lwowie kwartalniku "Almanach Literacki". Józef Łobodowski pisze, że za okupacji radzieckiej ZG jeździła do Moskwy i przekładała Majakowskiego (Pamięci Szulamity, op. cit.).

Izolda Kiec zauważa, że zgodnie z niektórymi relacjami, we Lwowie Zuzanna Ginczanka wciąż bardzo wiele pisała. Wdowa po grafiku i scenografie Andrzeju Stopce, Wincentyna Wodzinowska-Stopkowa, opowiadała, że otrzymała od Poetki na przechowanie rękopisy kilku wierszy, które niestety zaginęły (Wodzinowska-Stopkowa zmarła w marcu r. 1990, informacja, jak podaje Izolda Kiec, pochodzi z ostatniej rozmowy z nią, z 14 XI 1989). Pani Wodzinowska zapamiętała tylko kilka wersów: „usta w tym śnie zostawiłam / płacząc w tym śnie zostałam / inni prowadzą mnie oraz początek innego wiersza: "gdy oto pęka wiersz / nie mogąc pomieścić grozy". (za: I. Kiec, op.cit., s. 2).

Brunatni nadludzie

Latem 1941 r., wraz z rozpoczęciem operacji „Barbarossa”, otwiera się nowy rozdział dziejów wschodniej Galicji i Kresów. Najbardziej tragiczna okazuje się - tak samo jak w Generalnym Gubernatorstwie - sytuacja Żydów. Przeciwko nim skierowane są akcje ludobójczych Grup Operacyjnych SS (osławione Einsatzgruppen idące za jednostkami frontowymi by „oczyszczać” zajęte tereny z Żydów i komunistów). Babcia Ginczanki umiera na zawał serca właśnie w drodze do jednego z miejsc zagłady, położonego w pobliżu Równego Zdołbunowa. 

W lecie r. 1941, po zajęciu Lwowa przez III Rzeszę, również Poetka musiała się ukrywać. Zamaskowanie pochodzenia bardzo utrudniała typowo semicka, a przy tym przyciągająca uwagę swą wspaniałością, uroda. Stąd fałszywe dokumenty podawały pochodzenie armeńskie, co było dość prawdopodobne we Lwowie - mieście z żyjącą w nim od wieków diasporą ormiańską. 

Zuzanna Ginczanka mieszka nadal w domu przy Jabłonowskich. Gospodynią jest niejaka Zofia Chominowa, jej syn, Marian, służy w zorganizowanej przez Niemców organizacji Baudienst (Służba Budowlana). Jak zaznacza Izolda Kiec, gdy we wrześniu 1939 r. nastała "władza ludu", Chominowa z synem niechętnie oddawali dom przybyszom [czy raczej uciekinierom – RM] z Polski. Po pewnym czasie, gospodyni postanawia usunąć "niewygodnych" lokatorów kamienicy. Właśnie ona składa do niemieckiej policji (Schutzpolizei, policja ochronna, tzw. szupo; oprócz tego działała policja bezpieczeństwa Sicherheitspolizei, Sipo a także kolaborancka, prześladująca "z zapałem" Polaków i Żydów, policja ukraińska). Franciszek Gil pisał, że latem roku 1942, gdy trwała jedna z „największych (...) lwowskich akcji [przeciwko Żydom] trzykrotnie w ciągu [jednego dnia] wchodziły po nią [ZG] patrole. Chowała się, za trzecim razem, w ostatniej sekundzie, wyprowadził ją schodami od podwórza mieszkający [w tym samym mieszkaniu] kelner” (za: I. Kiec, op.cit., s. 3).

Walka o przeżycie

We wrześniu 1942 r. powstało getto lwowskie. Pisarka decyduje się na ucieczkę do Krakowa, do męża. który pod nazwiskiem Danilewicz ukrywa się u Güntnerów przy ul. Mikołaja Zyblikiewicza 5. Jego brata NKWD rozstrzelało w Katyniu, ojciec zaś, lekarz i poseł na Sejm II RP, został zamordowany w rodzinnym Będzinie na Śląsku.

Mąż autorki Zdrady miał źródło dochodu, gdyż współpracował z francuską firmą kosmetyczną, działającą zapewne w Państwie Francuskim marszałka Petaine'a (stąd możliwość sprzedaży towarów w Generalnym Gubernatorstwie). Oprócz tego, zdaje się, że miał powiązania z podziemiem komunistycznym, odwiedzał go czasami Franciszek Zając, działacz partyjny ze Śląska, a za obrazem w jego pokoju ukryta była "bibuła" czyli konspiracyjne pisma, broszury itp. (I. Kiec. op.cit., s. 5-6). 

Po kilku miesiącach od wprowadzenia się "Michała Danielewicza" do Güntnerów, do Krakowa przyjeżdża jego żona, Maria czyli Zuzanna Ginczanka. Dokumenty podają narodowość ormiańską, potwierdza to jej wygląd. Wcześniej, Janusz Woźniakowski i Franciszek Gil wywieźli Poetkę pociągiem przez Sambor albo Stryj do Felsztyna. W Felsztynie przez jesień 1942 Pisarka mieszkała u ciotki Wożniakowskiego, jednak wkrótce sąsiedzi zaczęli "coś podejrzewać", musiała uciekać. Franciszek Gil relacjonował, że już na stacji kolejowej w Chyrowie „przepadłaby gdyby nie to, że [pewien] Niemiec, znajomy Janusza [Woźniakowskiego] oświadczył ukraińskiej policji i szupowcom [czyli niemieckiej Schutzpolizei - RM] że Zuzanna Ginczanka to jego znajoma. (...) Wobec jej wybitnej i wybitnie typowej urody nie sposób było przebrnąć przez pociągi i dworce (…)” (za: I. Kiec. ibidem). 

Czas ukrywania się w Krakowie to czas strachu. Jak wspominała Maria Kawalerowicz, pokój Poetki był stale w nieładzie, uwagę zwracało mnóstwo rozsypanego na stole pudru (być może dla "poprawy wyglądu" dzięki rozjaśnieniu karnacji?) Pisarka całe dnie spędzała w pościeli, mawiała nieraz że w lenistwie jest źródło mej twórczości (za: Izolda Kiec, op.cit., s. 6). Ginczanka wychodziła z domu rzadko, nigdy samotnie, zawsze towarzyszyło jej kilka osób. Osłaniała twarz kołnierzem płaszcza, na oczy - tak charakterystyczne, o przedziwnych barwach - spuszczała rondo kapelusza. Nie dość, że nie wtapiała się w tłum, to jeszcze dodatkowo zwracała na siebie uwagę tak przechodniów, jak i wszechobecnej policji niemieckiej i konfidentów. Obawa przed aresztowaniem równoznacznym dla Żydówki z wyrokiem śmierci, spowodowała, że postanowiła przeprowadzić się do Swoszowic pod Krakowem. Tam spotyka przybyłą z Warszawy, uciekającą tak jak i ona przed zagładą, Blumkę Faradis (zwaną Bożenką, jak podaje I. Kiec, op.cit., s. 6-7, zaznaczając, że w zbiorach warszawskiego Muzeum Literatury im. Adama Mickiewicza znajduje się przedwojenny list Blumy do Zuzanny). 

Jeszcze w r. 1943, podczas łapanki Niemcy aresztują Janusza Woźniakowskiego. Znajdują kwit z pralni z adresem przy Zyblikiewicza. Gestapowcy katują go w śledztwie, a następnie przywożą na rewizję do domu na ul. Zyblikiewicza. Zachował się - jak zaświadcza Franciszek Gil - z godnością, nie zdradził ani nie wydał lokatorów kamienicy, ani słowem, ani gestem. Niemcy zabierają jednak męża Ginczanki, Michała. 6 IV 1944 nazwiska Woźniakowskiego i Danielewicza znajdują się na liście skazanych na śmierć. Na pierwszym wyrok już wykonano.

W rękach Niemców

Poetka - bojąc się aresztowania - wraca w r. 1943 (nie w 1944!) do Krakowa. Zamieszkuje przy Mikołajskiej 26, u Elżbiety Mucharskiej, dawnej znajomej jej męża. 

Jesienią lub na początku zimy 1943 r. zabiera ją Gestapo. Zachowała się relacja z aresztowania złożona przez Wincentynę Wodzinowską-Stopkową: ([T]rzeciego roku wojny [! Zatem- jak można sądzić - nie pod koniec r. 1944, - RM] weszli do naszego mieszkania trzej gestapowcy. (....) [P]okazali nam grypsy od Janka Woźniakowskiego. (....) Niemcy dali nam cienkie bibułki, złożone w kwadraciki. Dla nas te grypsy były gardłowe [czyli oznaczały śmierć - RM] ale i dla Zuzanny Ginczanki i innych. Janek pisał je chyba [na Montelupich] w gorączce [wywołanej zapewne biciem i torturami - RM] . Zuzanna ukrywała się u pewnej pani (...) na bibułce napisane było hasło, na które pani ta otwierała schowek Zuzanny, Żydówki. Wodzinowska-Stopkowa podkreślała, że Janek Woźniakowski Zuzannę kochał, oddałby za nią życie (za: I. Kiec, op.cit., s. 7-8, tam również relacja mającego w r. 1944 10 lat Jerzego Tomczaka, wnuka Elżbiety Mucharskiej). 

Relację z ostatnich dni życia Zuzanny Ginczanki przekazała siostra Tadeusza Brezy, Krystyna Garlicka (zob. cytat: I. Kiec. op.cit., s. 8-9). Garlicka wspominała m.in., że Pisarka „bardzo bała się bicia, jednak obrała metodę, że najbardziej zależy jej na włosach (...) Na śledztwie stale je poprawiała, co zauważyło Gestapo. Z całym okrucieństwem zaczęli je szarpać (...) Ciągnęli ją po ziemi za włosy. Krzyczała okropnie, jednak wytrzymała i nie przyznała się, że jest Żydówką. Niestety, koleżanka (…) załamała się. (...) Był to wyrok na obie” (ibidem, o warunkach życia więzionych kobiet i sposobach "badania" przez Gestapo w więzieniu na Montelupich w Krakowie w okresie poprzedzających aresztowanie Poetki: zob. np. W. Kurkiewiczowa [w:] Za murami Monte. Wspomnienia z więzienia kobiecego Montelupich-Helclów 1941-1942, Kraków 1972).

Opracowania biograficzne podają, że Ginczanka została rozstrzelana na dziedzińcu więzienia w Krakowie, przy ul. Montelupich pod koniec r. 1944 lub w pierwszych dniach r. 1945, tuż przed zajęciem Krakowa przez armię radziecką. Jednak historyk IPN Ryszard Kotarba twierdzi, że Niemcy rozstrzelali ją zapewne już wiosną 1944 na terenie obozu koncentracyjnego KL Płaszów, jako Zuzannę Gincburg. 

Kotarba podkreśla, że Ginczanka i Bluma Fardis - wbrew pojawiających się w relacjach i opracowaniach twierdzeniom - nie mogły być zamordowane na dziedzińcu więzienia przy Czarnieckiego i to tuż przed końcem okupacji Krakowa, gdyż więzienie to już nie działało. Nie są też znane wypadki przeprowadzania w nim egzekucji. Z pewnością rozstrzeliwano więźniów na dziedzińcu przy ul. Montelupich. Po zakończeniu śledztwa więźniowie stawali się dla Gestapo "zbędnym balastem", czekała ich zwykle śmierć albo obóz koncentracyjny (obóz zagłady). Kotarba pisze, że Zuzanna i Bluma zostały zapewne rozstrzelane i to jeszcze w pierwszej połowie roku 1944. Ich sytuację pogarszało dodatkowo pochodzenie.

Gdzie je zamordowano? W tym czasie - jak zaznacza Kotarba - Gestapo przewoziło więźniów na egzekucje do Płaszowa. Ostatnia wiadomość o Poetce pochodzi z 18 IV 1944 r., niewiele później, w maju, Niemcy zlikwidowali więzienie przy Czarnieckiego. Udokumentowany jest transport większej grupy więźniów do KL Płaszów 5 V 1944 r. Pozostawiono w obozie tylko nielicznych, przydatnych jako fachowcy; niemal 30 osób, głównie Żydówek, rozstrzelano i to natychmiast. Zdaniem Kotarby bardzo prawdopodobne wydaje się, że właśnie w tej grupie były Zuzanna Ginczanka i Bluma Fradis. 

Kończąc część biograficzną, przypomnijmy, że w 100-lecie urodzin autorki Dziewictwa, w marcu roku 2017, na domu przy Mikołajskiej 26 w Krakowie, w którym Pisarka ukrywała się od r. 1943, wmurowano tablicę pamiątkową. Tablica mówi o wybitnej poetce języka polskiego z wyboru, na tablicy również cytat z otwierającego jej jedyny tom poezji wiersza O centaurach"oto głoszę namiętność i mądrość/ ciasno w pasie zrośnięte / jak centaur".

Spojrzenie na dorobek twórczy Zuzanny Ginczanki

Niedługo minie 80 lat od śmierci autorki Pychy, jednak jej poetycka osobowość wciąż, chyba nawet coraz to mocniej, nawiedza naszą literaturę, jednak sama twórczość pozostaje (jeszcze?) poza kanonem. 

Przypomnijmy, że Ginczanka publikowała w "Skamandrze" i "Wiadomościach Literackich", w „Szpilkach” drukowano m.in. jej złośliwe satyry przeciwko szowinizmowi, antysemityzmowi (oglądającemu się nieraz na wzorce rodem z III Rzeszy) i faszyzmowi lub autorytaryzmowi oglądającemu się na Mussoliniego i generała Franco.

Odwoływała się zarówno do poetyki „Skamandra” (słownictwo potoczne, witalizm, tzw. obniżenie tonu) jak i do Bolesława Leśmiana (przede wszystkim często pojawiające się neologizmy). W ostatnich powstałych przed wrześniem 1939 r. utworach zwracała się nieraz ku katastrofizmowi Józefa Czechowicza i Żagarystów. Jej kunszt poetycki tym bardziej zasługuje na uznanie i podziw, że Autorka nauczyła się polskiego samodzielnie, ponoć pod wpływem wierszy Juliana Tuwima. W domu rodzinnym mówiono po rosyjsku (może znała tez, przynajmniej biernie jidysz?).

Izolda Kiec sugeruje, że znaczny wpływ na młodą, być może przedwcześnie dojrzałą, Zuzannę Ginczankę miały powieści Ewy Szelburg (potem: Szelburg-Zarębiny), w l. 30 żony dyrektora Gimnazjum im. Tadeusza Kościuszki w Równem (za: M. Glińskim, por. też wiersz Przyszło, napisany przez Zuzannę Ginczankę gdy miała 15 lat).

Co prawda Adam Ważyk nazwał Ginczankę "Tuwimem w spódnicy" jednak jej zależność od Skamandrytów nie była całkowita, a współcześni badacze coraz częściej określają poezję autorki Żeglugi jako zjawisko sui generis w literaturze polskiej, badając je m.in. z perspektywy gender studies i feminizmu. Poetka łamała stereotypy, buntowała się (jednak zawsze mogła liczyć na pomoc np. Juliana Tuwima), zaś zdaniem Izoldy Kiec, nie potrzebowała męskiej rekomendacji by zaistnieć w życiu kulturalnym. Jednakże, jak przypomina Mikołaj Gliński, za fasadą niezależności, tak samo jak za parawanem zachwytów mężczyzn sławiących jej urodę i chwalących jej poezję, krył się dramat, który wyrażał się - i tylko tak mógł się wyrażać - w melancholijnej, przepełnionej wątkami androginicznymi liryce.

Młodzieńcze wiersze Ginczanki głosiły pochwałę życia i zmysłowości, często odwoływały się do biologii i fizjologii kobiety, nawet w drastyczny sposób. Można w nich dostrzec bunt przeciwko pruderyjnemu, prowadzącemu do hipokryzji wychowaniu mieszczańskiemu, ale też postawę daleką od pseudo-wyzwolenia i pozornego libertynizmu, skarykaturowanych np. przez Gombrowicza w sylwetkach MłodziakówJak przypomina Małgorzata Olszewska, sensualizm Poetki staje się drogą poznania rzeczywistości, wyraża wiarę w zdolność materii lirycznego słowa do stania się równoważnikiem rzeczywistości. Jak pisze autor wyboru poezji Ginczanki Wniebowstąpienie ziemi, Tadeusz Dąbrowski, jej młodzieńcze wiersze, powstające pod wpływem „Skamandra” i Leśmiana, zachwycają „słowotwórczym szałem, skrótowością metafor, wirtuozerską grą na głoskach, kubistycznym [!] obrazowaniem - a jeśli bywają naiwne, to w mądry sposób” (za M. Glińskim). Zmysłowość i erotyka łączyły się z ironia (np. wiersz Dziewictwo z kontrastem żywej, płodnej, zapładniającej i zapładnianej natury i "nas" (…) "w hermetycznych/ jak stalowy termos/ sześcianikach tapet brzoskwiniowych, / uwikłan[ych] po szyję w sukienki, / prowadz[ących]/ kulturalne/rozmowy. Oprócz tego, jak zauważa Mikołaj Gliński, w poezji Zuzanny Ginczanki zmysłowość i erotyka splatały się z doświadczeniem kultury rozumianym sensu largo.

Oprócz tego, już w najwcześniejszych utworach Poetka opisuje świat korzystając z odwołań do tradycji i mitów, m.in. mitologii Dalekiego Wschodu (cykl Chińskie bajki o La-Licie, ulepionej z gliny gejszy, ożywionej przez zakochanego w niej mężczyznę), mitów germańskich (wiersz Zygfryd) oraz wątków i motywów ze świata antyku grecko-rzymskiego (m.in. centaury) a także Starego Testamentu (np. Adam i Ewa - bohaterowie wiersza Poznanie, nawiązania do ulubionej Pieśni nad Pieśniami). Z czasem, dominacja zmysłowego sposobu doświadczania rzeczywistości maleje, by ustąpić miejsca poznawaniu świata za pomocą kultury. 

Małgorzata Olszewska zaznacza, że przesłanie artystyczne Pisarki można określić zwięźle jako "heroiczną radość" z istnienia samego w sobie, nawet jeżeli jest ono stale naznaczone niepokojem egzystencjalnym bądź obcością. Obcość ma tu duże znaczenie, zwłaszcza że Zuzanna Ginczanka stale, konsekwentnie, tak w twórczości jak i w życiu podkreślała swą osobność i odmienność, wynikającą m.in. z żydowskiego pochodzenia. 

Poezja trwalsza od spiżu

Twórczym wyrazem przeżyć lwowskich stała się ironiczna trawestacja Horacego i Słowackiego – słynny wiersz *** (Non omnis moriar), przejmujące świadectwo martyrologii Żydów skazanych na zagładę przez III Rzeszę, stworzone po polsku, przez polska poetkę pochodzenia żydowskiego.

Tuż po wojnie, w r. 1945, przyjaciółka Ginczanki jeszcze z młodzieńczych lat w Równem, Lusia Gelmont (po mężu Stauber) przekazała rękopis wiersza redaktorowi pisma "Odrodzenie" Karolowi Kurylukowi. Wiersz ukazał się w 12 numerze z r. 1946, wraz z komentarzem Juliana Przybosia. Przyboś pisał m.in. Tylko wiersze [Mieczysława] Jastruna, która są jak epitafia na grób milionów czynią podobne wrażenie, lecz nawet one (...) nie dają tej brutalnej prawdy (...) Wiersz odczytaliśmy z podartej, zmiętej kartki, zapisanej przez Poetkę ołówkiem. (…) jak gryps więzienny szyfrowanej w groźnym miejscu. (...) "Testament mój" [Zuzanny Ginczanki] obraca w niwecz dumę artystowską, oskarża ludzką bestię, boli jak niezagojona rana (...) (J. Przyboś, Ostatni wiersz Ginczanki, "Odrodzenie" 12/1946, s. 5, za: I. Kiec, op.cit., s. 4).

Izolda Kiec podkreśla, że poetycki i życiowy testament Ginczanki to nie tylko ironiczna negacja wysublimowanej literatury, to przede wszystkim oskarżenie rzeczywistości, świata (czy raczej społeczeństwa, świata budowanego przez ludzi), który unicestwia próby realizacji twórczy ideałów i planów. Można nawet twierdzić, że w Non omnis moriar po raz pierwszy realny świat wokół Autorki znajduje tak bezpośrednie odbicie w jej poezji (Izolda Kiec, op.cit. s. 4). Wiersz ukazuje paradoks ukształtowanej w okresie okupacji niemieckiej relacji człowieka dzień w dzień zagrożonego śmiercią, żyjącego stale w przemożnym strachu, z towarzyszącymi mu przedmiotami codziennego użytku, z "rzeczami zwykłymi", "rzeczami żydowskimi", które zastąpić muszą poetycką lutnię i pióro. Właśnie owe rzeczy określają egzystencję człowieka, nie odwrotnie, one mają wartość, one decydują o jego losie (np. srebra i złote monety którymi można próbować przekupić gestapowców). Człowiek pozbawiony przedmiotów, które gromadził od lat, traci tożsamość, traci zakorzenienie w świecie (ibidem). Dlatego tak silne okazuje się nieraz pragnienie mnożenia, rozbudowywania tego materialnego świata dookoła człowieka, świata który jako jedyny (czy na pewno?) zapewni trwanie. Jednakże człowiek zostaje unicestwiony właśnie z powodu należących doń rzeczy, które są zarazem źródłem pamięci, jak i źródłem zagrożenia, i to zagrożenia życia samego (I. Kiec. op.cit., s. 4, zob. też K. Wyka, Nad otchłanią [w:] W trzecią rocznicę zagłady ghetta w Krakowie (13.III. 1943-13.III. 1946), red. M. Borwicz et al., Centralna Żydowska Komisja Historyczna, Kraków 1946, s. 79.).

Realia Lwowa czasów okupacji znalazły odzwierciedlenie w Non omnis moriar również na innym planie. Zofia Chominowa, donosicielka chyżamatka folksdojczera [czyli Volksdeutscha – RM], niemieccy szupowcy, którzy będą pod pozorem rewizji „szukać kamieni i złota / W kanapach, materacach, kołdrach i dywanach”, to rzecz jasna bohaterowie negatywni liryku, wskazujący na obszar przeżyć Poetki w czasie terroru hitlerowskiego.

Jednakże intymne, najbardziej osobiste i najbardziej przerażające zarazem doświadczenia Ginczanki, tak silnie odzywające się w ostatnim wierszu, zyskują nowy kontekst i nowy komentarz w sferze doświadczeń zbiorowych (I. Kiec, op.cit., s. 5). Końcowy obraz Non omnis moriar, obraz ludzi przemienionych w anioły, tak jak u Słowackiego, jednak uskrzydlonych zakrwawionym puchem rozrywanych pierzyn koresponduje i nakłada się na autentyczny obraz doświadczeń ukrywających się we Lwowie Żydów, w tym rozrywania kołder, poduszek itp. przez Niemców, szukających kosztowności (zob. np. cytat z Dzienników S. Czortkowera, zapis z 8 listopada 1940 r., za: I. Kiec, op.cit., s. 5). 

Realia okupacji eksponowane w Non omnis..., ich stała obecność, nie oznacza sama przez się utraty wiary w absolut słowa poetyckiego. Swój los ZG zamknęła przecież w ponadczasowej, klasycznej formie wiersza. Co prawda Pisarkę pochłonęła rzeczywistość wojny i Holokaustu, jednak poezja umożliwiła jej ocalenie świadectwa swej historii, swego losu. Można zatem powiedzieć, że potwierdziła deklarację Horacego i to wcale nie w paradoksalny sposób (I. Kiec, s. 5, cytująca tekst Anny Kamieńskiej Testament ironiczny [w:] tejże, Od Leśmiana. Najpiękniejsze wiersze polskie, Iskry, Warszawa 1974, s. 219).

Na zakończenie zauważmy, że poszukiwania własnego języka poetyckiego, widoczne w odwołaniach do Bolesława Leśmiana, futurystów i poetyki awangardy wraz z bezkompromisowym podejściem do przedstawiania doświadczeń tak kobiety, jak i Żydówki, pozwalają na twierdzenie, że w zmarłej w wieku zaledwie 27 lat Zuzannie Ginczance nasza poezja utraciła talent wielkiej miary.

dr Rafał Marek, 22.07.2023

Literatura:

Jadwiga Czachowska, Alicja Szałagan (red.), Współcześni polscy pisarze i badacze literatury: słownik biobibliograficzny, t. 3, G-J, WSiP, Warszawa 1994 (dostęp: 18.07.2023). 

Jerzy Durka, Wystawa wołyńska 1928 roku - organizacja i znaczenie [w:] Między mitem a rzeczywistością. Kresy Wschodnie w XIX i XX wieku, red. A. Dawid, J. Lusek, Muzeum Górnośląskie i Uniwersytet Opolski Bytom–Opole 2017, s. 337-351 (dostęp: 17.07.2023).

Mikołaj Gliński, Sana, Saneczka, Gina - piękno i piętno Zuzanny Ginczanki, 11 III 2014; https://culture.pl/pl/artykul/sana-saneczka-gina-piekno-i-pietno-zuzanny-ginczanki (dostęp: 17.07.2023). 

Agnieszka Haska, „Znałam tylko jedną żydóweczkę ukrywającą się…” Sprawa Zofii i Mariana Chominów, Zagłada Żydów. Studia i Materiały, nr 4 (2008), s. 392-407; (dostęp: 18.07.2023).

Izolda Kiec, Zuzanna Ginczanka: życie i twórczość, fragmenty, Muzykalia XIII, Judaica 4; s.1-9;

Paweł Libera, Józef Łobodowski (1909-1988): szkic do biografii politycznej pisarza zaangażowanego, Zeszyty Historyczne (Paryż) 160 (2007), s. 3-34; (dostep: 16.07.2023);

Józef Łobodowski, Pamięci Sulamity, Toronto 1987, (fragment "Zuzanna Ginczanka") (dostęp: 16.07.2023);

Jarosław Majewski, Listy do przyjaciela o Zuzannie Ginczance, GW Wysokie obcasy, 30 X 2004, https://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,96856,2359047.html?disableRedirects=true (dostęp: 17.07.2023);

Włodzimierz Mędrzecki, Polacy i ich Wołyń 1921-1939, Niepodległość i Pamięć, 27, 2008, s. 125-151 (dostęp: 17.07.2023);

Małgorzata Olszewska, Zuzanna Ginczanka, XII 2007, https://culture.pl/pl/tworca/zuzanna-ginczanka (dostęp: 17.07.2023). 

Zuzanna Ginczanka - wiersze, utwory, twórczość