Nie ma bowiem nikogo, kto by uczynił rozdział
wieczysty pomiędzy duszą dziewczyny a ciałem
(Ewa Szelburg)
Szły dziewczyny senne do źródeł –
– w skwar – –
w oczach lipło im słońce rude –
– w skwar – –
ciężkie dzbany i nóg bezwola
uginały im więzy kolan –
– w skwar – –
na opiętych złotliwie biodrach
ckniło w mosiądz słońcem południe,
– a szedł prorok cichy i dobry,
do sinawo mroźnej szedł studni –
– w skwar – –
pytał prorok dziewczyny smagłej:
– zali wiesz dziewczyno o duszy?
(bo czy liczył chwile przynagleń,
bo czy liczył godziny kuszeń
w skwar?)
w studni odbłysk wkwitło zarzewiem
roztrwonienie żarliwe latu –
– obejrzała dziewczyna siebie
i nie miała o sobie znaku,
zagubiła się cała w sobie,
w własnych piersiach, udach i nogach
i w smaglących się żeńsko tonie
nie pojęła, nie przyjęła Boga –
– Odszedł prorok od niejasnych, ludzkich zmęczeni
w przezroczystą najbiblijniej dal pustyni;
– Nierozplotem, bezrozłąką lśniło słońce
w mroźnej studni (jak w dziewczynie, jak w dziewczynie)
(Od zmęczenia?) na wpół zgięte ręce mdlały,
w pełnych dzbanach kołysały kroki nudę
– i wróciły niepojęte w ciężkie bramy
i wróciły senne, senne od źródeł –
– w skwar – –
22 czerwca 1934