Autorką streszczenia jest: Adrianna Strużyńska.

W pustyni i w puszczy to powieść przygodowa Henryka Sienkiewicza, która ukazywała się w odcinkach w latach 1910-1911. Przedstawia losy Stasia Tarkowskiego i Nel Rawlison, którzy po porwaniu przez Arabów, wędrują przez Afrykę, aby wrócić do swoich ojców.

  • W pustyni i w puszczy – streszczenie krótkie
  • W pustyni i w puszczy – streszczenie szczegółowe
  • W pustyni i w puszczy – streszczenie krótkie

    Czternastoletni Staś Tarkowski opowiedział swojej towarzyszce ośmioletniej Nel Rawlison o aresztowaniu Fatmy – żony Smaina, krewnej Mahdiego, przywódcy powstania sudańskiego. Ojcowie chłopców pracowali jako inżynierowie dla kompanii Kanału Sueskiego. Musieli udać się do Medinet, gdzie postanowili zabrać ze sobą dzieci. Fatma poprosiła o wstawiennictwo i poleciła do pomocy Idrysa i Gebhra, wielbłądników pochodzących z jej plemienia. W podróży Staś i Nel spotkali kapitana Glena i doktora Clarego. W prezencie świątecznym Nel dostała ogromnego psa Sabę, a Staś – angielski sztucer.

    Chamis przyniósł wiadomość od inżynierów, że dzieci mają dołączyć do nich w El-Gharak. Podczas podróży, karawana zaczęła pędzić, a Staś zrozumiał, że zostali porwani, aby wymienić ich na rodzinę Smaina. Karawanę dogonił wierny Saba. Rozpoczęła się burza piaskowa, Staś próbował uciec z Nel, ale został przyłapany przez Idrysa. Upadło Chartum, bronione przez kapitana Gordona, a karawana weszła na teren okupowany przez Mahdiego. w Omdurmanie, gdzie przebywał prorok, panował głód i choroby. Mahdi wezwał Stasia i Nel na audiencję. Tarkowski odmówił przyjęcia islamu, dlatego prorok nakazał zawieźć ich do Smaina do Faszody, gdzie panowała febra. W drodze zmarła opiekunka Nel – Dinah. Okazało się, że Smaina nie ma w Faszodzie, ponieważ wyruszył po niewolników. Nel otrzymała niewolnicę o imieniu Mea. Porywacze postanowili wędrować śladami Smaina.

    Podczas wędrówki przez wąwóz, na drodze karawany stanął lew. Staś zastrzelił lwa oraz porywaczy. Towarzyszyli mu Nel, Mea i Kali – niewolnik Gebhra. Kali pochodził z plemienia Wa-hima, a jego ojciec był królem. Karawana natknęła się na słonia uwięzionego w wąwozie. Nel ubłagała Stasia, aby nie zabijał zwierzęcia, ale pozwolił jej go nakarmić, ponieważ słoń umierał z głodu. Wędrowcy zatrzymali się w baobabie, który nazwali Krakowem. Staś zaczął robić z rybich pęcherzy latawce, na których pisał, gdzie się znajdują i puszczał je w nadziei na ratunek.

    Nel zachorowała na febrę, a Stasiowi kończyła się chinina, która była na nią jednym lekarstwem. Tarkowski znalazł w okolicy obóz Szwajcara Lindego, który dał mu chininę, żywność, broń i inne przydatne przedmioty. Jego ludzi umarli na ospę i śpiączkę, a sam Linde był ciężko ranny i po trzech dniach również zmarł. Staś zabrał z jego obozu ostatniego, który przetrwał – małego Nasibu. Tarkowski uwolnił Kinga z wąwozu, dzięki prochowi otrzymanemu od Lindego.

    Wędrowcy zatrzymali się na wzgórzu, które nazwali Górą Lindego. Staś ochrzcił Kalego, Meę i Nasibu. Ruszyli w dalszą drogę i dowiedzieli się, że plemię Wa-hima prowadzi wojnę z Samburu. Staś uratował Nel zaatakowaną przez groźnego drapieżnika wobo. Tarkowski pomógł plemieniu Wa-hima wygrać wojnę z Samburu. W walce poległ jednak Fumba, dlatego jego syn, Kali, został królem. 

    Staś ruszył w dalszą drogę z ludźmi, których otrzymał od Kalego. Na suchym terenie brakowało wody, przez co wędrowcy zaczęli padać z pragnienia. Czarownicy z plemienia Wa-hima pozbawili ich resztek wody i uciekli. Saba zwietrzył trop, dlatego Staś wystrzelił racę. Okazało się, że wędrowcy napotkali kapitana Glena i doktora Clarego. Oficerowie ocalili im życie i rozpoczęli wędrówkę do Mombassy. Kali wrócił do swojego ludu. Po podróży, Staś i Nel wreszcie spotkali się z ojcami. Rawlison i Nel wrócili do Anglii, a Staś ukończył szkoły w Egipcie i Szwajcarii. Po dziesięciu latach Staś i Nel spotkali się ponownie i wzięli ślub. Odbyli sentymentalną podróż po Afryce, a następnie osiedlili się w Polsce.

    W pustyni i w puszczy – streszczenie szczegółowe

    Rozdział I. Powieść rozpoczyna rozmowa czternastoletniego Stasia Tarkowskiego i ośmioletniej Angielki Nel Rawlison. Oboje mieszkali w Port-Saidzie, ponieważ ich ojcowie: inżynier Władysław Tarkowski i dyrektor Rawlison pracowali w kompanii Kanału Sueskiego. Obydwaj mężczyźni byli wdowcami: mama Stasia, Francuzka, zmarła przy porodzie, a matka Nel zmarła na suchoty w Heluanie, kiedy dziewczynka miała trzy latka. Staś urodził się w Egipicie, gdzie chodził do angielskiej szkoły. Miał talent do języków: znał arabski, ki-swahili oraz dialekty plemion zamieszkujących w pobliżu Faszody, oprócz tego mówił po angielsku, francusku i polsku. Ojciec był patriotą, walczył w powstaniu styczniowym, dlatego zadbał, aby wychować Stasia na Polaka. Inżynier Tarkowski został zesłany na Syberię, ale udało mu się uciec z Rosji. Staś był zdolny i silny fizycznie, chętnie zajmował się wiosłowaniem, pływaniem, strzelaniem z karabinku i jazdą konną. Młody Tarkowski bezskutecznie próbował nauczyć Nel polskiego.

    Staś opowiedział Nel o aresztowaniu Fatmy, żony dozorcy Smaina oraz jej trójki dzieci – rodzina znalazła się pod kontrolą urzędnika, który pilnuje, aby nie opuścili Port-Saidu. Fatma była cioteczną siostrą Mahdiego, przywódcy powstania sudańskiego i kaznodziei głoszącego słowo Allaha. Smain udał się w imieniu egipskiego rządu do Mahdiego, aby uwolnić europejskich jeńców, ale zdradził, a ze stolicy Sudaniu – Chartumu, przychodziły wieści, że jeńcy są traktowani coraz okrutniej. Staś i Nel obserwowali czerwonaki – pelikany. Towarzyszyła im czarnoskóra piastunka Nel, Dinah. Zaczęło robić się chłodno, dlatego udali się do wilii Rawlisona, gdzie w obiedzie brali udział również inżynier Tarkowski i francuska nauczycielka Nel, pani Olivier. 

    Rozdział II. Okazało się, że pan Rawlison i inżynier Tarkowski udają się w okolice miasta Medinet, aby nadzorować prace. Zbliżało się Boże Narodzenie, dlatego postanowili zabrać ze sobą dzieci. Staś i Nel ucieszyli się, że po raz pierwszy odwiedzą krainę oddzieloną od reszty egipskiej ziemi Pustynią Libijską. Mieli zatrzymać się w namiotach dostarczonych przez Towarzystwo Podróżnicze Cooka. Cook zapewniał również służbę, kucharzy, zapas żywności, konie, osły wielbłądy i przewodników.

    Tarkowski obiecał Stasiowi, że w nagrodę za dobre oceny otrzyma angielski sztucer i będzie mógł wybrać się na polowanie na wilki. Jedynie pani Olivier nie była zadowolona, ponieważ obawiała się jazdy na wielbłądzie oraz okrutnego Mahdiego i jego wyznawców – derwiszów. Pan Rawlison uspokoił ją, że Mahdi oblega Chartum, bronione przez generała Gordona, skąd daleko do Medinet. Tarkowski podejrzewał, że Anglicy nie spieszą z odsieczą, ponieważ chcą, aby Egipt stracił Sudan i następnie planują go przejąć. Rawlison był przekonany, że protektorat Anglii nad Egiptem wyszedł krajowi na dobre, ponieważ Anglicy zapanowali nad rozlewem krwi oraz handlem niewolnikami i kością słoniową przez bandy arabskie. Czarnoskóra ludność odetchnęła z ulgą, ale Mahdi zaczął nawoływać do świętej wojny, pod pozorem zaniedbania wiary w Allaha. Wywołał powstanie, zajął Kordofan, Darfur i Sudan. Obecnie oblegał Chartum, a derwisze zapuszczali się nawet do granic Nubii. Pan Rawlison był jednak pewny, że Anglicy nie pozwolą mu na zdobycie Egiptu. 

    Do domu Rawlisona przybyła Fatma. Poprosiła o wstawienie się za nią, aby egipski rząd pozwolił jej na wyjazd do męża, który rzekomo leżał złożony chorobą. Była przekonana, że wkrótce ona i jej dzieci zostaną zabici. Jako krewna Mahdiego obiecywała wstawić się za uwolnieniem chrześcijańskich jeńców. Chociaż Tarkowski był przeciwny, Rawlison obiecał pomówić o Smainie z chedywem, wicekrólem Egiptu, Isma’ilem Paszą. Kobieta obiecała, że dwaj mężczyźni z jej plemienia Dangalów: Idrys i Gebhr, są wielbłądnikami i będą służyć Rowlisonowi w Medinet. Obaj mężczyźni wiedzieli jednak, że Fatma kłamie w sprawie niewinności swojego męża. Wieczorem Fatma napisała do Idrysa list, który przekazała mu przez dozorcę Chaima, również należącego do plemienia Dangalów. 

    Rozdział III. Rawlison i Tarkowski wyjechali do Kairu, gdzie spotkali się z chedywem. Kazali jednak przekazać Fatmie, że nie są w stanie jej pomóc. Następnie dotarli do Medinet, a dzieci miały do nich dołączyć, kiedy Staś rozpocznie zimowe wakacje. Dzień przed wyjazdem, skorpion ukąsił panią Olivier w szyję, dlatego podróż miała zostać przełożona. Ojcowie zgodzili się na podróż pod opieką starej Dinah, ale Staś miał pełnić funkcję przewodnika i skarbnika. W pociągu dzieci spotkały kapitana Glena i doktora wojskowego Clary’ego. Jak się okazało w rozmowie, Ryszard, stryj Nel, mieszkający w Bombaju, był mężem siostry Clary’ego. Oficerowie nie mogli jednak udać się do Medinet, ponieważ czekali na statek do Mombassy. 

    Rozdział IV. Tarkowski i Rawlison bardzo ucieszyli się z przybycia dzieci. Klimat w otoczonym pustynią Medinet był o wiele zdrowszy od Kairu, dlatego Rawlison liczył, że to wyjdzie Nel na zdrowie. Miał nadzieję, że w przyszłości uda mu się wybudować tutaj dom. Następnego dnia, na miejscu pojawił się Chamis, ich znajomy z Port-Saidu, którego Rawlison przyjął jako chłopca na posyłki. Wieczorem z namiotu zaczęło dobiegać szczekanie psa – w ten sposób Nel dowiedziała się, że Tarkowski kupił jej w prezencie świątecznym potężnego mastiffa o imieniu Saba, co oznacza lew. Pies mimo olbrzymich rozmiarów był bardzo łagodny, ale zaniepokoił się na widok Idrysa i Gebhra, którzy zaproponowali podróżnym swoje wielbłądy.

    Rozdział V. Nadeszła Wigilia, dlatego w namiocie Rawlisona ubrano specjalnie dla Nel świąteczne drzewko. Dziewczynka dostała w prezencie słodycze i sprowadzoną z Kairu lalkę, a Staś – wymarzony sztucer angielski, przybory myśliwskie i siodło. Nel wytrwale tresowała Sabę, a jego widok oraz słodycze, którymi częstowała, zaczęły sprowadzać do obozu tłumy arabskich dzieci. Po trzech dniach rozpoczęły się wycieczki kolejką wąskotorową oraz na grzbiecie wielbłądów, które dostarczyli Idrys i Gebhr. Towarzystwo odwiedziło między innymi ruiny starożytnego Krokodilopolis. Staś chętnie strzelał do ptaków, a jego celność budziła podziw. Okazało się, że pani Olivier nie przyjedzie do Medinet, ponieważ odnowiła się jej róża na twarzy. 

    Rawlison i Tarkowski musieli udać się na inspekcję kanału, dlatego zostawili Nel pod opieką Dinah, Stasia i miejscowego gubernatora. Mężczyźni zabrali ze sobą Chamisa, aby za jego pośrednictwem kontaktować się z dziećmi. Początkowo inżynierowie odwiedzali pobliskie roboty, dlatego w ciągu dnia Staś i Nel do nich przyjeżdżali, a noce spędzali w obozie. Po święcie Trzech Króli ojcowie musieli jednak wyjechać dalej. Ku zaskoczeniu dzieci, w obozie pojawił się Chamis i oznajmił, że pojadą pociągiem, a następnie z ojcami udadzą się dalej na wielbłądach. Chamis twierdził, że Idrys i Gebhr mają list od inżynierów, w którym wyjaśnili, dlaczego zmieniły się ich plany. Towarzystwo dotarło koleją do El-Gharak. Spotkali tam Idrysa, Gebhra oraz dwóch nieznajomych Beduinów, ale ojców nie było na miejscu. Idrys wyjaśnił naczelnikowi stacji, że wiezie dzieci do Anglików, którzy rankiem udali się na pustynię. Ten nie zwrócił jednak uwagi, że Beduin skierował się w przeciwną stronę. Beduini nieustannie popędzali wielbłądy, aż pęd przeraził Nel. Jechali przez dwie godziny, a wciąż nie było śladu obozu – wtedy Staś zrozumiał, że zostali porwani.

    Rozdział VI. Tarkowski i Rawlison oczekiwali na dzieci, ale w mieście El-Fachen. Kiedy przyjechał pociąg, a w nim nie było Stasia i Nel, zaczęli się niepokoić. Wysłali depesze do Stasia i gubernatora. Gubernator poinformował ich, że dzieci wyjechały do El-Gharak. Mężczyźni dotarli na stację, gdzie naczelnik powiedział im o napotkanych dzieciach. Zrozumieli, że Staś i Nel zostali porwani, prawdopodobnie, aby wymienić ich na rodzinę Smaina. Od Chartum dzieliło ich jednak dwa tysiące kilometrów. Mężczyźni byli przekonani, że karawana będzie musiała trzymać się blisko Nilu, dlatego postanowili się zwrócić do chedywa i ministra o pomoc. 

    Rozdział VII. Karawana z dziećmi wciąż pędziła przez pustynię. Staś postanowił wyjawić Nel, że zostali porwani oraz poprosił ją, aby upuściła rękawiczki, które mogą ułatwić pościg. Nel rozpłakała się ze strachu i dopiero po sześciu godzinach jazdy zaczęła przysypiać ze zmęczenia. W końcu wielbłądy zaczęły zwalniać i karawana zatrzymała się na odpoczynek. Gebhr znalazł rękawiczki Nel i uderzył dziewczynkę batem. Staś zerwał się i chwycił go za gardło, jednak był słabszy od Gebhra. Idrys przypomniał mu jednak, że Fatma zakazała czynić dzieciom krzywdę, ponieważ są własnością Smaina. Beduini udali się do Nilu po zapas wody, pilnując, aby nikt ich nie widział.

    Chamis przewidywał, że pościg rozpocznie się najszybciej za trzy dni. Staś próbował negocjować z porywaczami, przekonując, że ich ojcowie są bogatsi od wszystkich Sudańczyków i wynagrodzą im oddanie dzieci. Beduini obawiali się jednak powieszenia, jeśli nie dowiozą zakładników na miejsce oraz liczyli na zbawienie, które może zapewnić im Mahdi. Liczyli też na pomoc jego zwolenników. Staś zagroził, że Nel nie przeżyje drogi, dlatego Beduini stworzyli dla niej wygodne legowisko na grzbiecie wielbłąda. Zaczęło świtać, dlatego muzułmanie oddali się modlitwie. Staś również pomodlił się do Matki Boskiej. 

    Rozdział VIII. Karawana miała ruszać, kiedy niespodziewanie odnalazł ją Saba. Przestraszeni Beduini myśleli, że to lew. Chcieli zabić psa, ale Chamis odwiódł ich tego pomysłu – tylko Staś umiał strzelać, a nie mogli dać mu strzelby do ręki. Obawiał się też, że pogoń znajdzie szczątki psa. Karawana ruszyła w drogę, a Beduinów przestraszył wielki wąż, którego nie zdołali zabić. Przesądny Idrys obawiał się, że inżynier Tarkowski jest czarownikiem i zesłał na nich zwierzę, a Staś go w tym utwierdził. Na pustyni rozpętała się burza piaskowa, ale karawana nie mogła się zatrzymać ze strachu przed zasypaniem. Staś miał nadzieję, że uda mu się uciec z Nel, ale Idrys przejrzał jego plany i związał mu ręce. Beduin postanowił iść z wiatrem, chociaż w ten sposób się cofał. Burza piaskowa się skończyła, rozpoczęła się ulewa, a karawana dotarła do wąwozu. 

    Rozdział IX. Karawana schroniła się przed ulewą w obszernej wnęce znajdującej się w wąwozie. Idrys pogardliwie stwierdził, że Mahdi jest potężniejszy od białych czarowników. Staś zaopiekował się Nel, wciąż zastanawiając się, jak uciec. Zrozumiał, że dla dziewczynki byłby w stanie zabić. Zdecydował się sięgnąć po broń, znajdującą się przy śpiącym Chamisie, ale wszystkich obudziło szczekanie Saby.

    Rozdział X. Beduini pobili i skrępowali Stasia, chcieli też uciąć mu prawą dłoń, ale Idrys ich powstrzymał. Postanowili więc wymierzyć chłopakowi dziesięć ciosów batem. Staś powiedział, że nie chciał zabić ludzi, ale wielbłądy, aby uniemożliwić dalszą podróż. Beduini ponownie chcieli go zaatakować, ale w obronie chłopaka stanął Saba, a dziewczynka zasłoniła przyjaciela własnym ciałem. Nel przywołała Dinah, która porozcinała więzy krępujące Stasia. Idrys nakazał karawanie ruszać w dalszą drogę.

    Rozdział XI. Przez następnie dwa dni karawana wciąż szła, robiono tylko krótkie przerwy, aby nie zamęczyć wielbłądów, ponieważ garby zwierząt stawały się coraz mniejsze. W niektórych wąwozach czekały na nich zapasy jedzenia, dlatego Staś zrozumiał, że porwanie było dobrze zaplanowane. Nocą Beduini na zmianę czuwali, obserwując chłopaka, ale pozwolili mu więcej rozmawiać z Nel. Idrys próbował zyskać jego przychylność, w razie, gdyby dopadł ich pościg, dlatego przestał wiązać Stasia na noc. 

    Rozdział XII. Karawana jechała prawie bez przerwy przez osiemnaście godzin. Idrys nie oszczędzał wielbłądów, ponieważ obawiał się pościgu. Czekał z niecierpliwością, aż miną Assuan, ale do dzieliło ich jeszcze od niego pięć dni drogi. Stasiowi pozwolono przesiadać się na wielbłąda Nel, dlatego mógł czuwać nad dziewczynką. Chłopak ujrzał przed sobą osadę, w której rozpoznał Medinet, ale okazało się, że to tylko fatamorgana. Beduinów zaniepokoiło spotkanie ze strażnikiem, którego okłamali, że szukają porwanych dzieci. Strażnik powiedział, że za ich znalezienie obiecano wielką nagrodę, wąwozy są przeszukiwane, a rzeką pływają parowce z angielskim wojskiem. Arabowie zamordowali strażnika i ukryli jego ciało. Staś miał nadzieję, że Anglicy zwyciężą z derwiszami i zanim porywacze dowiozą ich na miejsce, nie będzie już Mahdiego. Pocieszył Nel, że pustynię patrolują strażnicy, ale nie wyjawił jej prawdy o morderstwie, aby jej nie straszyć. Idrys zapowiedział, że piaski śpiewają, co znaczy, że długo nie będzie deszczu. Kiedy zapadła noc, karawana ruszyła w dalszą drogę. 

    Rozdział XIII. Karawana minęła pierwszą kataraktę, a Beduini byli zmuszeni zbliżyć się do rzeki, ponieważ kończyły się zapasy wody. Musieli też dokarmić wielbłądy, które zaczęły tracić siły. Saba przestał dostawać jedzenie, dlatego Staś i Nel dawali mu resztki, a dodatkowo pies polował i pił wodę, do której dokopywał się w wąwozach. Stał się jeszcze groźniejszy, ale Idrys i Gebhr postanowili zawieźć go Smainowi. 

    Staś wiedział, że skoro minęli Assuan, szanse, że pościg ich dogoni stają się coraz mniejsze. Nie poddawał się jednak w kwestii planów ucieczki. Staś namówił Idrysa, aby pozwolił mu przygotować proch do strzelby, którą Beduini zdobyli od zamordowanego strażnika. Beduini z czasem przestali go uważnie pilnować, dlatego chłopakowi udało się ukryć siedem ładunków. Nastraszył Idrysa, że noże i strzelba nie wystarczą, aby obronić się przed dzikimi zwierzętami i rozbójnikami, dlatego nakłonił go do nauki strzelania ze sztucera. Chłopak ukradkiem naładował broń i szykował się do strzału, kiedy na miejscu pojawiło się dwudziestu jeźdźców na koniach i wielbłądach. Mieli oni pojmać porywaczy, jednak okazało się, że Chartum padło i przeszli na stronę Mahdiego

    Rozdział XIV. Staś zdał sobie sprawę, że jeśli nie uda im się uciec ani nie dogoni ich pościg. Jedyną nadzieją było, że Smain odda ich, aby odzyskać swoje dzieci. Obawiał się jednak, że Mahdi i derwisze tak bardzo nienawidzą chrześcijan, że Smain może nie uchronić ich przed śmiercią. Staś usłyszał rozmowę Beduinów i dowiedział się, że Anglicy zwyciężyli w bitwie z derwiszami, ale podczas szturmu na Chartum, generałowi Gordonowi obcięto głowę. Na wieść o jego śmierci, wojska angielskie wróciły na północ. Staś miał nadzieję, że napotkają oddziały wierne egipskiemu rządowi, ale szanse na to były niewielkie, ponieważ Idrys dowiedział się, że egipskie wojska znajdują się po drugiej stronie Nilu. Coraz większa liczba Beduinów przyłączała się do Mahdiego. Karawana zatrzymywała się w sprzyjających mu wioskach, wciąż powiększając się o kolejnych Arabów chcących zmierzać do proroka. Karawana minęła trzecią kataraktę, dlatego Beduini poczuli się bezpieczniej i zwolnili. Panował coraz większy upał, który dokuczał ludziom i zwierzętom, nawet gdy chronili się w wąwozach. 

    Rozdział XV. Po dwóch tygodniach wędrówki, karawana weszła na teren podbity przez Mahdiego. Teren przestał przypominać pustynię, teraz przemierzali stepy i dżunglę. Karawana napotykała wojska Mahdiego, tak agresywne i dzikie, że Idrys szybko musiał tłumaczyć, kim są i gdzie zmierzają, aby uniknąć napaści. Więcej było wśród nich czarnoskórych niż Arabów. Derwisze sprawdzali, czy nie mają do czynienia z egipskimi kupcami, ponieważ Mahdi zakazał im wstępu do Sudanu. 

    Pewnego wieczora karawana napotkała oddział emira Nur-el-Tadhila, który postanowił poprowadzić ich do Chartumu. Mężczyzna w przeszłości był egipskim oficerem w służbie chedywa, dlatego łatwiej było się z nim porozumieć. Okazało się, że Nur-el-Tadhila nie zna Smaina, chociaż ten powinien przebywać w bliskim otoczeniu Mahdiego. Emir poinformował Beduinów, że trudno jest spotkać się z prorokiem, nawet ludowi z plemienia Dangalów, lud zazwyczaj widuje go tylko podczas publicznych modlitw. Staś stracił wszelką nadzieję na odzyskanie wolności. Karawana przedostała się na Łodziach na drugą stronę rzeki. Nur-el-Tadhil poinformował, że przed nimi znajduje się Chartum.

    Rozdział XVI. Porywacze zatrzymali się w domu Tadhila, który wcześniej należał do zamordowanego podczas szturmu na miasto włoskiego kupca. Żony emira zajęły się Nel, która była wykończona po podróży. Kobiety nakarmiły dziecko, chociaż w mieście panował głód. Staś nocował na zewnątrz, jedząc tylko suchary i pijąc wodę z fontanny. Bardziej niepokoiła go jednak rozłąka z Nel, ponieważ bał się, że zostaną rozdzieleni. Idrys czekał, aż dostaną się do Omdurmanu i odnajdą Smaina. Obawiał się, że jego wysiłek nie zostanie doceniony. Chartum znajdowało się w widłach Białego i Niebieskiego Nilu, a Omdurman znajdował się po drugiej stronie Białego Nilu. Miasto było zrujnowane, na ulicach było pełno niepogrzebanych ciał. Widok dwójki białych dzieci i ogromnego psa był tak niecodzienny, że na ulicy gromadziły się wrogie tłumy, które Beduini musieli rozpędzać batem. Staś starał się uspokoić wystraszoną Nel. 

    Do Omdurmanu przedostali się łodzią. Tadhil powiedział Idrysowi, że kiedy usłyszy wezwanie do modlitwy, ma udać się na plac, gdzie Mahdi pokazuje się tłumowi, aby szerzyć swoje nauki. Towarzyszyć mieli mu kalifowie, paszowie i emirowie, wśród których powinien znajdować się Smain. W rzece było pełno krokodyli, żywiących się ciałami poległych. W Omdurmanie również panował głód, żywność była bardzo droga. Miejscowość dawniej była wioską, ale obecnie kłębiły się w niej tłumy, co prowadziło do chorób zakaźnych: ospy, dyzenterii i tyfusu. Sudańczycy bili wygłodzonych Europejczyków i Egipcjan. Umarłych chowano za miastem, gdzie ciałami żywiły się hieny. Wolni byli tylko Grecy i Koptowie, którym Mahdi pozwolił zajmować się handlem. Najlepiej traktowani byli ci, którzy udawali, że nawrócili się na islam. Jeden z Greków obiecał, że wspomni o dzieciach Mahdiemu oraz dał Stasiowi i Nel po garści suszonych fig i srebrnym talarze z wizerunkiem Marii Teresy.

    Rozdział XVII. Sytuacja w Omdurmanie sprawiła, że nawet kalifowie nie stosowali się do rozkazów Mahdiego: nawet za palenie tytoniu groziło biczowanie. Karani byli jednak tylko biedni, którym zabierano cały majątek, skazując ich na żebranie. Na rynku znajdowała się nabita na pal głowa generała Gordona. Idrys zaczynał się denerwować, ponieważ ceny żywności były tak wysokie, że zaczęły kończyć się pieniądze, które otrzymał od Fatmy. Tadhil wrócił od kalifa w złym humorze i opuścił Idrysa, odmawiając mu pomocy w szukaniu Smaina. Beduini zbudowali szałasy, a następnie udali się na miejsce publicznych modłów.

    Pojawienie się Mahdiego na kazalnicy zwiastowała donośna muzyka. Staś był zaskoczony, że wygląda on tak zwyczajnie, ponieważ spodziewał się po nim wielkiego bogactwa. Mahdi wygłosił kazanie, w którym przypomniał, że ospa jest karą za nieprzestrzeganie jego nakazów. Nawoływał również do gotowości do oddania życia za wiarę. Przypomniał, że ma widzenia i Allah powierzył mu niezwykłą misję. Koniec świata miał nadejść niebawem, ale najpierw muzułmanie mieli podbić wszystkie tereny zamieszkane przez pogan. Tłum płakał, wzruszony słowami Mahdiego. Staś zauważył, że wśród zebranych nie ma Smaina. Podszedł do nich Grek, którego spotkali wcześniej i powiedział, że Mahdi chce spotkać się ze Stasiem i Nel. Poinformował ich też, że Smain jest w Faszodzie. Grek poradził, aby Staś błagał Mahdiego o wzięcie jego i Nel w opiekę. Wykorzystał fakt, że Beduini nie rozumieją angielskiego i wyjaśnił Stasiowi, że musi obiecać przyjęcie islamu, ponieważ to jedyny sposób na ocalenie życia. Mahdi mieszkał w drewnianym domu, chociaż mógł zająć pałac Gordona w Chartumie. Grek ostrzegł Stasia, że prorok zawsze się uśmiecha, nawet jeśli nie planuje nic dobrego.

    Rozdział XVIII. Mahdi przyjął dzieci w towarzystwie swoich żon i dwóch kalifów: Abdullahiego i Szeryfa. Beduini padli przed nim na twarz – Grek skinął do Stasia, aby zrobił to samo, ale chłopak skłonił się i pozostał wyprostowany. Idrys i Gebhr opowiedzieli o trudach podróży przez pustynię, a prorok twierdził, że zesłał anioła, aby ich chronił. Staś powiedział Mahdiemu, że zostali porwani wbrew woli swoich ojców. Mahdi zapytał chłopaka, czy przyjmie jego nauki, ale Staś odpowiedział, że byłby tchórzem, gdyby to zrobił, ponieważ został wychowany w wierze chrześcijańskiej. Te słowa zmieszały proroka, ale mimo sugestii kalifa, nie zgodził się ich ukarać. Kazał odesłać dzieci do Smaina. Kalif miał wynagrodzić trud Beduinów, którzy przywieźli Stasia i Nel. Grek wypominał Stasiowi, że zgubił siebie i Nel, ponieważ Mahdi celowo wysłał ich Faszody – w mieście panowała febra i czekała ich pewna śmierć. Grek był rozgniewany, że Staś nie posłuchał jego rady, ponieważ wiedział, że jego samego też może dosięgnąć zemsta Mahdiego za przyprowadzenie buntowniczego chrześcijanina. 

    W drodze powrotnej do szałasów Nel całkowicie opadła z sił, dlatego Staś musiał nieść ją na rękach. Idrys i Gebhr zastanawiali się, co zrobić z dziećmi, ale postanowili zabrać je do Faszody, licząc na wynagrodzenie od Smaina. Beduini zaczęli brutalnie poganiać Stasia, ale opamiętali się, kiedy przypomniał im, że muszą żywi dotrzeć do Faszody. Idrys zaczął źle się czuć, ale Gebhr był przekonany, że spotkanie z Mahdim chroni przed wszelkimi chorobami. Wieczorem Staś nie dostał nic do jedzenia – Dinah wykradła dla niego garść durry, którą karmiono wielbłądy. Chłopak gorzko się rozpłakał, ponieważ postąpił honorowo, ale być może zgubił siebie, a przede wszystkim – Nel.

    Rozdział XIX. Idrys w nocy poczuł się jeszcze gorzej i rankiem stracił przytomność. Chamis, Gebhr i Beduini udali się do kalifa, ale byli rozczarowani, ponieważ liczyli na wielkie bogactwo, a otrzymali po koniu i funcie egipskim. Beduini postanowili więc udać się do Faszody, w nadziei na lepszą nagrodę od Smaina. 

    Gebhr przestał żywić Stasia i Nel, jedynym ratunkiem były srebrne talary od Greka. Beduini pozwolili chłopakowi iść na targ, ponieważ wiedzieli, że z Omdurmanu nie ma ucieczki. Gebhr zabrał jednak Stasiowi większość zakupów, tłumacząc się, że musi karmić chorego Idrysa. Chamis karmił Sabę surowym mięsem, ale nie zważał na głód dzieci. Staś był zmuszony żebrać, aby zdobyć jedzenie dla Nel. Spotkał misjonarza i siostrę miłosierdzia, którzy przejęli się losem dzieci i podzielili się z nim wszystkim, co mieli. Pojawili się też w pobliżu szałasów, ale Beduini ich przepędzili. Misjonarz dał Stasiowi również ryż i chininę – lekarstwo na febrę. Ostrzegł go, że w okolicach Faszody, nawet czarnoskórzy nie są w stanie ustrzeć się przed chorobą. Oprócz żebrania Staś zaczął pracować – nosił glinę podczas budowy parkanu, za co zarobił dwanaście daktyli. Oddał wszystkie Nel, kłamiąc, że jest najedzony.

    Następnego dnia Staś znowu chciał pójść do pracy, ale kalif Abdullahi przekazał rozkaz, aby Beduini razem z dziećmi szykowali się do drogi, ponieważ w nocy do Faszody miała ruszyć wielbłądzia poczta. Gebhr nie chciał zostawiać chorego Idrysa, ale wiedział, że za sprzeciwianie się rozkazom może czekać go szubienica. Swoją złość wyładował na Stasiu, który z głodu zaczął tracić siły. Na szczęście przed wieczorem odwiedził ich Grek, który przyniósł dzieciom chininę, żywność i szklane paciorki. Napomniał też Gebhra i Chamisa, że z rozkazu Mahdiego mają dbać o dzieci, a jeśli poskarżą się na nich Smainowi – czeka ich kara śmierci. Odchodząc, Grek odezwał się do Stasia po angielsku. Powiedział, że w rzeczywistości Mahdi nie wydał żadnych nowych rozkazów, a on sam musiał oddać część majątku kalifowi, aby uratować się po spotkaniu proroka ze Stasiem. Grek nie był jednak w stanie nie dbać o dzieci, ponieważ sam miał córkę w wieku Nel. Mężczyzna powiedział też, że polecił dzieci staremu szejkowi, który wiezie pocztę – dał mu zegarek w zamian za opiekę nad nimi. 

    Rozdział XX. Stary Szejk Hatim był słowny – opiekował się dziećmi. Droga w górę Białego Nilu była jednak wyjątkowo ciężka. Karawana minęła między innymi Abbę, wyspę, na której Mahdi prowadził kiedyś pustelnicze życie, mieszkając w spróchniałym drzewie. Przejeżdżali również przez tereny kiedyś zamieszkane przez czarnoskórą ludność, jednak były praktycznie opustoszałe, ponieważ derwisze handlowali nimi, jako niewolnikami, a pozostali umarli z powodu głodu lub ospy. Teren zarosła dżungla, namnożyło się wiele zwierząt: słoni i żyraf. Trudno było jednak o żywność. Hatim pilnował, aby Gebhr dobrze traktował dzieci, za co porywacz mścił się na niewolniku Kalim.

    Wilgotny upalny klimat nie służył Nel, która nie zapadła na febrę, ale była coraz słabsza. Staś profilaktycznie dawał jej chininę, ale obawiał się, że nie starczy mu lekarstwa. Na dzień przed dotarciem do Faszody zmarła Dinah. Tylko dzięki naleganiom Hatima, Gebhr zgodził się ją godnie pogrzebać. 

    Szóstego dnia karawana dotarła do Faszody, z której zostały tylko zgliszcza. Przyjął ich przyjaciel Hatima, wódz derwiszów, emir Seki-Tamala. Powiedział im, że Smain wyprawił się w poszukiwaniu niewolników i nie wiadomo, kiedy wróci. Ponownie pojawił się dylemat, co zrobić z dziećmi. Hatim przekonał pozostałych, że trzeba ruszyć w kolejną podróż na południowy-wschód, gdzie udał się Smain, ponieważ w Faszodzie dzieci umrą z powodu głodu lub febry. Mieli odnaleźć go łatwo, ponieważ Smain palił dżunglę, aby wypędzić zwierzęta i ukrywających się w niej pogan. Staś miał nadzieję, że suchy klimat pomoże Nel oraz że pojawi się szansa na ucieczkę. Seki-Tamala nakazał Gebhrowi opiekować się dziećmi, ponieważ w innym wypadku zostanie powieszony. Hatim uprosił też emira, aby podarował Nel niewolnicę Meę, młodą dziewczynę z plemienia Dinka. Beduini chętnie wyruszyli w podróż, licząc, że u boku Smaina dorobią się na handlu niewolnikami. W podróż nie można było się udać na wielbłądach, dlatego do drogi szykowano konie i osła. Podróżnych czekały trzy dni odpoczynku, ale duża ilość komarów i much oraz zbliżająca się wiosenna pora dżdżysta sprawiały, że Staś chciał wyruszyć jak najprędzej.

    Rozdział XXI. Dziewiątego dnia podróży Nel zaczęła się niecierpliwić. Miała nadzieję, że kiedy odnajdą Smaina, Gebhr przestanie znęcać się nad biednym Kalim. Początkowo łatwo było podążać śladami Smaina, ponieważ prawdopodobnie podzielił swoich ludzi na mniejsze oddziały. Zdarzało się, że karawana zataczała koło. Początkowo wędrowali przez las, a następnie przez skalisty teren, gdzie żywili się głównie ptactwem – pentarkami. Gebhr obawiał się, co będzie, kiedy skończy mu się śrut, a nie zamierzał dać Stasiowi sztucera do ręki. Bał się też, że mogli minąć się ze Smainem i rozważał powrót do Faszody, jednak obawiał się gniewu emira. Staś i Nel litowali się nad bitym przez Gebhra Kalim. 

    Gebhr postanowił wędrować wąwozem na wyżyny, aby łatwiej było mu dojrzeć handlarzy niewolników. O piątej po południu Saba niespodziewanie się przestraszył – okazało się, że na środku wąwozu leży lew. Gebhr wpadł na pomysł, aby zabić Kalego i rzucić jego ciało na pożarcie, aby karawana zyskała czas na ucieczkę. Groził, że w razie potrzeby zabije również Stasia i Nel. Staś zaczął domagać się sztucera, Chamis wiedział, że chłopak celnie strzela, dlatego dał mu broń. Chłopak pierwszy raz w życiu strzelał do lwa, ale w ostatniej chwili wystrzelił zwierzęciu między oczy. Uradowani Arabowie chcieli rzucić się w jego stronę, ale konie zamierzały ruszyć się z miejsca. Staś postanowił wykorzystać okazję: zastrzelił Gebhra i Chamisa, a następnie dwóch Beduinów – jednego z nich trafił w ruchu, dlatego jeszcze się podniósł, ale rzucił się na niego Saba, który zatopił kły w karku Beduina. Kali zaczął błagać o życie. Staś zdał sobie sprawę, że są wolni, byli jednak również zagubieni w afrykańskiej puszczy.

    Rozdział XXII. Staś, który mówił w ki-swahili, nakazał Kalemu schwytanie spłoszonych koni – tym sposobem zostały im cztery konie i osioł. Kali zajął się rozpaleniem ognia, a w tobołach niesionych przez osła znaleźli żywność. Młody niewolnik był bardzo głodny, ponieważ Gebhr nie dawał mu jedzenia. Kali zadeklarował też, że chce służyć Stasiowi i Nel. Dziewczynka nie chciała jeść, męczyło ją za to pragnienie. W nocy Staś i Kali czuwali, aby ogień nie zgasł. Saba najeżył się i w wąwozie rozległ się tętent, ale na szczęście były to zbiegłe konie Chamisa i Gebhra. Nel zaczęła obawiać się Stasia, dlatego ten wyjaśnił jej, że zabicie Arabów było jedynym sposobem na odzyskanie wolności. Dziewczynkę niepokoiła również obecność martwych ciał w wąwozie, bała się, że powstaną. Rozległ się chichot hien, które przybyły, aby pożreć zabitych. 

    Rozdział XXIII. Poprzedni dzień tak wykończył wędrowców, że Nel spała do południa. Nadejście dnia dodało im sił i odwagi. Wciąż wędrowali wąwozem, ponieważ zapewniał im cień i dostęp do wody. Staś wykorzystywał swoją wiedzę geograficzną, aby zdecydować, w którą stronę powinni zmierzać, aby dostać się do chrześcijańskiej Abisynii

    Staś dowiedział się, że Kali pochodzi z ludu Wa-hima, wojującym z Samburu, a co więcej – jego ojciec jest królem. Trudno było jednak ustalić, gdzie znajduje się jego rodzinna wieś. Kali spostrzegł stado antylop gnu, a Stasiowi udało się upolować jedną z nich. Staś był zaskoczony, że surowa wątroba jest dla Kalego wielkim przysmakiem. Niewolnik sprawnie oprawił antylopę. Niestety widział, jak Saba pobiegł za bawołem. Staś obawiał się, że pies już nie wróci, ponieważ bawoły były groźne. Nel rozpaczała i czekała na powrót Saby. Wieczorem Kali zabrał sudański miecz Gebhra i zniknął. Staś obawiał się, że chłopak uciekł. Okazało się jednak, że Kali mimo strachu przed dzikimi zwierzętami, udał się na poszukiwania i znalazł Sabę. W nagrodę Staś dał mu szklane paciorki, które otrzymał od Greka. Kali opowiedział, że podążał śladami bawoła, aż znalazł zwierzę. Bawół prawdopodobnie padł, ponieważ nie było śladów walki, a Saba posilał się jego mięsem. Kali złapał psa za obrożę i zaprowadził do wąwozu. Mea zazdrościła mu paciorków, które dostał w nagrodę. 

    Rozdział XXIV. Przez następne trzy dni wędrowcy wciąż jechali wąwozem i żywili się pentarkami. Staś porównywał się do błędnego rycerza. Planował, jak dorośnie i zostanie inżynierem lub marynarzem, a w razie potrzeby – pójdzie walczyć za ojczyznę. Uwagę Nel przykuły krążące w okolicy papugi – Staś obiecał, że postara się taką dla niej złapać. Zbliżała się pora deszczowa, dlatego coraz częściej padało. Musieli zacząć nocować wyżej, ponieważ istniało ryzyko, że wąwóz zostanie zalany. Staś i Kali zabezpieczali obóz kolczastymi gałęziami.

    Nagle w ciszy rozległo się pomrukiwanie lwa, a niebawem w okolicy pojawiły się dwa drapieżniki. Kali wciąż dorzucał do ognia, ale zaczęło padać, dlatego płomień gasł. Rozpętała się burza, a kolczasta zeriba stała się jedyną ochroną. Silny wiatr zaczął jednak niszczyć obozowisko. Z pomocą Kalego, wszyscy wdrapali się na drzewo. Staś nie miał, jak ochronić Nel przed deszczem, dlatego jeszcze bardziej obawiał się, że dziewczynka zachoruje na febrę. Nocną ciszę zakłócił przeraźliwy kwik koni zaatakowanych przez lwy. Staś zdał sobie sprawę, że zawdzięczają Kalemu życie. Z powodu ciemności strzelba była bezużyteczna. Trwała najstraszniejsza noc wędrówki – do rana słyszeli ucztujące lwy i hieny czekające na swoją kolej.

    Rozdział XXV. Rankiem Staś zszedł z drzewa i zobaczył trzy konie rozszarpane przez lwy. Ruszył na poszukiwania w nadziei na znalezienie ocalałych zwierząt. Obawiał się też, czy Saba nie padł ofiarą drapieżników. Na szczęście udało mu się znaleźć dwa konie, osła i Sabę. Staś odnalazł również namiot Nel, który w trakcie burzy porwał wiatr. Dziewczynka po trudnej nocy wyglądała na chorą, dlatego Staś podał jej ostatni proszek chininy. Wędrowcy ruszyli w dalszą drogę – chłopiec trzymał przy sobie Nel, na drugim koniu jechali Kali i Mea, a osioł niósł bagaże. Jechali brzegiem podzwrotnikowego lasu, Staś z ulgą zauważył, że nigdzie nie ma śladów Smaina. Nel poczuła się trochę lepiej, dlatego pytała Stasia o mijane rośliny i zwierzęta, aż w końcu zasnęła. W końcu wędrowcy dotarli do wodospadu. Skała zamykała wyjście z wąwozu, dlatego Staś zarządził odpoczynek, zanim cofną się i wydostaną na górę, aby pokonać przeszkodę. 

    Staś dostrzegł nad brzegiem wąwozu wielki baobab, którego korzenie był tak mocne, że aż uszkodziły skałę. Niespodziewanie Saba stał się niespokojny. Kali dostrzegł, że w wąwozie znajduje się uwięziony słoń, który nie miał, jak wydostać się z pułapki. Zwierzę umierało z głodu, ponieważ zjadło wszystkie rośliny znajdujące się w kotlinie. Staś chciał skrócić męczarnie słowa i go zastrzelić, ale Nel go powstrzymała. Chłopak nakazał Kalemu i Mei nazbierać owoców i liści, żeby nakarmić słonia. Wyczerpane zwierzę zaczęło jeść. Kali i Mea myśleli, że Staś zamierza podtuczyć słonia, a następnie go zabić, nie rozumieli, po co ratować dzikie zwierzę. 

    Rozbili obóz, który zabezpieczyli solidną zeribą. Staś cieszył się, ponieważ Nel wyglądała na silniejszą. Dziewczynka pragnęła oswoić słonia, najpierw wierzyła jednak, że Staś go uwolni. Chłopiec zaczął zastanawiać się, jak to zrobić.

    Rozdział XXVI. Kolejnego dnia, Kali i Mea znowu nazbierali żywności dla słonia, a Nel podawała mu ją do wąwozu. Stasiowi udało się upolować młodą zebrę. Następnie zajął się oględzinami baobabu i stwierdził, że będzie lepszym schronieniem dla Nel niż namiot. Postanowił zostać w tym miejscu, dopóki nie minie wiosenna pora dżdżysta, ponieważ obawiał się, że dziewczynka zachoruje na febrę. Nel była zachwycona, że zostanie dłużej ze słoniem.

    Rozdział XXVII. Mea wrzuciła do wnętrza spróchniałego baobabu dymiące gałęzie, co wypędziło nietoperze i wielkiego węża boa. Na szczęście, gad wpadł do wąwozu, gdzie rozprawił się z nim słoń. Nel w nagrodę dała mu figi, przekonana, że zyskali wspaniałego obrońcę. Na szczęście Saba upolował młodą zebrę i nie było go przy wężu, który prawdopodobnie, by go udusił. Kali zajął się wypędzaniem pozostałych stworzeń mieszkających w baobabie. Najbardziej obawiał się jednak, że mieszka tam Mzimu, czyli zły duch. Kali był pod wrażeniem odwagi Stasia, który nie bał się nawet duchów. Chłopak zabrał się za urządzanie mieszkania we wnętrzu drzewa. Podzielił je płótnami na dwie izby: jedną dla siebie, Saby i Kalego, a drugą dla Nel i Mei. Kali pomógł Stasiowi w zabezpieczeniu baobabu przed deszczem. Stwierdził jednak, że lubi leniuchować, ponieważ pracować powinny tylko kobiety. Staś nazwał Nel dobrym Mzimu, co wzbudziło szacunek Kalego. 

    Rozdział XXVIII. Staś nazwał Baobab Krakowem. Trwała pora dżdżysta, dlatego drzewo było świetną ochroną przed ulewnymi deszczami. Staś polował na antylopy i strusie, a Nel wciąż karmiła słonia. Pewnego dnia, kiedy Staś polował, a Kali łowił ryby, dziewczynka dostała się przez szczelinę do wąwozu. Nel pogłaskała trąbę słonia, a zwierzę uniosło ją i zaczęło bujać. Zobaczyła, że w nogach słonia tkwią kolce, dlatego zaczęła je wyciągać, aby oszczędzić mu cierpienia. Tymczasem wrócił Staś i przeraził się na widok dziewczynki przebywającej w wąwozie ze słoniem. Chłopak zszedł do niej, a słoń zaczął huśtać również jego, co rozbawiło Stasia. Kiedy zaczęło padać, dzieci chciały wyjść z wąwozu, ale słoń nie zamierzał puścić Nel. Staś wystraszył się, że będzie musiał zastrzelić słonia. W końcu udało im się wyjść z wąwozu, ale Nel całkowicie przemokła. Staś przeszukał swoje rzeczy, ale nie miał już chininy. Chłopak wpadł na pomysł, że z rybich pęcherzy można zrobić latawce i napisać na nich, gdzie się znajdują. Dzieci nadały słoniowi imię King.

    Rozdział XXIX. W następnych dniach Nel wciąż bawiła się ze słoniem, ale zwierzę zrozumiało, że dziewczynka wróci, dlatego nie powstrzymywało jej przed odejściem. Staś zastanawiał się, jak uwolnić Kinga z wąwozu. Pomyślał, że może wysadzić skałę, ale wiedział, że w ten sposób straci dużo prochu i za jakiś czas może nie być w stanie polować.

    Kali, zbierając miód, został tak mocno pożądlony przez dzikie pszczoły, że stracił przytomność. Chłopak przez dziesięć dni dochodził do siebie. Konie z kolei, zostały pogryzione przez muchy tse-tse, przez co marniały w oczach. Kali nacierał je znalezioną w dżungli rośliną, jednak zwierzęta wciąż chudły. Staś martwił się, jak pojadą dalej bez koni. Nie był to koniec problemów, ponieważ pojawił się największy z nich: febra.

    Rozdział XXX. Pewnego dnia Nel straciła apetyt i czuła się dziwnie zaniepokojona. Powiedziała Stasiowi, że jest chora i rzeczywiście dostała dreszczy oznaczających febrę. Staś słyszał, że z febrą powinno się wypocić, dlatego kazał ułożyć dziewczynkę pod owczymi skórami i dawać gorącą wodę z miodem. Nel była niespokojna, zdawała się nie poznawać Mei. Kali złożył ofiarę z wędzonego mięsa, wierząc, że w ten sposób uratuje dziewczynkę. Nel majaczyła, zdawało jej się, że wokół drzewa krążą Idrys, Gebhr i Beduini. W końcu dziewczynka się uspokoiła – przetrwała pierwszy atak febry. Staś wiedział jednak, że nikt dotychczas nie przeżył więcej niż dwóch ataków, a on nie miał już chininy. Po ciężkiej nocy Nel była bardzo słaba i niezdrowo wyglądała, ale była w stanie jeść. Pogoda stawała się jednak coraz bardziej wilgotna, dlatego Staś obawiał się kolejnego ataku choroby.

    Rozdział XXXI. Po tygodniu nadszedł drugi atak febry, który nie był aż tak silny, ale Nel stawała się coraz słabsza. Staś spodziewał się, że dziewczynka w każdej chwili może umrzeć. Niespodziewanie, Kali dostrzegł dym. Staś zdawał sobie sprawę, że może to być Smain lub derwisze, którzy ponownie wezmą ich w niewolę. Postanowił jednak udać się do nieznajomych, ponieważ był zdeterminowany, aby zdobyć chininę. Miał nadzieję, że jeśli to Smain, to uda mu się przekonać go, aby ocalił dzieci w zamian za swoją rodzinę i nagrodę od Rawlisona. Staś kazał Kalemu pilnować obozu i udał się w stronę, z której dochodził dym. Zobaczył leżącego w namiocie Europejczyka, opiekującego się ogniskiem chłopca oraz leżących czarnoskórych. 

    Rozdział XXXII. Staś przedstawił się nieznajomemu i opowiedział o sytuacji, w której znaleźli się z Nel. Mężczyzna początkowo myślał, że ma przywidzenia, ponieważ sam czuł się źle – był ranny. Na szczęście powiedział, że ma dużo chininy i zgodził się oddać Stasiowi dwa słoiki. Nieznajomy przestawił się: był to pan Linde, Szwajcar z Zurychu. Dwa dni wcześniej ranił go dzik ndiri. Linde ostrzegł Stasia, że uciekając do Abisynii, mogą wpaść w ręce mahdystów. Nie był jednak w stanie im pomóc, ponieważ w obozie zostali tylko on i chłopiec – Nasibu. Pozostali zachorowali na śpiączkę – zasnęli i już więcej się nie obudzą. Wcześniej zostali zdziesiątkowani przez ospę. Linde podzielił się ze Stasiem również żywnością oraz końmi, które zabrał przed kilkoma tygodniami mahdystom. Dał mu też broń i naboje. Zaprosił chłopca na kolejny dzień, chociaż trawiony gorączką coraz bardziej majaczył. Staś zastanawiał się, czy Linde walczył wcześniej z oddziałami Smaina. Po powrocie od razu podał Nel lekarstwo i kazał Mei zaparzyć herbatę, którą również dostał od Lindego.

    Rozdział XXXIII. Po nocnej wyprawie Staś wstał później i udał się do Lindego w południe. Przywiózł Szwajcarowi dwie upolowane pentarki, które ten przyjął z wdzięcznością. Na prośbę Lindego opowiedział mu historię porwania. Szwajcar przestrzegł go, aby oszczędzał siły, ponieważ znajdują się na pustkowiu nieznanym podróżnikom ani geografom.

    Od Abisynii dzieliło ich trzysta kilometrów, ale wiele plemion dołączyło tam od mahdystów. Do oceanu mieli dziewięćset kilometrów, co prawda przez terytorium należące do Anglii, ale pełne pustyń i dzikich ludów. Właśnie do oceanu chciał udać się Linde, ale był tak ciężko ranny, że tylko amputacja mogłaby uratować mu życie. Poprosił Stasia, tylko żeby godnie go pogrzebał. Linde doradził, aby poczekali z dalszą podróżą do końca pory dżdżystej, bo inaczej nawet chinina nie uchroni Nel. Stwierdził, że powinni zatrzymać się na pobliskim wzgórzu w wiosce, której mieszańców wymordował Smain. Linde pokonał Smaina, ale nie zdążył odebrać mu niewolników. Na wzgórzach nie było febry, a dodatkowo nie brakowało żywności. Linde wspomniał o jeziorze, nad które Arabowie udają się, aby handlować kością słoniową z plemionami Wa-hima i Samburu. Poprosił Stasia, aby przygarnął Nasibu. 

    Linde opowiedział swoją historię, był synem kupca z Zurychu, jego ojciec dorobił się na handlu jedwabiem. Młody Henryk miał zostać inżynierem, ale wolał podróżować, dlatego po odziedziczeniu fortuny udał się do Egiptu. Stał się specjalistą w dziedzinie geografii Afryki. Swoją ostatnią podróż rozpoczął z Zanzibaru i wędrował z ludźmi ofiarowanymi mu przez króla Ugandy. Niestety padli oni ofiarą ospy i śpiączki, a następnie Linde został ranny podczas polowania, przez co groziła mu gangrena. Staś chciał przewieźć Szwajcara do baobabu, ale ten nie chciał zostawić chorych na śpiączkę, którzy jeszcze nie umarli. Linde poprosił Stasia, aby wrócił i nazajutrz i ochrzcił jego ludzi

    Rozdział XXXIV. Następnego dnia Staś ochrzcił chorych na śpiączkę. Linde przekazał Stasiowi pudełko z dokumentami. Jego stan się pogarszał, przestał poznawać chłopca, a po trzech dniach zmarł. Staś i Kali pochowali go w pobliskiej jaskini. Zabrali Nasibu do Krakowa i kazali mu czuwać nad ogniem. Kali przenosił przydatne rzeczy z obozu Lindego do baobabu. Nel poczuła się znacznie lepiej. Staś zebrał też wystarczająco prochu, aby uwolnić Kinga. W obozie Lindego co jakiś czas któryś z chorych zrywał się w przedśmiertnej panice i biegł przed siebie do dżungli lub rozbijał się o skały. Po dwóch tygodniach nie został już nikt. 

    Nadszedł czas, aby uwolnić Kinga, który stawał się coraz bardziej oswojony. Słoń przyzwyczajał się też do noszenia ładunków, a nawet zaakceptował Sabę. Staś podłożył minę i podpalił lont, a następnie razem z pozostałymi schronił się w baobabie. Słoń wystraszył się wybuchu, ale wreszcie był wolny. 

    Kończyła się pora dżdżysta, dlatego Staś postanowił przenieść się na wzgórze, o którym mówił Linde. Łatwiej było mu znaleźć drogę, ponieważ dostał po Szwajcarze lunetę i kompas. Kiedy dotarli na miejsce, Staś ucieszył się na widok pola bananowców – źródła zdrowego pożywienia dla Nel. Duża część chat była zniszczona, we wiosce leżały też kości umarłych, oczyszczone wcześniej przez mrówki, o których wspominał Linde. Kali i Nasibu zajęli się uprzątnięciem kości. Okazało się, że w wiosce zamieszkały szympansy, ale Staś przegonił je wystrzałem ze sztucera. Umieścił Nel w chacie króla wioski, która była w najlepszym stanie. Staś nazwał wioskę imieniem Nel, a wzgórze – Górą Lindego.

    Rozdział XXXV. Staś cieszył się z nowej siedziby, ponieważ strome wzgórze zapewniało dobrą ochronę przed dzikimi zwierzętami, a nawet derwiszami. W okolicy nie brakowało też żywności. Co więcej, Nasibu odnalazł kozę z koźlęciem, których nie dorwali ludzie Smaina. Staś planował wędzić mięso na dalszą drogę oraz dalej puszczać latawce z prośbą o pomoc, których przygotowanie zlecił Nel. Zamierzał również nauczyć Kalego strzelać, aby mógł pomóc mu w polowaniach i obronie. Staś stwierdził też, że należy ochrzcić Kalego, Meę i Nasibu

    Kali przygotował mocną sieć, dzięki której codziennie łowił wiele ryb, żywili się też rosołem z żółwiego mięsa. King chronił wędrowców przed krokodylami. Staś i Mea pomagali Nel w robieniu latawców. Chłopiec tworzył je również z papieru, który znalazł w rzeczach Lindego. Staś cieszył się, że Nel uniknęła trzeciego ataku febry. Chłopak zmężniał i stał się jeszcze lepszym strzelcem niż wcześniej. Staś i Nel nauczali czarnoskórych przyjaciół o Bogu, ale nie było to proste. Po pewnym czasie byli jednak gotowi przyjąć uroczysty chrzest. Mea była rozczarowana, że po chrzcie jej skóra nie stała się biała, ale ucieszyła się z otrzymanych paciorków. 

    Rozdział XXXVI. Staś nauczył Kalego strzelać z karabinu – po dziesięciu dniach chłopak był już w stanie polować. Staś wiedział, że znajdują się niedaleko ziemi plemienia Wa-hima, dlatego dopytywał, jak są nastawieni do białych. Kali był przekonany, że nic im nie zrobią, a nawet zaprowadzą do oceanu, ale najpierw musieliby pokonać Samburu. Na wzgórzu mieszkało się tak dobrze, że Staś wciąż odkładał wyjazd. Chłopak stworzył dla Nel palankin, dzięki któremu mogła podróżować na grzbiecie słonia. Podczas zbierania bananów, Nasibu został porwany przez goryla. Na szczęście uratowali go Saba i King. Staś przestraszył się, że to samo mogło spotkać Nel, dlatego postanowił ruszać w drogę.

    Rozdział XXXVII. Po kilku dniach podróżnicy opuścili Górę Lindego. Staś jechał konno na czele, za nim Nel i Mea na słoniu, następnie konie Lindego, a na końcu Nasibu na osiołku. Bezpieczeństwo zapewniał im King, który przeganiał drapieżniki. Staś postanowił zgodnie z radą Lindego iść w stronę oceanu, ale obawiał się, czy przetrwają trzy miesiące wędrówki. Miał nadzieję, że trafią do ludu Wa-hima. Korzystał też z rzeczy Lindego, szczególnie filtra, dzięki któremu oczyszczał wodę dla Nel. Po Szwajcarze zostały im też zapasy żywności, lekarstw, broni i nabojów. Na wyżynach na szczęście nie panowała febra, ale przez część dnia podróżnicy musieli chronić się przed upałem. 

    Rozdział XXXVIII. Dzieci wciąż tęskniły za ojcami, którzy nie mają pojęcia, gdzie obecnie są. Marzyli o chwili, kiedy dostaną się do miejsca, skąd będzie można wysłać depeszę. Po wędrówce przez gaj, podróżnicy natknęli się na tubylców – kobiety na widok nieznajomych uciekły, a wojownicy przybyli, aby chronić wioskę. Mężczyźni byli zaskoczeni, że człowiek może oswoić słonia. Kali przemówił do ich króla – M’Rua i powiedział, że Nel jest dobrym Mzimu i nakłonić tubylców, aby oddali jej cześć w zamian za opiekę nad plemieniem. Staś dostrzegł, że jeden z czarnoskórych wymknął się ku swojej chacie.

    M’Rua zaproponował Stasiowi braterstwo krwi, ale Kali postanowił zastąpić Polaka w tym rytuale. Z chaty czarownika Kamby zaczęły docierać przerażające odgłosy – tubylcy byli przekonani, że to złe Mzimu domaga się ofiar. Staś rozgniewał się na te słowa i pędząc na słoniu, zniszczył chatę czarownika, który udawał złe bóstwo, aby wystraszyć mieszkańców wioski. Kali zaczął szydzić z tubylców, którzy wierzyli fałszywemu czarownikowi. Mieszkańcy wsi stwierdzili, że złe Mzimu jest mniej potężne od białego Mzimu i białego pana, dlatego znowu zaczęli oddawać im cześć. Chcieli ukarać Kambę okrutną śmiercią, jednak Nel poprosiła, aby darować mu życie, dlatego został tylko wygnany z wioski. 

    Tubylcy należeli do plemienia Szylluków, dlatego Kali i Mea bez problemu mogli się z nimi porozumieć. Kobiety zaczęły znosić Nel ofiary: koźlęta, kury, jaja, czarną fasolę oraz warzone z prosa piwo. W zamian Staś i Nel dali im paciorki, kolorowy perkal i lusterka. Następnie wojownicy odtańczyli taniec wojenny oraz odbyła się ceremonia zawarcia przymierza krwi między Kalim i M’Ruą. Staś cieszył się, że Kali go zastąpił, ponieważ musiał połknąć kawałek wątroby koźlęcej zanurzony we krwi M’Ruy, a problem z jego przełknięciem oznaczałby zdradę. Nel stała się dla tubylców bóstwem. Mieszkańcy wsi mieli problem ze słoniami tratującymi ich uprawy, ale Staś przepędził je, puszczając race, a dodatkowo King ruszył w pościg za uciekającymi słoniami. Tubylcy przez całą noc świętowali. 

    Rozdział XXXIX. Tubylcy ze łzami w oczach odprowadzili wędrowców. Staś zabił dla nich bawoła i zostawił mięso na ucztę. Przez następne trzy dni karawana wędrowała przez górskie wąwozy. Na prośbę Kalego Staś zabił panterę – chłopak chciał założyć jej skórę na dowód królewskiego pochodzenia. Na równinie za wąwozami wędrowcy trafiali na wioski tubylców. Miejscowi zazwyczaj reagowali tak, jak lud M’Ruy, nikt nie przejawiał agresji. W jednej z wiosek wędrowcy zobaczyli, że dotarł tutaj ich latawiec. Postanowili więc puszczać je z wyżyn w nadziei, że dolecą jeszcze dalej. Okazało się też, że miejscowy król słyszał o Fumbie – ojcu Kalego i plemieniu Wa-hima. Niestety trwała wojna, dlatego trzeba było tam wędrować przez góry pełne dzikich zwierząt

    Pewnego dnia, podczas wędrówki, Staś pozwolił Nel samej wrócić do obozu. Chłopak miał jednak złe przeczucia, dlatego poszedł za nią i zobaczył, jak skrada się ku niej drapieżnik wobo. Na szczęście Staś powalił go jednym strzałem. Kali był zdumiony, że chłopak pokonał wobo, ponieważ sam bał się go bardziej niż lwa. Staś chciał ściągnąć z drapieżnika skórę, ale King całkowicie stratował jego szczątki. 

    Rozdział XL. Po czterech dniach wędrówki karawana zatrzymała się na odpoczynek na wzgórzu. Staś i Nel dalej tworzyli latawce, na których umieszczali napisy po angielsku, francusku i arabsku. Kali zaczął poznawać okolicę – widział znajome wzgórza otaczające wielką czarną wodę, czyli Basa-Narok. Wędrowcy trafili na chatę, w której spotkali dwóch tubylców – jeden z nich potwierdził, że są niedaleko ziemi Fumby. Staś zastanawiał się, jak wpłynąć na wyniki wojny między Wa-hima i Samburu, żeby nie utrudniała im dalszej podróży. W okolicznych wioskach Kali dowiedział się, że wojna nie idzie po myśli jego ojca – Samburu pod wodzą swojego króla Mamba zajęli dużą część ziemi Wa-himów i odebrali im wiele krów. Po wejściu na teren Wa-himów Kali udał się na zwiady i dowiedział się, że jego ojciec jest oblegany w swojej bomie.

    Chłopak nalegał, aby Staś razem z nim poprowadził rozproszonych wojowników Wa-hima do walki z Samburu. Tarkowski nie mógł jednak narazić Nel na udział w walkach. Kali opowiedział mu o miejscowości Luela, w której kobiety obu plemion chroniły się podczas walk między Wa-hima a Samburu. Było to bezpieczne miejsce, ponieważ mężczyźni nie mieli tam wstępu. Staś zdecydował więc, że odwiezie Nel do Lueli, a następnie pomoże Wa-himom w pokonaniu Samburu. Zostało około trzystu wojowników, którzy na widok dobrego Mzimu, oswojonego słonia i białego pana bardzo się wystraszyli. Kobiety ze zwaśnionych plemion były zdumione widokiem dobrego Mzimu i natychmiast zaczęły znosić panience ofiary. Skorzystał z nich również Nasibu, który ze względu na swój młody wiek mógł zostać w Lueli. 

    Rozdział XLI. Po krótkim wypoczynku, Staś, Kali i wojownicy Wa-hima ruszyli w stronę bomy Fumby, która znajdowała się na górze Boko. Samburu palili ogniska i świętowali już zwycięstwo, którego byli pewni. Była noc, dlatego Staś postanowił odpalić race, najlepiej widoczne w ciemności. Rozpoczęła się straszna bitwa, ale wielu Samburu ze strachu uciekało, zanim zdążyło zobaczyć wojowników wroga. Pozostali wpadli w panikę, widząc Stasia na słoniu. Fumba również wystraszył się, przekonany, że Samburu zostali zaatakowani przez złe duchy.

    Ojciec Kalego obawiał się, że mroczne siły zaatakują również jego, jeśli nie będzie im sprzyjał, dlatego zebrał resztę wojowników i ruszyli na uciekających Samburu. Kali walczył ze strzelbą i mieczem Gebhra w ręku. Fumbie udało się zamknąć wąwóz, który był dla Samburu jedyną drogą ucieczki. Mamba dzielnie się bronił, ale padł od uderzenia maczugą w głowę. Jego syn, Faru, został schwytany przez Wa-himów i związany, aby złożyć go w ofierze duchom. Staś nie dołączył do walczących i ani razu nie wystrzelił ze sztucera – ryk Kinga wystarczająco przerażał Samburu, a on sam obiecał Nel, że nie zabije nikogo, kto nie uczynił im krzywdy. Bitwa wciąż wrzała, głównie przez zawziętość fumby.

    Walki zakończyły się dopiero rankiem, a Wa-himowie zaczęli świętować zwycięstwo. Kali odkrył jednak, że Fumba został trafiony włócznią Samburu. Zdążył jeszcze zobaczyć białego pana na słoniu i skonał. Wokół Kalego powstało zbiegowisko, ponieważ po śmierci ojca został królem Wa-hima. Nikt nie protestował, ponieważ Kali był nie tylko najstarszym synem Fumby, ale też zwycięzcą w walce z Samburu. W chatach czarowników rozległy się ryki złego Mzimu, podobne jak w wiosce M’Ruy – tym razem domagali się jednak ofiar z Samburu, aby pomścić śmierć Fumby. 

    Staś pojechał po Nel i powiedział jej, że Kali został królem. Pod nieobecność Stasia Wa-himowie uprzątnęli pole bitwy i wrzucili ciała Samburu w przepaść. Rozpoczęły się też przygotowania do pogrzebu zmarłego króla. Kali ulokował Stasia i Nel w chacie Fumby. Młody król powiedział Stasiowi, że nakaże ściąć niewolników: za siebie, Fumbę, Stasia i Nel. Staś przypomniał mu jednak, że jest chrześcijaninem, dlatego nie może tego zrobić. Kali początkowo nie chciał się zgodzić, ale dał się przekonać do obnażenia kłamstw czarowników. Ci, okrutnie pobici, przyznali się do udawania złych Mzimu, ale poprzysięgli Kalemu i białemu panu zemstę. Tarkowski poradził mu też, że nie powinien zabijać Faru, ale zawrzeć z nim braterstwo krwi. Kali posłuchał, co spotkało się z wielkim zdziwieniem i wdzięcznością Faru. Fumba został pochowany u stóp skały. Po zawarciu braterstwa krwi, ciało Mamby zostało oddane Samburom.

    Rozdział XLII. Staś zaczął przygotowania do kolejnego etapu podróży. Kali obiecał mu ludzi – czterdziestu Wa-himów, których Tarkowski nauczył strzelać oraz stu Wa-himów i stu Samburów uzbrojonych we włócznie i łuki. Staś martwił się, jakie plemiona spotkają po drodze oraz o możliwość zgubienia się – znajdowali się w okolicy nieznanej geografom. Obawiał się też, że Wa-hima i Samburu mogą go opuścić, jeśli podróż stanie się zbyt ciężka. Postanowił dalej puszczać latawce. Po trzech tygodniach karawana była gotowa do drogi. Kali oznajmił, że pójdzie razem z nimi nad ocean. Staś nie chciał się na to zgodzić w obawie, że krewni odbiorą Kalemu władzę lub nie uda mu się wrócić do swojej wioski. Po ataku histerii Nel Tarkowski postanowił jednak, że Kali może iść z nimi.

    Rozdział XLIII. Następnego dnia karawana wyruszyła. Dołączyli do niej wojownicy, ale też kobiety niosące zapasy żywności. Staś przez chwilę zastanawiał się, czy mógłby podbić część Afryki i ucywilizować tubylców. Zauważył, że w karawanie idą również M'Kunje i M'Pua – rozwścieczeni czarownicy, których Kali ukarał poprzedniego dnia. Chłopak zabrał ich, aby nie podjudzali Wa-himów przeciwko królowi. Staś największe zaufanie miał do czterdziestu ludzi, których nauczył strzelania. Nad ranem Tarkowski zobaczył słonie, które były znacznie mniejsze od Kinga i zaczęły nurkować. Kali powiedział mu, że to słonie wodne. 

    Rozdział XLIV. Po dziesięciu dniach karawana przeszła górskie przełęcze i zaczęła wędrować przez rozległą równinę. Podróż stawała się coraz trudniejsza, panował upał. Napotykane plemiona nie były przyjazne i tylko obecność wojowników zapewniała wędrowcom bezpieczeństwo. W karawanie zaczęły krążyć wieści o pustkowiu bez wody, do którego się zbliżają, dlatego rozpoczęły się ucieczki. Jako pierwsi próbowali zbiec czarownicy, ale zostali schwytani i pobici przez Kalego bambusem. Staś przemówił do wojowników, strasząc ich, że jeśli uciekną, padną ofiarą lwa lub wobo. Ci niby przyznawali mu rację, ale co noc kilku z nich uciekało. Czarownicy nie mieli szansy ponownie zbiec, ponieważ Kali kazał związywać ich na noc. 

    Zaczęły się problemy z brakiem wody. Nel również stawała się coraz słabsza, na suchym terenie nie groziła jej febra, ale wykańczał ją upał. Podróżnicy gasili pragnienie w rzece, ale nie było to bezpieczne – jeden z wojowników został zaatakowany przez krokodyla. Staś postanowił urządzić dwudniowy postój przy rzece. Ku swojemu zdziwieniu, znalazł latawiec puszczony jeszcze z Góry Lindego. 

    Karawana ruszyła w dalszą drogę. Niestety brakowało pożywienia dla koni, osła i słonia. Zabrali ze sobą zapasy wody w skórzanych workach, jednak musieli ich pilnować strażnicy, ponieważ Wa-himowie i Samburu nie potrafili oszczędzać wody. Nie było z czego budować zeriby, dlatego na straży obozu stali King i Saba. Zapasy wody kończyły się, jedyną nadzieją dla Stasia stały się zarysy gór, które dojrzał przez lunetę. Nocą, ku swojemu przerażeniu, odkrył, że ktoś podciął gardła strażnikom i rozciął worki z wodą.

    Rozdział XLV. Okazało się, że to czarownicy w akcie zemsty pozbawili karawanę wody, skazując wędrowców na śmierć. Kali udał się w pościg za zdrajcami – znalazł jednak tylko ich rozszarpane ciała, ponieważ zaatakował ich lew lub wobo. Staś obawiał się buntu, ale czarnoskórzy byli zrezygnowani i pewni swojej śmierci. Nakłonił część ludzi, aby udali się na wschód, ponieważ tam zmierzały napotkane strusie. Wa-himowie ruszyli na rozkaz Kalego, ale Samburowie postanowili zostać, przekonani, że i tak umrą. 

    Ludzie nie pili od dwudziestu czterech godzin. Staś zachował resztki wody dla Nel, sam jedynie udawał, że pije. Ludzie zaczęli umierać z pragnienia, padły również dwa konie, a niebawem – trzeci. Kali poprosił, aby się zatrzymali, był przekonany, że umiera. Mea, która najlepiej znosiła pragnienie, objęła go i oznajmiła, że chce umrzeć razem z Kalim. 

    Staś zaczął mieć omamy, zdawało mu się, że widzi Idrysa, Gebhra i Lindego. Musiał wyznać Nel, że nie ma już ani kropli wody. Staś nie miał siły patrzeć na męczarnię Nel, dlatego uciekł z obozu, nie zabierając nawet broni. Towarzyszył mu tylko Saba. Niespodziewanie pies zaczął wyć i stać się niespokojny. Staś miał nadzieję, że w pobliżu są ludzie, dlatego ostatkiem sił wrócił do obozu i wystrzelił racę. Ku swojemu zaskoczeniu, zobaczył w oddali, że ktoś w oddali również wystrzela race w powietrze. Umierający wędrowcy zdali sobie sprawę, że mogą zostać uratowani. Dwa obozy dzieliło od siebie kilka kilometrów, ale umierający z pragnienia wędrowcy odzyskali siły, aby biec po ratunek. Nieznajomi również zmierzali w ich kierunku. W końcu mieszkańcy dwóch obozów spotkali się – okazało się, że na czele tubylców stoją kapitan Glen i doktor Clary.

    Rozdział XLVI. Doktor i kapitan nie udali się na wyprawę, aby odnaleźć Stasia i Nel. Okazało się, że biorą udział w ekspedycji rządowej, której celem było zbadanie stoków olbrzymiej góry Kilima-Ndżaro oraz terenów położonych od niej na północ. Oficerowie wiedzieli o porwaniu dzieci, ale nie mieli pojęcia, że udało im się uniknąć niewoli u Mahdiego. Podczas podróży znaleźli latawce puszczane przez Stasia. Trudno było im uwierzyć, że dzieci przeżyły i zawędrowały tak daleko. Mężczyźni chcieli ratować Stasia i Nel, ale nie mieli, jak określić, gdzie obecnie dokładnie są. Postanowili więc prowadzić karawanę zygzakiem w nadziei, że natrafią na ich ślad. Rozpalali ognie i zostawiali blaszane puszki z kartkami w środku, ale bezskutecznie. W końcu oficerowie trafili na wodę w ziemnej rozpadlinie i postanowili urządzić postój. Mężczyźni mieli coraz mniejszą nadzieję, że uda im się odnaleźć dzieci żywe, kiedy zobaczyli wystrzeloną przez Stasia racę. Oficerowie ruszyli ze swoimi ludźmi naprzeciw karawanie i ku swojemu zaskoczeniu zobaczyli na jej czele Stasia i Nel, błagających o wodę. Staś zeskoczył z konia i padł zemdlony na ziemię.

    Zakończenie. W obozie Glena i Clarego panowała wielka radość. Oficerowie zachodzili w głowę, jak nastoletni chłopiec zdołał uwolnić się z niewoli, zdobyć broń, ludzi, konie, słonia i zapasy żywności. Musieli jednak poczekać na opowieść, ponieważ wykończeni Staś i Nel spali. Oficerowie postanowili wracać do Mombasy. Kapitana kusiło zbadanie nieznanego geografom jeziora, ale ze względu na zdrowie dzieci, zgodził udać się w drogę powrotną. Najpierw poświęcili jednak trzy dni na odpoczynek i kąpiele w gorących źródłach, odnalezionych przez Glena i Clarego. Staś postanowił, że czas pożegnać się z Kalim. W Egipcie zostałby niewolnikiem, a w swojej wiosce był królem i miał szansę szerzyć chrześcijaństwo wśród tubylców. Pożegnanie było jednak bardzo rzewne i nawet Staś uronił łzę. W końcu karawany ruszyły w przeciwnych kierunkach.

    Staś po drodze opowiadał o swoich przygodach, ale trudne doświadczenia sprawiły, że nabrał pokory i nie był tak zarozumiały, jak wcześniej. Kapitan powiedział chłopakowi, że Mahdi nie żyje – zmarł na serce, a władzę po jego śmierci objął Abdullahi. Niestety następca okazał się jeszcze okrutniejszy. Kapitan miał jednak nadzieję, że po buntach i rzeziach Abdullahi straci poparcie, a władzę przejmą Anglicy. Doktor i kapitan wysłali depesze do pana Tarkowskiego i Rawlisona. Napisali, że dzieci są zdrowe, a Staś to prawdziwy bohater.

    Karawana zatrzymała się na piętnaście dni u stóp Kilima-Ndżaro, gdzie podziwiali dwa szczyty: Kibo i Kima-Wenze. Kapitan Glen odpowiadał za podróż, dlatego Staś mógł odpocząć. Wykuł na skale napis Jeszcze Polska…, co zaskoczyło oficerów – myśleli, że wyryje na pamiątkę swoje nazwisko.

    Tarkowskiemu i Rawlisonowi w pierwszej chwili trudno było uwierzyć, że dzieci żyją, ponieważ wszystkie ich wysiłki, aby je odnaleźć, spełzły na niczym. Dziwili się też, że wiadomość o Stasiu i Nel przyszła z Mombassy. Już drugiego dnia po otrzymaniu depeszy, inżynierowie wraz z nauczycielką Nel wsiedli na pokład parowca zmierzającego do Mombassy. W Adenie odebrali kolejną depeszę od Glena i Clarego. Wreszcie doszło do najszczęśliwego momentu: spotkania dzieci z ojcami. Staś i Nel zauważyli, że podczas rozłąki ojcowie posiwieli ze zmartwienia. Następnie zjednoczone rodziny ruszyły francuskim statkiem do Suezu. Dzieci opowiadały ojcom o wszystkim, co przeszły. Wieść o ich losie rozeszła się też na statku, dlatego wzbudzali zainteresowanie pozostałych pasażerów. 

    Po powrocie do Port-Saidu pan Rawlison i Nel wyjechali na stałe do Anglii. Pan Tarkowski postanowił wysłać Stasia do szkoły w Aleksandrii, gdzie nie słyszano o jego wyczynach. Dzieci nie widziały się przez dziesięć lat, ale pisały do siebie listy. Po skończeniu egipskich szkół Staś rozpoczął politechnikę w Zurychu. Kiedy skończył studia, zaczął pracować przy robotach tunelowych w Szwajcarii.

    Po dziesięciu latach inżynier Tarkowski odwiedził Rawlisona w jego domu w pobliżu Hampton-Court na całe lato. Nel miała osiemnaście lat, a Staś – dwadzieścia cztery. Staś i Nel zdecydowali się pobrać, na co Rawlison z radością przystał. Do śmierci pana Rawlisona młodzi Tarkowscy mieszkali w Anglii, a następnie udali się w długą podróż. Chcieli odwiedzić miejsca, które przemierzyli jako dzieci. Upadły już rządy Abdullahiego i zgodnie z przewidywaniami kapitana Glena, władzę przejęli Anglicy. Z Kairu do Chartumu zbudowano kolej, a rozlewiska nilowe oczyszczono, dlatego małżeństwo mogło podróżować wygodnym parowcem. Staś i Nel dotarli również do Mombassy, ale Glen i Clary mieszkali już w Natalu. W Mombassie został za to King, którym troskliwie opiekowały się władze angielskie. Znaleźli tam również starego Sabę, który był prawie niewidomy, ale poznał swoich państwa. Staś dowiedział się, że Kali jest królem pod angielskim protektoratem oraz sprowadził misjonarzy, którzy szerzyli chrześcijańskie nauki wśród jego ludu. Po podróży państwo Tarkowscy osiedlili się w Polsce, gdzie zamieszkali z sędziwym ojcem Stasia.


    Przeczytaj także: Staś Tarkowski - charakterystyka

    Staramy się by nasze opracowania były wolne od błędów, te jednak się zdarzają. Jeśli widzisz błąd w tekście, zgłoś go nam wraz z linkiem. Bardzo dziękujemy.