Czyż koniecznie trzeba coś wybrać,
czyż nie można niczego nie wyznać –
kiełkujący kłączami wyraz
wtargnął we mnie, wrósł jak ojczyzna;
mowa moja jest dla mnie krajem
urodzajnym, skibnym i dobrym –
Czyż koniecznie mam ją pokrajać
w kwadratowy – jak sztandar – program?
Patrz:
Zrosiły o przedświcie
białowonne, mokre akacje –
idę słowem jak chlebem się sycić
– – J a m a m r a c j ę
Ręka na sterze,
wzrok na stoperze
w przód: po życie –
szukasz na ukos
na przełaj szukasz…
…aż znajdziesz: życie.
Znajdziesz w zachwycie,
dłonią pochwycisz
życie.
Na odlew walnąć
w pysk, w aktualność
życie,
w siatkę unerwień,
w krwi jurną czerwień
życia
i cios za ciosem
młodym patosem
się sycisz –
w każdym dniu białym
masz rozszalałą
rewelację.
Ręka na sterze
wzrok na stoperze!
– – T y m a s z r a c j ę.
Kroczy blady i cichy wieczorami na skwerach –
patrzy w głąb babich oczu – łzy ukradkiem ociera –
patrzy, patrzy – nie widzi – (serce w płacz ojedwabia) –
myśli, myśli – nie pojmie, (ale świat męką zwabia –)
Wieczorami na skwerach, biedaczysko,
chce odcierpień za świat męką wszystką:
za dancingi, za bary, za teatry, za kina
i za moje i za twoje i za nasze przewiny –
Wieczorami na skwerach idzie z wolna, przystaje –
gryzie w wargach najłzawszą i najkrwawszą litanię:
za dnie wszystkie przeżyte i minione stacje.
– – O n m a r a c j ę.
Gdzie wszystko mierzy się wzruszeniem,
cień
suchym
smutkiem –
smutek
cieniem,
gdzie wszystko się przetapia w zdania –
tam nie ma nic, prócz nas –
Śnieg tam jest: słowem posuwistym
a cisza: śniegiem przepuszystym –
tam pustki wiatr, w łazęgach, zgania,
prawo ciążenia nas nie trzyma
wpiętych oczami w konstelacje,
bo prawdą jest tam ósmy wymiar
i to, że my –
– – M y m a m y r a c j ę.
Trud się rozpiętrza w słowie
na wykrzykników hakach;
(wiersze – krwawa zapowiedź –
a serce – krwawy plakat;)
Cóż nam powiedzieć mogą
słowa, co mają lśnić klingą,
że boli, gdy bunt i wrogość
mózg kroi w płaty, jak szynkę?
Czyż słowa wasze powiedzą,
co znaczy: mięsień wkuć w pracę –
mam tylko tę małą wiedzę.
– – W y m a c i e r a c j ę.
I oni też –
I oni też
i wszyscy, których jeszcze nie znam,
Zbyt jeszcze wiosna moja wczesna,
bym wzdłuż i wszerz
poznała wszystko.
Godziną ranną, chwilą modrą
przebiła mnie najmniejsza mądrość,
że nie ma granic,
nie ma prawd,
krótkich orzeczeń,
rozgraniczeń
i wszystko jedną cyfrą liczę,
odmieniam świat tą koniugacją
że oni też,
że oni też,
że oni także m a j ą r a c j ę.
25 stycznia 1934