My mamy swoje milczenie ze słów niemówionych i różnych
i szczerość mamy serdeczną z milczeń pojętych zbyt późno –
– my także mamy swą podróż – tor równoległych i prostych
bez tkliwych radości witań i zwiędłych dramatów rozstań –
Boleśnie – och jak boleśnie – jest oczy w bezdni kotwiczyć – –
bezsennie – och jak bezsennie jest myślą noce rozwichrzyć.
Wczoraj poznaliśmy litość spojrzeń przytrafnych i chłodnych
a jutro poznamy gorycz skrytą, jak ziemia pod chodnik.
My znamy ucisk wyrzeczeń i ból postanowień mocnych
i serca, jak puste domy zwinięte szczelnie w strach nocny
(zmroki przypłyną znienacka i myśl na krzyżu umęczą)
Pacierze nie są przystanią, lecz bezcelową ucieczką – –
Być może, szukając nowin, jak leśnych gęstwin odgłosów
mijamy na swoim torze zwrotnicę czyjegoś losu.
Być może w pustce rozwlekań mijamy radości zwartość
– – zbyt późno radośnić piersi, kiedy nam serca rozdarto.
My mamy swoją pociechę, która nas chroni obręczą:
że łączą nam nasze czoła napięte, jak łuki tęcze –
że łączą nam nasze stopy trotuar, ziemia – jak obrus – –
i że nas zwoła na przedświt jedna malutka dobroć.