Jest ci teraz taki sobie rok: 1933 –
oglądają się starzy za siebie „jak to czas prędko w dawność przeleciał”;
a ja myślę sobie, że prędko 1934,
i że pewnie siedzisz przy biurku i ożywiasz logarytmy martwe –
Masz ty pewnie szklane kątomierze
i stalowy rozdwojony cyrkiel
i na białym, gładkim papierze
chcesz proporcję tajemniczą wykryć –
rosną linie płasko-nieruchome,
rosną ściany snobizmowi i nudzie:
pewnie uczysz się budować domy,
w których kiedyś będą ludzie się kłócić –
Wiem – umieścisz na domu fasadzie
arcyultranowoczesne kółka
i po długiej z samym sobą naradzie
pomalujesz na czerwono deszczułki;
będą stały twej poezji w poprzek
twoje domy ludne – a puste
i otrzymasz pochwałę, żeś dobrze
nad łazienką wybudował ustęp. –
A ja myślę sobie: tak, tak – są przemijań niespisane prawa;
głupio byłoby jadać i spać, gdyby czas wciąż na miejscu zostawał –
Prędko będzie rok 34,
ale był rok 32 –
a 32, jak narty
pozostawił po sobie dwie smugi
(jedną w myślach pozostawił tobie –
drugą krwi mej pozostawił we mnie)
będą szlaczyć się smugi obie,
póki wiatr ich nie zliże zupełnie.
Zatoczyłeś pod niebo łuk
serca cyrklem zakreśliłeś mnie w koło.
A czy teraz jeszcze byś mógł
tyle cudów wbudować w słowo?
a czy teraz byś jeszcze mógł
zmierzyć świat pod kątem miłości
i konstrukcją sztuczek i sztuk
dnie rozpiętrzać piękniej i prościej?
No – a wtedy umiałeś mnie zliczyć
tą miłością, której byłeś wart –
no – a wtedy byłeś budowniczym
zamków na lodzie i domków z kart.
Niechże ciebie teraz nauczą melancholię cegłą otoczyć –
lub pogańsko serdecznie świątynie tak jak dawniej wznosić w mych oczach –
niech nauczą tęsknoty krużganki z serc rozwijać jak w piosnkach rozmaryn
i ekierką logiczną i prostą odbudować namiętność z podwalin –
26 grudnia 1933