Tuwimowi
Deski polerowali –
na biało malowali –
wkręcali na zawiasy –
na zamki zamykali –
zamknęli w całym domu –
wwięzieli kroki w jasyr –
oddali klucze komuś –
a potem sobie poszli,
usiedli i radzili,
kiwali głowy smętnie,
mówili długo, mętnie –
że trzeba, że należy,
że ktoś ma komuś wierzyć,
że trzeba kupić deski,
na biało pomalować –
a wkręcić na zawiasy –
a zrobić drzwi tych więcej:
tysiące stutysięcy.
a otworzę drzwi – a na oścież – a na oścież –
a otworzę drzwi – a na przestrzał – a na przestrzał –
niech przeciągi dmą najburzliwiej i najprościej,
niech się wwali w dom nawał fal powietrza –
nadmę płuca, pierś aromatem świata –
wiatr jak kłębom chmur będzie mi rozkazem –
z tlenem tchawic ślub może mnie pobratać: –
krzyknę w oddal krzyk – w tłoczny, płynny azot –
w domu przeciąg, hej, trzaśnie drzewodrzwiami, –
załopoce dom białymi skrzydłami.
Potem wejdziesz ty przez te drzwi – otwory,
które w siebie świat najgościnniej biorą –
potem przyjdziesz ty w dom złączony z niebem
z cicha powiesz mi, że słów nie trzeba –
zwykle – prosto – tak – dniowo i zwyczajno
wtajemniczysz mnie w tajemnicę tajną
ust. –
Zawiłości zwał będziem wraz odpiętrzać
zamków skryty skręt upraszczać miłości –
a otworzę drzwi – a na przestrzał – a na przestrzał –
a otworzę drzwi – a na oścież – a na oścież!
20 września 1933