Wiosna

Po cichutku i po kryjomu
grafomani wychodzą z domu,
by wiosenny, cieniutki powiew
grafomańskiej powierzać mowie,
by łamliwym klekotem opiewać
w ogniu pąków stojące drzewa.

Przed tą wiosną pełną zieleni
stają cisi i zrozpaczeni,
żadnym wierszem nie mogą powtórzyć
purpurowej gwałtownej róży,
żadnym wierszem, ani rusz, ani w ząb
stwierdzić gwiazdy spadającej w głąb –

więc odchodzą po cienistym trakcie,
idą, idą, aż przychodzą tam, gdzie
rozmarzeni, nadęci, rumiani
spacerują megalomani,
którzy wiedzą trafniej i lepiej
jak to sok się w kasztanach lepi,
i potrafią świetnie powtórzyć
czar wiosennej niewymownej róży.

Chodzą pewnie, spokojnie, łaskawie
o recenzjach marzący i sławie,
w cieniu wielkich, burzliwych kasztanów
patrzą z wzgardą na grafomanów,

Przyłapani na gorącym uczynku
grafomani uciekają do szynków,
zamawiają gorzką z kropelkami:
„Za słowika, dobrodzieju, z trelami!”
Chyłkiem, ciszkiem, kulejąc, wzdychając,
do zgaszonych mieszkań powracają
i zawistnie, z ukosa, zazdrośnie
śnią o wrogiem, niezdobytej wiośnie.

Czytaj dalej: Na zdarzenie z życia prywatnego - Zuzanna Ginczanka

Źródło: Zwierciadło, r. 1937, nr 3.