Przypowieść

Raz się zeszedł niemowa z niemową,
by się wspólną rozerwać rozmową

i zaczęli rozmawiać – bez słowa,
jak to zwykle z niemową niemowa.

Rozmawiali ze sobą – na migi,
na szturchańce, na miny i figi

i od słowa takiego do słowa
na tor śliski wkroczyła rozmowa.

Jeden palce ułożył w nożyce,
a znaczyło to: – Cóż w polityce?

Drugi mrugnął, a każdy to wie,
że mruganie takie znaczy: – Źle!

Wtedy pierwszy uśmiechnął się czule,
lecz ten uśmiech powiadał: – Precz z królem!

Więc i drugi uśmiechnął się, lecz
i ten uśmiech także mówił: – Precz!

Tak się zaczął ten spisek dziwaczny
uśmiechnięty, mrugnięty, dwuznaczny

i już całej królewskiej ziemi
wielkim tłumem nadciągnęli niemi.

Utworzyli z niemową na czele
taki pochód jakich niewiele

zbuntowany, rozkrzyczany na migi,
cały gniew władający – w podrygi.

A gdy przyszedł, czyniąc mały hałas,
cały pochód pod królewski pałac,

sam król wyszedł na balkon złocony,
żeby spojrzeć na tłum niezliczony.

Potem wysłał trzech pachołków sprośnych,
którzy głos mieli głośny, donośny,

żeby z tłumu wyciągnęli szyje
i krzyknęli: – Eviva! Niech żyje!

I uśmiechnął się król i dziękował
i dukaty niemym rozdawał,

a tłum milczał, milczał jak zaklęty,
bowiem mowę i głos miał odjęty.

I tak stał zbuntowany na migi,
cały gniew wkładający w podrygi,

aż na koniec się rozszedł bez słowa
jeden z drugim milczący niemowa.

Czytaj dalej: Nic dwa razy - Wisława Szymborska

Źródło: Szpilki, r. 1938, nr 27.