Przebudzenie

Świat — gęstwa niepojęta i zlepek obrazków
migotał pytaniami. Tam, w czerwonym blasku
pożarów nieustannych, czemuż to tak często
sięgają wojownicy po twarde zwycięstwo?
Przez wąwozy uliczne płynąc, czemu oto
zapala się lud gniewem i wzbiera jak potok?
Czemu smutkiem i grozą zarazem owiana
przygodna rzeczywistość bez wianka i wiana
nadchodzi, nic nie wnosząc w pragnące objęcia?
Przeszłość pełna przypadków jest nie do pojęcia,
przyszłość w dymnej osłonie jest nie do przejrzenia…
Na co komu wysiłek naszego tworzenia,
jeśli nic nie nastąpi? Czoło ściśnij dłonią:
Czy prawdą jest, że w locie strzępy pierza roniąc
orły z herbów państwowych jedno i dwugłowe,
zbrojne w miecz, wyfruwają na drapieżne łowy?
A pośród gwiazd — rzęsami sztywnymi mrugając —
tkwi oko Opatrzności. A może to pająk?…
Oto patrzę, zbudzona z koszmarów i widzeń:
Z chaosu, roztrącając mgły i tajemnice,
wyłania się w umyśle świat wielki i prosty:
metale magnetyczne, roślinne rozrosty
i czyny bohaterskie. O, różna w przejawach
materio, która miazgą sycisz i napawasz
rzecz każdą, sprawę każdą. Lotny ptak nad chmurą
jak ster prostuje ogon i wygrzewa pióro.
Wiem: tyś ptakiem, obłokiem i słonecznym ogniem,
a jeśli mistrz zdumiewa dziełem wiekopomnym,
ty świecisz mu w umyśle i w sercu się żarzysz;
a jeśli lud wzburzony wstaje z gniewem w twarzy
naprzeciw drugiej chmary o napięciu sprzecznym —
ty iskrą rewolucji rozcinasz powietrze.
(Z każdego starcia zawsze ruch jak piorun tryska).
I w sobie ciebie czuję, o, materio bliska,
co spokrewniasz mnie z ptaków, z obłoków gromadą.
Zjednoczona ze wszystkim wiersze moje składam
dla przyjaciół. A oni bawełniane kwiaty
dla mnie biorą na tkackie ruchliwe warsztaty.
Zamieniamy uściski.
Przed nami widnieje
morze pełne korali, a za nami — dzieje…
Gdy słuchamy przeszłości, która jest za nami,
furkoczą strzały, szczęka wygładzony kamień,
zgrzyta radio żelazne i stalowe igły,
huczy pas transmisyjny. Z tych to rzeczy zwykłych
rośnie drzewo historii. A teraz w oddali
zielone morze, pełne czerwonych korali,
pod wrogie nam, pancerne kładzie się okręty.
Zanim statki ukończą swój kurs rozpoczęty,
zmienią flagi na nasze. Przeszłość w przyszłość spływa
i ciągłość łączy wszystkie ze sobą ogniwa.
O, radości płynąca z rzeczy zrozumiałych!
O, rwące rzeki białka! O węglowe zwały!
O, słodyczy poznania! Mgła opada, znika,
płyną białe strumienie, błyszczy drobna mika
i drzewa smukłe rosną na lądach odkrytych.
Patrzę w gwiazdy. Rozumiem. I płonę z zachwytu.

Czytaj dalej: Na zdarzenie z życia prywatnego - Zuzanna Ginczanka