Na białych szczudłach brzóz uciekała słońce maniacko,
wieczór uderzył
na alarm
w krzykliwy gong księżyca –
rozprysk srebliwych kaskad
ziarnami odłysków klaskał
i letnią ciepłą przygodę przez Wisłę tętnic przemycał.
Czekam. Czekasz. Czekamy –
aż ostry wzruszenia klawisz
zabrzmi letnią przygodą
nieznaną piosenką o nas –
zodiak –
wykryty szalbierz
na sądzie boskim się łzawi
i łzy ociera liśćmi, liśćmi śniącymi w klonach –
Wieczór uderzył na alarm.
Chlusnęło z mlecznych dróg rzeką.
Spokojny kontur sosny w ulewie blasków się zgubił.
– Piosenka jest pełna ciebie jak dzban gliniany mleka,
choć nic o tobie nie śpiewa,
choć nic o tobie nie mówi.
Źródło: Kurier Literacko-Naukowy, r. 1934.