Tragiczność
Był patos, który przeciekł przez palce – i mrok wtulonych w noce zaułków
i było zbłąkanie dociekań i pozmierzch, co księżyc z blachy ukuł –
była cicha religia wspomnienia i pacierze o rozpacz zapomnień
i były chwile nieznaczne – nieznaczne wypłukane w wieczności ogromie;
kochało się wtedy bladość więdnięcia i pochmurność najwęższych ulic –
w łez wieczornie zawiłe alchemie dachy domów się chciało utulić –
uwieczniało się w nocy półpłynność (przypomnienie zapomnianych walców)
patrzyło się długo przez okno. Był patos, który przeciekał przez palce.
Bezstroska
Mam treść do słów, które nie istnieją,
mam dziwaczne słowa, które nie mają treści – –
odetchnij szeroko – szerokość i pomyśl
(sepio – złocistości – chromie – słońca)
ile oddechów niebo może zmieścić – –
Odchylić głowę w praistnienie – tak – wyciągnąć dłonie w przyszłą wieczność – tak –
radość rozrośnie się, rozpryśnie – tak – jak szkło przegwiezdno, przesłoneczno – tak –
mam setki maluteńkich pytań – tak? – i głód tajemnic i zapewnień – tak? –
jest słodycz, która w palcach szemrze – tak? – jest w dłoniach coś, co spływa rzewnie. Tak.
25 września 1933