Przyszedł krytyk i rzekł: „Podejrzane –
za tym rymem, proszę panów, za tym rymem
coś wyraźnie zalatuje Leśmianem,
a ponadto powiedziałbym, Tuwimem” –
Przyszedł drugi i trzeci, i czwarty
i zaczęli węszyć nosem i wyliczać,
z awangardy, proszę panów, z awangardy
w pierwszym rzędzie wymienili Czechowicza.
Wytoczywszy wszystkie swoje na to racje,
noc śródmiejską przy kieliszku poszli zbadać –
takie właśnie, a nie inne dekoracje
przewiduje o północy ta ballada –
Siedli w knajpie, gdzieś pod oknem i księżycem,
i po każdym wypalonym papierosie
podejrzliwie wyglądali na ulicę
i węszyli księżycowe pismo nosem –
a że była właśnie wiosna, z chytrą miną
nagle stwierdził imć pan Kalikst Kolasiński,
że ta wiosna, proszę panów, i to wino
najwyraźniej zalatuje mu Wierzyńskim –
na to stwierdził imć pan Filip Filipowski,
że te gwiazdki i ten księżyc tam na boku
są pod wpływem niewątpliwym Pawlikowskiej,
co od dawna należało mieć na oku.
Słysząc wszystkie te i inne rewelacje,
gniewny diabeł wysiadł z trzaskiem z swej karocy –
takie właśnie, a nie inne dekoracje
przewiduje ta ballada o północy –
i dosypał do kieliszków szczyptę cjanu,
jadowicie mędrkującą brać ugościł –
nic dziwnego w tym nie widzę, proszę panów,
są granice nawet diablej cierpliwości
I męczyli się krytycy ciemną nocą,
a męczyli się z powyższych oto przyczyn:
nie wiedzieli co ze śmiercią swoją począć
i do rzędu jakichś śmierci ją zaliczyć –
aż pomarli, odetchnąwszy nieco raźniej,
gdy nad rankiem ktoś bystrzejszy z nich wyszeptał:
„nasza śmierć jest zerżnięta naj-wy-raź-niej
z motywów
Bertolta –
Brechta – –”
Źródło: Szpilki, r. 1936, nr 49.