Chińskie bajki o La-licie - 1. Narodziny

Chińczyk Fa-jo był żółty, małe, skośne miał oczy
i cieniutki, jak palec, śmiesznie długi warkoczyk. –
Chińczyk Fa-jo był smutny w dnie powszednie i święta,
bo się w nim nie kochały jeszcze dziewczęta.

Pi się śmiała: „Masz plecy, niby chora panienka”.
Li się śmiała: „Masz oczy, niby ryżu ziarenka!”
Pi-li rzekła po prostu: „Nazywasz się Fa-jo,
a dziewczęta tak bardzo kochać imię kochają”.

Ale Fa-jo miał ręce mocne, piękne i białe,
palce długie miał, wąskie i po męsku dojrzałe –
białe dziewczę wyrzeźbił z swoich marzeń i gliny,
gdy mu raz było tęskno za kochaniem dziewczyny.

Oczy jej wymalował lazurowo i jasno,
usta jej wymalował krwią czerwoną swą własną,
włosy jej wymalował złocistymi słowami, -
całą twarz uróżowił tęskniącymi ustami.

Potem przyniósł stos pereł i korali z wybrzeży,
chryzantemy złociste wplótł w zagięcia odzieży -
najpiękniejsze jej imię w noc wykochał: La-lita,
by mu tylko ożyła w lśniący jedwab spowita –

– lecz mu ożyć nie mogła, ni mu szeptać: Jedyny! –
przecież serce jej rzeźbił z rzecznych mułów i gliny;
więc wpatrując się w oczy lazurami przejasne,
brocząc krwią, pierś swą rozciął i jej oddał swe własne.

Potem czekał nieśmiały, jak najpierwsze wyznanie,
że mu powie lub szeptem szepnie: Kochanie!
lecz zaśmiała się srebrem rozmajonych słowików:
„Jesteś śmieszny, malutki, warkoczasty Chińczyku!”.

Całą noc Fa-jo płakał, jak dziewczyna i szlochał,
bo zrozumiał: La-lita nigdy go nie pokocha,
gdyż choć oddał jej serce miłowaniem pijane,
przecież będzie je miała w sobie wciąż rozkochane.

A nazajutrz jej przyniósł perłę z wyspy La-tsen,
by usłyszeć choć słowo z ust cudownych, jak sen.

5 czerwca 1932

Czytaj dalej: Na zdarzenie z życia prywatnego - Zuzanna Ginczanka