– – o blade matki rumianych dzieci, o żyzne, dumne radosne matki,
pójdziecie zrywać soczystość wiśni w dłonie od pieszczot dziecięcych gładkie –
pójdziecie w skwarze święcić sierpniowo serc urodzajnych żyzne pokłosie,
pójdziecie boso wielbić stopami rozpuchły, tłusty, skibny czarnoziem – –
Widziałam usta (jak miąższ owoców) wiejskich półsennie leniwych dziewczyn.
W dźwięczącym cieple śpiących ogrodów drzemie nostalgia w niciach pajęczyn –
W agrestach sadów kiełkują sokiem sekundy nagłych, wonnych dojrzewań.
– – pójdziecie zbierać w nozdrza zapachy złocistych żywic na ciepłych drzewach – –
W południa słodkie słonecznych zawiej idźcie i świętość rodzenia głoście,
w źdźbła żyta patrzcie z śmiechem pod słońce, jak w chleb codzienny letniej radości –
wolno wam chwalić koniec przekwitań, który się staje początkiem stwarzań.
(Wszystko przemija – nic się nie kończy w spiekocie słońca, która przetwarza).
A nocą bierzcie słomiane kosze i rozmarzenia weźcie bez granic –
– pójdziecie święcić czerwonych jabłek i snów dojrzałych owocobranie,
W gałęziach gruszy zawisł nam księżyc, jak choinkowe złociste czółno,
a w wargach malin milczą legendy o sercach, które skrwawiła północ – –
Źródło: Kurier Literacko-Naukowy, r. 1933, nr 35.