Dziś zakwitły na szybach białych wiśni okiście
(Można wierzyć: na bruku sad się zjawił srebrzyście)
Siądę sobie przy oknie w niskim, miękkim fotelu
I pozwolę swym myślom na gonitwę bez celu.
Pod rysunkiem węglowym, który z lekki lśni ramą,
Refleks światła chromowy na biel ściany padł plamą
To latarnia uliczna, drżąc, za oknem się słania –
– – ach na jutro odrobić trzeba zadania.
Wezmę brulion z szuflady, która jęczy i zgrzyta,
I pomyślę przez chwilę: biedny szkolny banita!
Znajdę trafem stronicę, której kleks nie „ozdabia”
I postaram się – zechcieć – zacząć – przykład odrabiać.
Po godzinie na kartce będzie moc niespodzianek –,
Jakiś szkic szachownicy; jakieś usta zbłąkane;
Czarne oczy o rzęsach promienistych dokoła,
Myśl zerwana przypadkiem; współśrodkowe dwa koła;
Imię wczoraj poznane; „Kochane, lubi, szanuje”
Flores w bezsens wygięty i „przeczuty” szlak dwójek,
Wszystko – oprócz zadanych przykładów – sapristi!
(Nic dziwnego, wszak w styczniu kwitną wiśni okiście)
* sapristi! - z francuskiego, do diabła!