Narodziłam się teraz oto, teraz oto
niepodzielną – jak elektron – drgnieniochwilą,
by mnie rozdarł cios nowiny grotem
i przekłuciem przedarł na wskroś i na wylot –
pozostawi mnie bogatą i nową;
sama w sobie nie potrafię się zmieścić –
już:
przyciskam do ust chłodną obcość słowa,
fonetyczny skrzep jeszcze treści –
już:
rozsadza chłodne skrzepy treść
i przelewa się bulgotem ciemność warg –
oto rozkosz: nowy cud w siebie wznieść
rozgryźć słowo – jak migdał – w cierpki smak
oto rozkosz: na bezpańskich cudach wysp
zatknąć sztandar – triumfująca biel;
bezcelowych, dźwięcznych liter świst i gwizd
zbawić nagle, zbawić sobą w sens i cel.
Zadziwienie i zachwyt falośpiewny
rozkołysał mnie, rozchwiał mnie słowem;
urodziłam się oto po raz setny
aby zdobyć setną z swoich nowin.
Rozedrgany – niespokojny – nieustanny jak kołowrót
głód, niedosyt – zdobywanie – myśli odbieg – myśli powrót –
wahadłowe, zwykłe prawo ciągłych dążeń, niewybłaganych –
tylko czasem na przelocie krótkie szczęście: równowaga.
Jak wahadło w kołysaniu nie znam prawie ciebie, – ciszo,
odpoczywam w tobie krótko – znów mnie prawa rozkołyszą,
muszę odejść w tę ucieczkę najcelowiej kołowrotną
która, – dziwo, dziwowisko – nagle staje się powrotem –
Jak tyle razy wczoraj, jak tyle razy jutro,
znów będę się odradzać w nieustanności przemian:
za siódmą, siódmą rzeką – za siódmą, siódmą górą
jest ostateczna wiedza legendarnego drzewa;
cóż wiem o prostych rzeczach prócz obietnicy: później,
prócz przyrzeczenia sepii w kreślonych węglem kreskach
i oprócz tego, co opowie mi czyjś uśmiech,
w którym jest posmak życia, którego j a mam przedsmak –
zieleni mi się życie soczystym, grubym liściem:
tyle mam jeszcze poznań – i tyle mam dociekań;
idę po swoje życie, po swoją rzeczywistość
za siódmą, siódmą górę – za siódmą, siódmą rzekę.
20 stycznia 1934