Zza barykad

„Moje” – myślałam, „ja” – myślałam, „tamci” – myślałam, „ich” – myślałam
– oto się piętrzy
twardo przed światem
wrogi
forteczny
wał
barykadą –
tak nas rozdziela: „mnie” i „resztę” słów nieprzebyty, nieufny nawał;
głową o mur nie przebijesz ściany.
Zamknięto pokój.
Samotność.
Patos.

Jakże się światu cała opowiem, jakże się światu zwierzę bezbronnie,
i jakże świat mi się zielem wyzna – smakiem czereśni ze mną pojedna?
– W żadnym rachunku się nie zgodzimy,
nic nas nie doda w sumę,
nie spoi –
na każdej kartce,
w każdym liczydle
on będzie: jeden –
ja będę: jedna
To bardzo proste (jak pion, jak pewnik)
bo raz przecięła naszą spojoność,
naszą wspólnotę,
naszą jedyność
– jak brzytwa – chwila mega poczęcia – ;
można się tylko do świata tulić
i być z nim ciasno, ciasno splecioną,
lecz są granice naszych naskórków
i każde „spleść się” – to tylko „tęsknić”

Kiedy ci mówię wzrokiem, – kochany –, że twoja jestem, twoja, twoja,
nawet nie słyszysz mojej rozpaczy i moich lęków i niepokojów, –

nawet nie słyszysz, że tak się boję, gdy całym sercem w ciebie przenikam,
że ci zaciążę, że cię obarczę gnącym ciężarem moich barykad –

patrzysz mi w oczy jak w szklane szyby, jak w nieprzebite graniczne szyby
i nie wiesz wcale, jak w myśli wołam: uwolń mnie, miły, ratuj i wybaw –

25 stycznia 1934

Czytaj dalej: Na zdarzenie z życia prywatnego - Zuzanna Ginczanka