Panna
Barometry pulsują rtęcią. Fale epok biją o granit.
Izobary barwione cynobrem pełzną w strefie strzyżonych traw.
Żony wierne i w pasie wcięte, do niewieścich gotowe spraw,
pachnidłami suto się maszczą i nieskromny wdziewają aksamit.
W srebrny oksyd północ przetapia rozpaloną rudę zachodu,
unerwione czułe anteny lunatycznym krążą szeregiem.
Śpiewam piękne szumiące zdarzenia, botaniczny rozkwitły eden,
wierzchy spraw tryskające kwiatami, rozwichrzone grzywy ogrodów.
Trybunał
Przemilczasz sprawy ważne dla spraw kwitnących różowo,
nie mów stygnącym szeptem: „Lew czyha na drodze i miecz”.
Rozdrąż ubitą ziemię, pod ziemią wikła się rzecz,
poszukaj ssących korzeni pod mchami chmurnych parowów.
Z lenistwem tępo się tarzasz na pianie rozdętych pierzyn,
gdy tyle drogi przed tobą i drogi nie sposób skrócić;
nim świata, z wodoru powstały, w biały się wodór obróci,
dzieje swarliwe i wielkie przyjdzie ci jeszcze przemierzyć.
Panna
Nie wydawaj na mnie wyroku. Jeszcze przypływ pieni się snami,
nienawykłe jeszcze mam ręce, żeby w morze rzucić się wpław,
jeszcze patrzę senna i słaba: fale epok biją o granit,
fale epok rozkołysane niosą szczątki samotnych naw.
Trybunał
Amon dobry, czuły Ozyrys
sól kainitów stężył ci w kości,
w fosforytach mocnych cię wyrył,
w ścisłe przęśła szkielet wymościł –
Żołty Amon, bóg dobrotliwy
przeciw fali kazał ci płynąć;
jesteś treścią dziejów swarliwych,
jesteś świata treścią jedyną.
Płyńże od życia do życia,
zostawiaj znaki i słowa,
jak w falujących obwiciach
z falą się tępą prawować.
Panna
Noce szumią jak muszle, płoną biblijne krzaki,
wzniosła surowa Joanna strzyże baranią wełnę.
O drogowskazy strzeliste, w czas niepojęte znaki,
niepochwycone przeczucia, ocknienia przypomnień pełne!
O szklane gwiazdy przewodnie w jelenich polarnych rogach,
o znaki, które mi dano a których pojąć nie umiem!
Nocny tętent czeremchy przez rozwalone wrota
trwoniłam nieroztropnie w pysznych południ poszumie.
Nie wydawaj na mnie wyroku. Jeszcze znak mnie zmyli niejeden,
zanim znajdę sprawy korzennie gęsto mchami skryte od spodu –
nim porzucę szumiące zdarzenia, botaniczny rozkwitły eden,
wierzchy spraw tryskające kwiatami i rozwiane grzywy ogrodów.
źródło wiersza: Skamander, 11/76, r. 1936