Przebudzenie

Świat – gęstwa niepojęta i zlepek obrazów –
migotał pytaniami. Tam w czerwonym blasku
pożarów nieustannych czemuś to tak często
sięgają wojownicy po twarde zwycięstwo?
Przez wąwozy uliczne płynąc, czemu oto
zapala się lud gniewem i wzbiera, jak potok?
Czemu smutkiem i grozą zarazem owiana
przygodna rzeczywistość bez wianka i wiana
nadchodzi, nic nie wnosząc w objęcia pragnące?
Któż nas jeszcze nie zdradzi, któż nas nie odtrąci?
Przeszłość pełna wypadków jest nie do pojęcia.
Prorocy, władający tajemnym zaklęciem,
wywodzili z niewoli potulne narody
i różdżką na ich drodze rozdzielali wody.
Przyszłość w dymnej osłonie jest nie do przejrzenia.
Na co komu wysiłek naszego tworzenia,
jeśli nic nie nastąpi? Czoło ściśnij dłonią.
Po cóż liście paproci smugi nasion ronią
obok mrowisk gorących, obok śladów zwierza?
Czy prawdą jest, że gubiąc w locie strzępy pierza,
orły z herbów państwowych jedno i dwugłowe
zbrojne w miecz wyfruwają na drapieżne łowy?
A pośród gwiazd, rzęsami sztywnymi tryskając,
tkwi oko opatrzności. Czy może to pająk?

Oto patrzę zbudzona z koszmarów i widzeń.
Z chaosu, roztrącając mgły i tajemnice,
wyłania się w umyśle świat wielki i prosty,
metale magnetyczne, roślinne rozrosty
i czyny bohaterskie. O różna w przejawach
materio, która miazgą sycisz i napawasz
rzecz każdą, sprawę każdą! Lotny ptak nad chmurą
jak ster prostuje ogon i wygrzewa pióro.
Wiem – tyś ptakiem, obłokiem i słonecznym ogniem.
A jeśli mistrz zdumiewa dziełem wiekopomnym,
ty w mózgu mu rozbłyskasz i w sercu się żarzysz.
A jeśli lud wzburzony staje z gniewem w twarzy
naprzeciw drugiej chmury o napięciu sprzecznym,
ty iskrą ewolucji przecinasz powietrze.
(Z ostrego starcia zawsze ruch jest piorun tryska).
I w sobie ciebie czuję, o materio bliska,
która zbliżasz mnie z ptaków, z obłoków gromadą.
Zjednoczona ze wszystkim pieśni moje składam
dla przyjaciół, a oni bawełniane kwiaty
dla mnie biorą na sprawne, ruchliwe warsztaty.
Zamieniamy uściski. Przed nami widnieje
morze pełne korali, a za nami – dzieje.
Gdy słuchamy przeszłości, która jest za nami,
furkoczą strzały, szczęka wygładzony kamień,
zgrzyta radło żelazne i stalowe igły,
huczy pas transmisyjny. Z tych oto rzeczy zwykłych
rośnie drzewo historii. A teraz w oddali
zielone morze pełne czerwonych korali
pod wrogie nam, pancerne kładzie się okręty.
Zanim statki ukończą swój kurs rozpoczęty,
zmienią flagi na nasze. Przeszłość w przyszłość spływa
i ciągłość łączy wszystkie ze sobą ogniwa.
O radości, biegnąca z rzeczy zrozumiałych!
O bystre rzeki białka! O węglowe zwały!
O słodyczy poznania! Mgła opada, znika.
Szumią białe strumienie, błyszczy drobna mika
i drzewa smukłe rosną na lądach odkrytych.
Patrzę w gwiazdy. Rozumiem. I płonę z zachwytu.

Czytaj dalej: Na zdarzenie z życia prywatnego - Zuzanna Ginczanka

Źródło: Nowe Widnokręgi, r. 1940, nr 1.