Myślało się dawniej: my –
a potem przyszło miasto.
wypełło czerwce i lipce posuchą ulic, jak chwasty –
wwięziło we mnie szaleństwo rozkołysanych perspektyw –
wmąciło bezłady linii, skreśliło pionami szepty.
było mi miasto przebudzeni i było mi miasto do snu –
były mi jakieś schody rozbite w spirale osnów –
były płaszczyzny wpłask i inne wprost i na ukos – –
i już nie umiem cię znaleźć i już nie umiem cię szukać.
błysk lamp mnie spotkał olśnieniem, deszczem i białym gradem
(wołam:
oddajcie mi dawne wzruszenie prężne, jak badyl!)
wiadomo dzisiaj – dom to nie jest miłość, lecz sześcian
(wołam:
oddajcie mi las i radość ścieżek na przestrzał!)
widziałam ulice z okien kręte w zbłąkany chodnik –
błąkały mnie sztywne płyty w tygodnie bezletnie – co dnia.
przyszło nieznane miasto obcością nas ożałobnić –
przede mnie przyszło myślnikiem; kropką stanęło za tobą
i myśli się: ty i ja –
28 sierpnia 1933