Kiedy snobów ogarnia chandra,
to kupują sobie „Skamandra”,
kiedy pełni są jakiejś złości,
to kupują w mig „Wiadomości”,
zapraszają do siebie gości,
pokazują im „Wiadomości”,
dają do rąk dotknąć „Skamandra”,
i od tego mija im chandra.
Popychają Wittlina w kawiarni,
przepraszają zbyt uniżeni,
do najbliższej biegną księgarni
i kupują sobie Sól ziemi –
pokazują znajomym Sól ziemi
od rozkoszy głusi i niemi,
ochłonąwszy zaś cedzą ze spleenem:
„Rozmawiałem właśnie z Wittlinem”.
Poślubiają tępe dziewczynki
– grafomanki z dobrej rodziny,
których krewni po siódmej kądzieli
raz z Słonimskim przy kawie siedzieli
(przy okazji co parę lat
muszą kupić Okno bez krat)
Grafomanek jest takich bez liku,
grafomanki są miłe w dotyku,
więc się rodzą w rodzinie dzieciątka,
grafomięta i tłuste snobiątka,
robią brzydkie rzeczy w pieluszki
i słuchają wierszyków Gałuszki,
słuchają Hemara dla dzieci
(żeby z dzieci wyrośli poeci)
Im po nocach nie śni się wróżka,
lecz sam znany powszechnie Gałuszka,
lub, że wróżki przynoszą pieluszki
od samego wielkiego Gałuszki –
i nie działa ponad to nic tak,
żeby podnieść ruch w wydawnictwach,
przeto właśnie dlatego oby
nie wymarły na świecie snoby!
Źródło: Szpilki, r. 1936, nr 50.