…aż znudzi mi się w starych słowach przesiewać wyszarzałą skargę,
…aż znudzi mi się żonglerka uczuć i rzut miłosnym bumerangiem,
…aż znudzi mi się nową wiosnę corocznie z biciem serca witać,
i myśleć, że to moja miłość na polach fiołkom każe skwitać –
a wtedy spokój się rozleje, woda we mnie i wkoło mnie,
przestanę się w kąciku sofy zaciągać wonnym dymem wspomnień,
przestanę już zwyczajem smutnych bezdźwięcznie imię w myślach jąkać
i żadna miłość mi nie każde zielonych pęknięć szukać w pąkach.
wtedy napiszę wam legendę o fioletowym, bzowym słoniu
(stare tematy: smutek, serce – jak chmury wiatrem się rozgonią)
a będą pisać ją w języku Czikczików z siódmej części świata
(Jakie to nudne: wciąż te same wyrazy splatać i rozplatać)
„Liliowy, fioletowy słoń bum-takdżon iktingi fiu likoku
liliowy, bzowy piękny słoń kul-czikfin irtringi fiu dżiktoku –
(ostatnie zdanie –, proszę państwa, w przepięknej mowie tych Czikczików –
– to wytrych wszystkich szczęścia zaimków – to sens i mądrość słów bez liku)