Chłopak znad potoku, Paul Cézanne
„Ferdydurke” to awangardowa powieść Witolda Gombrowicza datowana na 1938 roku. Utwór został uznany za wybitny jeszcze przed wybuchem II Wojny Światowej. Jego popularność jeszcze bardziej zwiększył fakt, że powieść została przełożona na wiele języków. Głównym bohaterem jest Józio Kowalski, dorosły mężczyzna, który został cofnięty przez swojego profesora do czasów szkolnych. Powieść opowiada przede wszystkim o kształtowaniu się tożsamości człowieka w świecie, gdzie narzuca mu się różnego rodzaju „formy”.
Spis treści
Rozdział I. Porwanie. Trzydziestoletni Józio Kowalski, niespełniony pisarz, dokonał gorzkiego podsumowania swojego dotychczasowego życia. Niespodziewanie odwiedził go profesor Pimko, jego dawny nauczyciel. Stwierdził u Józia braki w wiedzy i zabrał go ze sobą do szkoły dyrektora Piórkowskiego. Dorosły mężczyzna został cofnięty do szóstej klasy.
Rozdział II. Uwięzienie i dalsze zdrabnianie. Józio trafił z powrotem do szkoły. W klasie istniały dwie grupy: grzeczne chłopięta pod wodzą Syfona oraz zbuntowane chłopaki, których przywódcą był Miętus. Podczas lekcji polskiego profesor Bladaczka zmuszał uczniów do zachwytu nad twórczością Słowackiego. Uczniowie byli poddawani procesowi upupiania, czyli wymuszania na nich niewinności i nieświadomości.
Rozdział III. Przyłapanie i dalsze miętoszenie. Syfon i Miętus zmierzyli się w pojedynku na miny. Miętus zwyciężył, ponieważ zgwałcił Syfona przez uszy, zmuszając go do słuchania ordynarnych, uświadamiających słów.
Rozdział IV. Przedmowa do Filidora dzieckiem podszytego. Narrator zapowiedział opis pojedynku między profesorem syntetologii Filidorem oraz jego przeciwnikiem analitykiem nazywanym anty-Filidorem.
Rozdział V. Filidor dzieckiem podszyty. Narrator opisał pojedynek dwóch uczonych, który skończył się zamordowaniem ich partnerek oraz zdziecinnieniem naukowców.
Rozdział VI. Uwięzienie i dalsze zapędzanie w młodość. Józio trafił na stancję do nowoczesnej rodziny Młodziaków. Szybko zakochał się w córce gospodarzy - bezczelnej pensjonarce Zucie.
Rozdział VII. Miłość. Zuta ignorowała zakochanego w niej Józia. Kowalski dowiedział się, że interesuje się nią jego kolega z klasy - Kopyrda.
Rozdział VIII. Kompot. Syfon nie mógł pogodzić się z uświadomieniem, dlatego powiesił się na wieszaku. Miętus romansował ze służącą Młodziaków i marzył o znalezieniu prawdziwego parobka. Józio postanowił ujawnić, że postępowość Młodziaków jest udawana.
Rozdział IX. Podglądanie i dalsze zapuszczanie się w nowoczesność. Józio znalazł listy miłosne, które Zuta dostawała od uczniów i dorosłych mężczyzn. Podrobił pismo dziewczyny i wysłał liściki z zaproszeniem do Pimki i Kopyrdy.
Rozdział X. Hulajnoga i nowe przyłapanie. Młodziakowie przyłapali Zutę na schadzce z Kopyrdą i Pimką. Obnażona została ich prawdziwa mentalność - widok mężczyzn w pokoju córki zdenerwował Młodziaka. Doszło do bójki, a Józio postanowił uciec z Miętusem na wieś.
Rozdział XI. Przedmowa do Filiberta dzieckiem podszytego. Narrator snuł rozważania o bolesnych źródłach literatury.
Rozdział XII. Filibert dzieckiem podszyty. Narrator opisał mecz tenisowy, gdzie pułkownik przestrzelił piłkę. Doprowadziło to do chaosu na trybunach i upokorzenia kobiet przez mężczyzn.
Rozdział XIII. Parobek, czyli nowe przychwycenie. Józio i Miętus dotarli na wieś - do majątku ciotki Józia, pani Hurleckiej. Miętus spotkał tam prawdziwego parobka Walka, z którym postanowił się zbratać, co wywołało oburzenie Hurleckich.
Rozdział XIV. Hulajgęba i nowe przyłapanie. Bratanie się Miętusa z Walkiem doprowadziło do bijatyki na dworze. Józio uciekł i porwał wychowankę Hurleckich, Zosię. Zdał sobie sprawę, że przed formą można uciec tylko w inną formę, od jednego człowieka można uciec w ramiona drugiego, a od upupiania nie ma ucieczki.
Główny bohater, Józio Kowalski, obudził się wczesnym rankiem w nie najlepszym humorze. Był już mężczyzną trzydziestoletnim, a miał poczucie, że niewiele osiągnął. Stwierdził, że wciąż jest chłystkiem, chociaż powinien być dojrzały. Postanowił więc dokonać podsumowania swojego dotychczasowego życia. Wyglądał na dorosłego mężczyznę, ale żył jak młodzieniec. Józio grał w brydża, chętnie odwiedzał bary i kawiarnie. Rozmawiał z ludźmi i dzielił się z nimi swoimi myślami, ale w rzeczywistości nie wiedział, kim jest. Nie był ani mężczyzną, ani młodzieńcem.
Życie jego rówieśników znacznie się różniło, założyli już rodziny i zajmowali ważne stanowiska. Józio zauważał więc, że nie jest równo traktowany wśród kolegów, którzy zaczęli podchodzić do niego z dystansem. Przeszkadzało to też ciotkom Józia, które nalegały na niego, aby się ustatkował. Bohater ze szczególną niechęcią odnosił się do gminu, tak zwanych „półinteligentów”. Mimo wszystko uciekał od elit i arystokracji do pospolitych ludzi, którzy nie byli w stanie go zrozumieć. Największym osiągnięciem Józia było napisanie książki „Pamiętnik z okresu dojrzewania”. Niestety utwór spotkał się z surową krytyką.
Nagle Józio zauważył, że nie jest sam. W pokoju znajdował się jego sobowtór. Bohater zareagował na to agresją, ponieważ z zewnątrz jeszcze wyraźniej widział swoje wady. Kazał sobowtórowi się wynosić, a nawet go uderzył. To wydarzenie zmotywowało go, aby zacząć pisać. Józio zapragnął być taki, jak w swojej duszy. Zauważył, że człowiek w dużej mierze jest zależny od tego, jak widzą go inni, właśnie taki się staje. Józio nie zdążył jednak napisać zbyt wiele, ponieważ usłyszał dzwonek do drzwi.
Okazało się, że był to jego nauczyciel profesor T. Pimko. Był filologiem z Krakowa, niskim i drobnym, miał na sobie binokle, żakiet, klasyczne spodnie i żółte, zamszowe buty. Nauczyciel Józia odwiedził go, aby złożyć mu kondolencje z powodu śmierci ciotki. Był to jednak tylko pretekst, ponieważ Pimko zaczął czytać tworzony przez Józia tekst. Nie był zachwycony, dlatego wystawił mu trójkę z plusem. Chociaż Józio był dorosły, Pimko dalej zwracał się do niego, jak do ucznia, nakazując mu spokojne siedzenie. Postanowił też sprawdzić wiedzę bohatera. Niestety Józio nie pamiętał deklinacji i koniugacji łacińskich, przez co otrzymał ocenę niedostateczną.
Pimko stwierdził, że takie braki wiedzy należy uzupełnić, dlatego postanowił zabrać Józia z powrotem do szóstej klasy. Oznajmił, że w szkole dyrektora Piórkowskiego są dwa wolne miejsca w szóstej klasie. Józio nie miał wyjścia, ponieważ nauczyciel nie bał się go nawet chwycić za kark. Kazał więc służącej przynieść płaszcz i zaczął szykować się do drogi. Dziewczyna była bardzo zaskoczona, że jej pracodawca odchodzi gdzieś z obcym mężczyzną. Józio i Pimko wyszli z domu, gdzie wszystko wyglądało jak zwykle. Spotkała ich tutaj nieprzyjemna przygoda, ponieważ pies zaatakował nauczyciela i podarł mu spodnie.
W końcu bohaterowie dotarli do szkoły. Józio zachowywał się jak dziecko, płakał z powodu swojej sytuacji. Pimko nie zamierzał się tym przejmować i wepchnął go za bramę. Trwała długa przerwa, dlatego po boisku spacerowali chłopcy w wieku od dziesięciu do dwudziestu lat. Józio również stał się gimnazjalistą, ponownie miał piętnaście lat. Obserwował chłopców krążących po placu, którzy byli obserwowani przez matki, jakby byli małymi dziećmi.
Pimko rozpoczął rozmowę z kulawym nauczycielem i oświadczył, że chce zapisać Józia do szkoły. Nauczyciel nie narzekał na zachowanie uczniów, ale był niezadowolony, że wciąż są za mało niewinni i świeży. Pimko oświadczył jednak, że wydobędzie z uczniów niewinność i ukrył się za drzewem, aby ich obserwować. Chodziło tutaj o proces upupiania młodzieży, czyli dążenia, aby zachowała dziecięcą niewinność. Nauczyciel zaprowadził Józia do pozostałych chłopców. Bohater chciał przerwać tę absurdalną sytuację, w końcu był dorosły. Nikt jednak nie chciał go słuchać.
Uczniowie wypowiadali się w specyficzny sposób, używali łacińskich końcówek i archaizmów. Zauważyli, że Pimko pojawił się, aby wizytować ich szkołę. Pimko podał uczniom kartkę, na której zapisał, że młodzież męska w ich szkole jest niewinna. Chłopcy paradoksalnie zaczęli udowadniać mu, że nie mają nic wspólnego z niewinnością. Zdenerwowało ich, że czegokolwiek by nie robili i tak zostaną uznani za niewinnych. Zaczęli używać wulgaryzmów, aby udowodnić, że nie są dobrzy i dziecinni. Chłopcy powiedzieli, że takie zachowanie to ich jedyna obrona przed „pupą”. Doskonale zdawali sobie sprawę, że nauczyciele uczynić z nich małe dzieci. Uczniowie zdenerwowali się na Józia, którego zdziwiło ich zachowanie.
Największym łobuzem wśród chłopców był Miętus. Zapisał wulgarne słowo na drzewie, ale Pimko stwierdził, że chłopcy na pewno słyszeli je od służącej, a w rzeczywistości nie wiedzą nawet, co oznacza. Matki były zachwycone jego zachowaniem, ponieważ były przekonane, że rzeczywiście udało mu się zachować niewinność ich dzieci. Pimko poszedł do gabinetu dyrektora. Miętus wciąż nie mógł zapomnieć, że zostali nazwani niewinnymi. Był on przywódcą „chłopaków”, czyli uczniów buntujących się przeciwko upupianiu. Inne zdanie miał Pylaszczkiewicz, nazywany Syfonem. Przewodził on „chłopiętom”, czyli posłusznym uczniom, którzy uważali, że niewinność jest zaletą.
Syfon wezwał swoich kolegów do ślubowania, że nigdy nie porzucą młodzieńczych ideałów, ponieważ ojczyzna wywodzi się od chłopięcia i dziewczęcia. Zdenerwowało to Miętusa, który zaczął namawiać pozostałych do pobicia chłopiąt. Chłopaki używali więc coraz bardziej wulgarnych powiedzeń, na złość chłopiętom. Chłopacy sądzili też, że trzeba wreszcie uświadomić Syfona, aby odebrać mu niewinność.
Jedynym uczniem, który nie należał do żadnej z grup był Kopyrda. W końcu rozpoczęła się bójka, ale Miętus i jego koledzy - Myzdral i Hopek się z niej wycofali. Stwierdzili, że lepszym rozwiązaniem będzie używanie częściej wulgarnych słów. Myzdral wepchnął kawałek drutu za ogrodzenie, przez co uszkodził oko jednej z matek. Józio podsłuchiwał rozmowę, dlatego dowiedział się, że chłopaki planują uświadomić Syfona wbrew jego woli. Chcieli go porwać i związać. Pimko zawołał jednak Kowalskiego do gabinetu dyrektora, dlatego nie mógł dalej słuchać rozmowy.
Dyrektor Piórkowski wciąż wspominał o pupie, powtarzał to słowo jak mantrę. Pochwalił się, że zdziecinnieni dorośli są jeszcze lepsi od niemowląt. Otworzył do drzwi do pokoju nauczycielskiego, gdzie siedzieli pedagogowie przypominający raczej manekiny niż prawdziwych ludzi. Piórkowski podkreślał, że nauczyciele uczą wyłącznie tego, co znajduje się w programie. Sam nazywał ich niedołęgami, chociaż podkreślał, że są znośni. Wyznał też, że trzymał ich na ścisłej diecie, ponieważ kiedy byli anemiczni i niedożywieni, lepiej pracowali. Piórkowski cieszył się, że nauczyciele nie mieli żadnych własnych myśli. Dyrektor obiecał, że znajdzie dla Józia stancję i po lekcjach go tam zaprowadzi. Skończyła się przerwa, dlatego Józio musiał udać się na lekcję.
Rozpoczęła się lekcja polskiego z profesorem nazywanym Bladaczką. Był to mizerny mężczyzna o ziemistej cerze. Uczniowie w ogóle nie liczyli się z jego zdaniem, hałasowali i nie zwracali uwagi, że zdążył już otworzyć dziennik. Nagle wszyscy chcieli wyjść do toalety, ale Bladaczka się na to nie zgodził. Do lekcji przygotował się wyłącznie Syfon - miał podręcznik i zeszyt. Uczniowie wymawiali się chorobami, aby wytłumaczyć, że nie nauczyli się niczego na lekcję. Bladaczka nie dał się jednak nabrać na podrabiane zwolnienia i postraszył uczniów profesorem Pimką.
Tematem lekcji była twórczość Juliusza Słowackiego. Bladaczka nawet nie starał się zainteresować uczniów, zamiast tego powtarzał utarte regułki. Zakładał z góry, że poezja Słowackiego wzbudza w każdym zachwyt i tłumaczył to prostym argumentem, w końcu „Słowacki wielkim poetą był!”. Większość uczniów w ogóle go nie słuchała, ale Gałkiewicz postanowił się odezwać. Powiedział, że nie rozumie poezji Słowackiego, dlatego go ona nie zachwyca.
Nauczyciel był zszokowany, powiedział, że Gałkiewiczowi musi podobać się twórczość wielkiego poety. Zareagował nerwowo, jakby uczeń chciał pozbawić go posady, a miał on na utrzymaniu żonę i dziecko. Bladaczka poprosił Syfona o recytację, aby Gałkiewicz zrozumiał, że poezja Słowackiego jest wspaniała. Nikogo to jednak nie zainteresowało. Józio nie mógł znieść faktu, że dalej siedzi w szkolnej ławce. Nie potrafił jednak odważyć się na ucieczkę, miał nadzieję, że to tylko sen i niebawem się obudzi. Jedynym normalnym uczniem wydawał mu się Kopyrda, który dystansował się od klasowych kłótni.
Na koniec lekcji polskiego czekali nie tylko uczniowie, ale też nauczyciel. Chłopcy wreszcie mogli wrócić do tematu niewinności. Miętus i Myzdral mieli już gotowe sznurki, aby związać Syfona i odebrać mu niewinność i nieświadomość. Józio powiedział Kopyrdzie, że chłopaki planują zgwałcić Syfona. Miał nadzieję, że ten pomoże mu tego zapobiec. Usłyszał to Miętus, który ze złości kopnął Kowalskiego. Józio i Miętus zaczęli rozmawiać o parobkach, ucieczce od groteskowego życia w szkole. Obydwaj pragnęli prostoty, czarnego chleba, jazdy konnej. Wiejskie życie wydawało im się bardziej prawdziwe. Usłyszał to Syfon, którego rozśmieszył sentymentalizm Miętusa, marzącego o ucieczce na wieś i życiu wśród parobków. Miętus wyzwał Syfona na pojedynek na miny. Miał się odbyć po kolejnej lekcji. Konkursowi miał przewodzić Józio, obok arbitrów - Myzdrala i Hopka oraz Pyzo i Guzka.
Rozpoczęła się lekcja łaciny, prowadzona przez starego profesora. Ponownie przygotowany był tylko Syfon. Pozostali przepytani uczniowie dostali oceny niedostateczne. Wywołało to zniecierpliwienie nauczyciela, który nie rozumiał, dlaczego chłopcy nie chcą uczyć się języków. Na lekcjach omawiali liczne wiersze Cezara, ale uczniowie nie dostrzegali ich piękna. Syfon miał jednak wiele do powiedzenia o Cezarze, jako jedyny potrafił się pięknie wypowiadać, dlatego uratował honor klasy. Lekcja dobiegła końca.
Po dzwonku zaczął się pojedynek na miny. Tylko Kopyrda nie był tym zainteresowany, dlatego poszedł do domu. Przeciwnicy mieli stanąć naprzeciwko siebie. Zadaniem Miętusa było odpowiadanie odrażającymi minami na piękne miny Syfona. Pojedynek miał trwać do skutku, aż któryś z nich zostanie pokonany - rozpłacze się. Początkowo wydawało się, że zwycięży Syfon, który dumnie podniósł palec do góry. Miętus nie wytrzymał jednak i rzucił Syfona na podłogę. Jego arbitrzy związali Pyzo i Guzka. Miętus zgwałcił Syfona przez uszy, mówiąc do niego wulgarne, uświadamiające go słowa. Syfon bezskutecznie próbował mu się wyrwać. Miętus chciał, aby Józio zakneblował przeciwnika, ale ten się nie zgodził. W klasie wybuchło wielkie zamieszanie, które przerwało dopiero pojawienie się profesora Pimki.
Autor umieścił w tym rozdziale dygresję, która jednocześnie pełni funkcję wstępu do opowiadania (nazywanego też felietonem czy nowelą), którego tytuł brzmi właśnie „Filidor dzieckiem podszyty”. Narrator poinformował, że czytelnicy będą świadkami niezwykłego pojedynku na śmierć i życie. Zmierzyć mają się w nim profesor G. L. Filidor z Leydy i doktor Momsen z Columbii (nazywany też anty-Filidorem). Narrator zaznaczył też, że jego zdaniem opowiadanie nie musi być w żaden sposób powiązane z historią Józia. Pisarz stwierdził, że ma pełne prawo zapełnić przynajmniej kilka stron poboczną opowieścią, ponieważ dzieło powstaje w męczarniach, a potem jest czytane z lekceważeniem. Opowiadanie o Filidorze miało mu pomóc przejść do kolejnej części utworu.
Narrator zastanawiał się też, czy człowiek tworzy formę, czy jest zaledwie jej produktem. Krytycznie wypowiedział się też o twórcach wiernie podążających za koncepcjami artystycznymi. Byli dla niego wyłącznie pretensjonalnymi naśladowcami, a nie prawdziwymi artystami. Nie zgadzał się jednak również z wyróżnianiem artystów ze społeczeństwa i uznawaniem ich za ludzi stworzonych do wyższych celów. Twórcy, którzy trzymają się konwencji piszą, aby ich twórczość była idealna formalnie. Sztuka powinna jednak skłaniać do tworzenia formy, a nie wpasowywania się w nią.
Narrator wzywał czytelnika do uwolnienia się od formy, która jest źródłem wszelkiego zła i cierpienia. Pogrążył się też w rozmyślaniach na temat podzielonej natury świata. Każdy z nas znał tylko niewielką część rzeczywistości, którą można było podzielić na części. Przeraziła go perspektywa nieskończonego szeregu części, na które da się podzielić świat. Postanowił jednak porzucić części i w kolejnym rozdziale skupić się na opowiadaniu.
Filidor był profesorem syntetologii na uniwersytecie w Leydzie. Pochodził z okolic Annami, a jego nadrzędnym celem była Wyższa Synteza. Wyglądał jak typowy prorok, powołany do wyższych celów, miał brodę i okulary. Często zajmował się dodawaniem nieskończoności lub mnożeniem, również przez nieskończoność. Jego nemesis był doktor Momsen, doskonały analityk z Uniwersytetu Columbia. Urodził się w Colombo, był typowym sceptykiem. Zajmował się rozkładem ludzi na części za pomocą rachunków i prztyczków, szczególnie w nos. Jego najważniejszą misją stało się jednak nie pięcie się na szczyt naukowej kariery, ale pokonanie Filidora. Zyskał więc przydomek anty-Filidora. Gdy więc dowiedział się, że Filidor jest w Bremie, natychmiast opuścił Hagę, w której się znajdował i pojechał do Bremy.
Narrator był jednak świadkiem spotkania dwóch uczonych w hotelowej restauracji Bristol w Warszawie. Filidor był tam ze swoją żoną, w której towarzystwie analizował najlepsze połączenia w rozkładzie jazdy. Na miejscu pojawił się anty-Filidor ze swoją towarzyszką, Florą Gente z Mesyny. Początkowo mężczyźni pojedynkowali się na spojrzenia. Nie dało to jednak efektów, dlatego zaczęli walczyć na słowa. Następnie doszło do tragedii: anty-Filidor zaczął rozbierać Filidorową wzrokiem. Kobieta była tym bardzo zawstydzona, ale mąż okrył ją pledem.
Następnie anty-Filidor zaczął analizować wszystkie części ciała Filidorowej, kończąc na analizie moczu. Zszokowana kobieta trafiła do szpitala, gdzie okazało się, że osobowość i ciało kobiety są w stanie rozkładu. Filidor nie był w stanie pomóc żonie, aż w końcu wpadł na pomysł spoliczkowania anty-Filidora. Udało mu się go znaleźć wieczorem w barze, pijącego alkohol. Im więcej pił, tym bardziej był trzeźwy. Okazało się, że anty-Filidor zrobił sobie tatuaże na policzkach. Filidor zdał sobie sprawę, że uderzenie nie złączy rozpadających się elementów w całość, ponieważ twarz jego przeciwnika przypominała teraz tapetę, a nie ciało.
Filidor był tak zdesperowany, że sprzedał swój majątek i rozmienił go na złotówki. Był przekonany, że ponowne połączenie tej sumy doprowadzi do złożenia kochanki anty-Filidora w całość. Mężczyźni i Flora spotkali się w restauracji Alkazar. Analityk był spokojny i śmiał się z wysiłków przeciwnika. Filidor zaczął układać złotówki na stole - Flora początkowo była znudzona, ale z czasem jej wzrok zaczął syntetyzować się na pieniądzach. W końcu kobieta zaczęła cicho jęczeć, przez co Analityk radził jej, aby rozbiła całość. Ta jednak nie była w stanie tego zrobić. Anty-Filidor w końcu nie wytrzymał i spoliczkował Filidora, przez co nieświadomie doprowadził się do stanu syntezy. Dzięki temu wydarzeniu, Filidorowa zaczęła wracać do siebie. Nie było to jednak honorowe rozwiązanie, dlatego ustalono termin pojedynku. Sekundantami Filidora zostali narrator i docent Łopatkin, a Analityka - jego asystenci.
Pojedynek rozpoczął się we wtorek o siódmej rano. Obowiązywały tutaj zasady symetrii, przeciwnicy odpowiadali na swoje ruchy. Pojedynek potoczył się jednak źle, ponieważ mężczyźni zaczęli odstrzeliwać pistoletem części ciała partnerki rywala. Gdy wreszcie się uspokoili, uświadomili sobie, że to nie ma sensu. Zwyciężyła analiza, ale nic to nie oznaczało, obie kobiety nie żyły. Mężczyźni rozeszli się w różne strony Warszawy, szukając kolejnych celów do strzelania. Uczeni całkowicie zmienili swoje życie, z szanowanych pedagogów zmienili się we włóczęgów, rozbijających szyby i plujących na przechodniów. Filidor był zdziecinniałym staruszkiem, ale uważał, że wszystko na świecie jest podszyte dzieckiem.
Narrator zakończył opowieść o Filidorze i wrócił do losów Józia w momencie, gdy Pimko pojawił się po gwałcie Miętusa na Syfonie. Ten udawał jednak, że chłopcy tylko grali w piłkę i nie ma się czym przejmować. Nauczyciel zabrał Kowalskiego na stancję w willi państwa Młodziaków, gdzie miał mieszkać i stracić resztki dorosłości. Pan domu był inżynierem-konstruktorem, a pani domu należała do komitetu dobroczynnego na rzecz niemowląt i dzieci zmuszanych do żebractwa. Młodziakowie mieli córkę Zutę, typową pensjonarkę. Miała szesnaście lat, była nowocześnie ubrana - w gumowe półbuty, spódnicę i sweterek. Była ładna, wysportowana i bezczelna. Józio domyślał się, że Pimko chce wyswatać go z dziewczyną, aby odechciało mu się bycia dorosłym. Nauczyciel wydawał się nieco obawiać pensjonarki, zachowywał się przy niej nienaturalnie. Pimko wypowiadał się też na temat współczesnej kultury, twierdził, że dla młodych najważniejsze są łydki.
Niebawem do domu wróciła Młodziakowa. Pimko powiedział jej, że Józio ma siedemnaście lat, ale udaje dorosłego, jest zmanierowany. Zuta od razu zaznaczyła, że chłopak podsłuchuje ich rozmowę. Młodziakowa miała nadzieję, że cały kraj pójdzie z postępem. Niespodziewanie Zuta kopnęła Józia w nogę. Młodziakowa co prawda kazała jej przeprosić, ale uważała też, że Józio nie powinien być taki drażliwy. Miała nadzieję, że uda im się zmienić zmanierowanego chłopaka, aby zaczął zachowywać się naturalnie. Zuta pochwaliła się też, że nawet nie wie, kim jest Norwid. Pimko pożegnał się z Józiem i obiecał, że codziennie będzie go odwiedzał. Młodziakowa zaprowadziła Józia do jego pokoju, znajdującego się obok sypialni Zuty, która jednocześnie była hallem. Kowalski został sam w swoim pokoju.
Służąca przyniosła do Młodziaków resztę rzeczy Józia. Młodziakowa poszła na spotkanie komitetu, dlatego chłopak został sam z Zutą. Józio podsłuchiwał, jak dziewczyna umawia się z przyjaciółką w cukierni. Wieczorem Kowalski poczuł się bardzo samotnie, dlatego postanowił wyjść ze swojego pokoju. Zuta akurat czyściła buty, a na jego widok zrobiła zalotną minę i odezwała się do niego. Józia bardzo to zawstydziło, dlatego wrócił do siebie i zaczął układać ubrania w szafkach. Postanowił jednak po raz kolejny zobaczyć dziewczynę, dlatego wyszedł jej na spotkanie. Józio zdał sobie sprawę, że się zakochał. Miał ochotę opuścić stancję, ale powstrzymywało go uczucie do Zuty.
Odwiedził go Miętus, który kopnął służącą w brzuch i był ordynarny, bo nie chciała go wpuścić. Przyniósł ze sobą butelkę wódki. Wyznał koledze, że zakochał się w Zucie i chciał uwolnić się od tego uczucia. Powiedział Miętusowi, że w rzeczywistości ma trzydzieści lat, ale ten go wyśmiał. Miętus znał Zutę, ponieważ podobała się Kopyrdzie - chłopak również chciał być nowoczesny. Józio zaczął być o niego zazdrosny. Miętus myślał już jednak o poszukiwaniach prawdziwego parobka. Bohaterowie opróżnili butelkę wódki, po czym Miętus uciekł przez kuchnię, aby nie złapała go Młodziakowa.
W następnych dniach życie Józia było dość nudne. Przemieszczał się między stancją a szkołą, wciąż myśląc o Zucie. Nudził się podczas lekcji, ale przestał marzyć o ucieczce i powrocie do życia dorosłego człowieka. Piórkowski widział w nim doskonały przykład upupienia. Józio fascynował się jednak nowoczesnością. Próbował nawiązać bliższą znajomość z Kopyrdą, ale ten go ignorował. Główną motywacją Józia było odkrycie, jaka relacja łączy Kopyrdę z Zutą.
Po zgwałceniu przez Miętusa, Syfon zmarł. Nie był w stanie pogodzić się z faktem, że został uświadomiony. Usiłował pozbyć się ze swojego umysłu brutalnych, ordynarnych słów, ale to było już niemożliwe. Przez to zaczął czuć się źle sam ze sobą, każdego dnia był coraz bledszy i bardziej mizerny. Był zniesmaczony swoją świadomością, aż w końcu nie wytrzymał i powiesił się na wieszaku. Sytuacja była szokująca, pisała o niej nawet prasa. Miętus nie zamierzał jednak wyrzec się przyjętej przez siebie gęby, stał się tak ordynarny, że nawet najbliżsi koledzy zaczęli go unikać. Pochwalił się też Józiowi, że uwodzi służącą Młodziaków i potajemnie spotyka się z nią, kiedy Młodziakowej nie ma w domu.
Młodziakowa zdała sobie sprawę, że Józio zakochał się w Zucie. Onieśmielała Józia swoim doświadczeniem życiowym. Podczas I Wojny Światowej była sanitariuszką, obecnie wyznawała liberalne poglądy, szła z duchem czasu. Nie obawiała się łamać konwenansów. Pimko odwiedzał Józia i był zadowolony, że tak dobrze idzie jego upupianie. Profesor chętnie nauczał Zutę o Norwidzie, ale w rzeczywistości był to tylko pretekst, aby się do niej zalecać. Chociaż nauczyciel był już starszym mężczyzną, Józio czuł zazdrość, ponieważ dziewczyna nie zwracała na niego uwagi.
Podczas obiadu Młodziakowa powiedziała, że widziała Zutę wracającą ze szkoły z jakimś chłopcem. Zachęcała córkę do łamania konwenansów, zaproponowała, że może wyjechać z chłopakiem na weekend i nie wracać na noc. Mogła nawet dać jej pieniądze na wyjazd. Dziewczyna nie chciała jednak powiedzieć, jak chłopak ma na imię, twierdziła że go nie zna. Ojciec powiedział nawet, że Zuta może mieć nieślubne dziecko, nie ma nic przeciwko temu. Czasy, gdy u kobiet ważne było dziewictwo, już minęły. Zuta była tak nowoczesna, że nie jadła nawet zupy. Wystarczały jej woda i chleb.
Józio domyślał się, że dziewczyna wracała ze szkoły z Kopyrdą. Podczas rozmowy zwrócił się do Młodziakowej „mamusia”, co wywołało częściowo strach, a częściowo rozbawienie towarzystwa. Kowalski zaczął wrzucać do kompotu okruszki chleba, co zniesmaczyło Młodziakową. Kobieta krzyknęła, że ma przestać i wyszła z kuchni, razem z rozbawionym Młodziakiem i Zutą. Józio zdał sobie sprawę, że może zmienić nowoczesność młodziaków, tak samo jak zmienił kompot w papkę. Pomyślał, że jeśli zniszczy maskę nowoczesności, uwolni się od pensjonarki i profesora Pimki.
Józio był przekonany, że przy obiedzie odniósł duży sukces. Przez okno zobaczył Miętusa, który skradał się na schadzkę ze służącą. Józio wyszedł na zewnątrz i dał żebrakowi skromną jałmużnę, ale w zamian kazał mu stać z gałązką w ustach, dopóki nie nadejdzie noc. Józio wrócił do domu, gdzie przez dziurkę od klucza podglądał Zutę. Głośno przełykał ślinę, aby Zuta domyśliła się, że jest pod drzwiami. Dziewczyna zaczęła tylko sugestywnie pociągać nosem. Młodziakowa weszła do środka i poradziła córce, aby wybrała się na dancing. Ta jednak wolała uczyć się niemieckiego. Niespodziewanie Młodziakowa weszła do pokoju Józia, zaskoczona czemu stoi pod drzwiami. Była też zaskoczona, że pod domem stoi żebrak z gałązką w ustach. Młodziakowa traktowała Kowalskiego z dystansem, jego zachowanie ją niepokoiło. Gdy wyszła, Józio odkrył, że Zuta opuściła swój pokój.
Wieczorem Józio został sam w domu. Postanowił przeszukać sypialnię Zuty. Czytał wiersze pensjonarki i dopisywał do nich erotyczne podteksty. Zostawił też żywą muchę w jej sportowym bucie. Znalazł również wiele listów miłosnych. Pochodziły nie tylko od uczniów, ale też dorosłych mężczyzn: adwokatów, sędziów, prokuratorów, aptekarzy. Prokuratorzy, politycy i wojskowi wyznawali jej, że w rzeczywistości są zagubionymi chłopcami, którzy nie mają żadnego wpływu na swoje życie. Niejednokrotnie narzekali na żony i dzieci, pracodawców.
Józio znalazł również list od Pimki, ale zawierał on tylko suche wezwanie do gabinetu, aby uzupełnić rażące braki w wiedzy pensjonarki. Był tam również list od Kopyrdy, który podawał swój adres i zaproponował spotkanie. Józio wpadł wtedy na odważny pomysł, postanowił podrobić pismo Zuty oraz wysłać Pimce i Kopyrdzie ten sam liścik. Zaprosił na czwartek na godzinę dwunastą - adorator miał zapukać do okna werandy, a Zuta obiecywała go wpuścić. Następnie Józio wysłał jeden list do Pimki, a drugi do Kopyrdy. Kowalski planował ośmieszyć adoratorów, kiedy pojawią się na miejscu.
W nocy Józio nie mógł zasnąć, dlatego rankiem zmęczony postanowił, że nie pójdzie do szkoły. Zamiast tego zamierzał obserwować rodzinę Młodziaków. Podglądał Młodziakową, która wycierała się po kąpieli i energicznie robiła przysiady. Następnie do łazienki weszła Zuta i wzięła zimny prysznic. Kiedy wyszła, Józio napisał w łazience „Veni, Vidi, Vici”, żeby kobiety domyśliły się, że były podglądane.
Kowalski postanowił mimo wszystko wybrać się do szkoły. Miętus zwrócił uwagę na jego mizerny wygląd. Podczas obiadu, Młodziakowa i Zuta nie potrafiły swobodnie rozmawiać w obecności Józia. Zaczynały się go wręcz obawiać. Po posiłku chciał znowu obserwować domowników, ale Młodziakowa starała się go pozbyć, wysyłając go do kina. Józio się nie zgodził, ale wiedział, że Młodziakowie pozbędą się go ze stancji. Obecność Kowalskiego całkowicie zburzyła nowoczesne życie domowników. Trudno było im funkcjonować w swojej formie, kiedy w domu znajdowała się tak odmienna od nich jednostka. Młodziakowa były spięta, a inżynier wręcz przeciwnie, zachowywał się infantylnie. Zuta pozostawała typową pensjonarką.
Wreszcie nadszedł wieczór. Miętus ponownie zakradł się do służącej. Józio zrobił szparę w drzwiach pokoju Zuty, aby wszystko dokładnie widzieć. Koło jedenastej wieczorem dziewczyna położyła się i zaczęła czytać romans kryminalny. Młodziakowie również nie spali, inżynier opowiadał żonie sprośne anegdoty. Zuta wstała z łóżka, zdjęła koszulę i zaczęła obłąkańczo pląsać po pokoju, bijąc się paskiem po plecach. Nadeszła dwunasta i do okna zapukał Kopyrda. Było widać, że chłopak jest podniecony, po chwili para ściskała się już na tapczanie.
Za chwilę do okna zapukał profesor Pimko. Zaproponował dziewczynie, aby mówiła mu na ty. Zdziwił się też, że wzbudził jej zainteresowanie. Mimo ciemności domyślił się jednak, że nie są sami. Józio zaczął krzyczeć, że w domu są złodzieje. Kopyrda i Pimko schowali się do szaf, a Zuta wskoczyła do łóżka i udawała, że śpi. Do jej pokoju weszli Józio i Młodziakowie. Najpierw Józio otworzył szafę, w której schował się Kopyrda, a jego obecność niezwykle rozśmieszyła państwa domu.
Kiedy jednak Kowalski ujawnił obecność Pimki, reakcja była całkowicie inna. Młodziak od razu stał się odważny i oficjalny. Młodziakowa zauważyła żebraka z gałęzią w ustach i kazała mu dać jakieś drobne, aby wreszcie odszedł. Kopyrda i Pimko próbowali się wymknąć, ale Młodziak na to nie pozwolił. Pimko bał się, że sprawa skończy się na policji. Kłamał więc, że wszedł do ogródka za potrzebą, a kiedy zauważyła go Zuta, wstyd mu było się przyznać, dlatego wszedł do środka. Inżynier mu nie uwierzył i uderzył go w twarz. Młodziak chciał uderzyć również Kopyrdę, ale przypomniał sobie, że to jeszcze młodzieniec. Między mężczyznami wybuchła bójka. Młodziakowa próbowała ocalić męża, ale do bójki dołączyła także Zuta.
Józio stwierdził, że to doskonały moment na ucieczkę ze stancji. Szybko spakował rzeczy i założył kapelusz. Cieszył się, że odchodzi nie czując nic, mimo tego wszystkiego, co spotkało go w ostatnim czasie. Nie miał nawet żadnych spotkań, chociaż spotkał się z pupą, gębą, formą i łydką. W kuchni spotkał Miętusa, ubierającego się po upojnych chwilach ze służącą. Chłopcy wyszli na zewnątrz i zgodnie stwierdzili, że to czas na wyjazd. Józio obnażył prawdziwą mentalność Młodziaków, a Miętus wreszcie uwiódł służącą. Postanowili więc udać się na poszukiwania parobka na wieś.
Przed przeniesieniem akcji na wieś, Gombrowicz zdecydował się na kolejną dygresję, aby zachować zasady symetrii. Postanowił skupić się na oczekiwaniach wobec literatury. Jego rozważania były pełne ironii. Uważał, że największym problemem są męki złej formy. Wyliczył liczne cierpienia twórców i możliwe inspiracje do stworzenia dzieła np. ból różnych części ciała, głupotę, staroświeckość czy nowoczesność. Okazuje się więc, że u źródeł literatury leży różnego rodzaju cierpienie.
Narrator opisał mecz potomka francuskiego wieśniaka, który był mistrzem świata w tenisie. Jego grze towarzyszyły gromkie oklaski od publiczności. W pewnym momencie jednak pułkownik strzelił w piłkę, a ta się rozpadła. Zawodnicy najpierw machali rakietami w powietrzu, ale kiedy zauważyli, że to nic nie daje, zaczęli się bić. Kula, która najpierw trafiła piłkę, ugodziła w szyję pewnego przemysłowca.
Wśród widzów zapanował chaos. Ludzie zaczęli wskakiwać sobie na głowy, czemu towarzyszyły gromkie oklaski. Mężczyźni zaczęli dosiadać kobiet, jakby były końmi. Na środku placu pojawił się surowy markiz de Filiberthe, który zapytał, czy ktoś chce obrazić jego żonę. Rzucił w tłum bilety wizytowe do swojego domu. Po chwili do markiza zaczęli podjeżdżać mężczyźni na grzbietach kobiet. Obrażali markizę tak dotkliwie, że kobieta poroniła. Zawstydzony Filibert postanowił wrócić do domu, „podszyty dzieckiem i uzupełniony dzieckiem”. Publiczność nie przestawała klaskać.
Józio i Miętus opuścili Warszawę, aby znaleźć prawdziwego parobka. Wędrowali przez całą noc, Józio niósł walizkę, a Miętus podpierał się kijem. Mijali urzędników, studentów, nocnych stróżów. Kowalski zaczął czuć żal, że opuszcza stolicę, ale Miętus nie zamierzał ustawać w marszu. W końcu chłopcy znaleźli się na wsi, która wydawała się wymarła. W chatach odpowiadało im ujadanie agresywnych psów. Niespodziewanie, z dołu po kartoflach wynurzył się chłop. Była przy nim rodzina: żona i czworaczki. Cała rodzina chłopów zajadle szczekała. Kobieta karmiła dzieci wyschniętą piersią. Chłop był wynędzniały, a zapytany dlaczego szczeka, odparł, że jest psem a nie człowiekiem. Kobieta ugryzła Józia w brzuch. Co gorsza, na miejscu pojawiła się cała wieś, która agresywnie szczekała i warczała.
Niespodziewanie chłopcy usłyszeli warkot samochodu, który wjechał w tłum wieśniaków udających psy. Jechała nim ciotka Józia, pani Hurlecka z domu Lin. Przywitała się z Józiem, który wyjaśnił, że idą na wycieczkę. Kobieta zaproponowała, aby zatrzymali się w jej domu w Bolimowie. Szofer Feliks zaczął wieźć ich na miejsce. Ciotka wspominała czasy dzieciństwa Józia, ale pamiętała, że było to już trzydzieści lat temu. Kobieta traktowała Kowalskiego podobnie jak Pimko. Wszyscy dojechali na miejsce, służący zabrał walizkę Józia. Kowalski pamiętał dwór, w którym mieszkał przez pierwsze dziesięć lat swojego życia.
Ciotka przedstawiła Józia mieszkańcom, przypominając, że jest synem nieboszczki Heli. W dworze mieszkali wuj Konstanty, zwany Kociem, kuzyn Zygmuś i wychowanka wujostwa - Zosia. Wszyscy wylewnie się powitali, Józio kurtuazyjnie zapytał o zdrowie. Ciotka chorowała na serce, wujek miał reumatyzm, Zosia anemię, a Zygmuś miał zapalenie ucha. Gościom usługiwali pokojówka i kamerdyner Franciszek. Miętusowi spodobała się obecność służby.
Nadszedł czas na kolację. Miętus był podekscytowany, ponieważ zobaczył prawdziwego parobka. Miał zwykłą, pospolitą gębę, naturalną, na której nie było żadnej miny. Był to lokajczyk, który podawał potrawy. Miał nie więcej niż osiemnaście lat, niczym się nie wyróżniał, nie był ani brzydki, ani urodziwy. Usługiwał w typowym ubraniu parobka - boso, z koszulą zapinaną na spinkę. Nie dostał rękawiczek ani innych tradycyjnych części stroju służby, ponieważ lokajczyk nie dorównywał lokajowi. Po posiłku wszyscy siedzieli znudzeni, Zygmunt zaproponował brydża, ale Miętus nie potrafił grać.
W końcu Józio i Miętus wrócili do pokoju, gdzie kolega Kowalskiego natychmiast wezwał parobka. Najpierw kazał mu nalać wody do miski, potem otworzyć okno, ale w rzeczywistości chciał się z nim zbratać. Okazało się, że parobek ma na imię Walek. Chłopak nie wiedział, ile ma lat, nie potrafił pisać ani czytać. Był samotny, miał tylko siostrę, która pracowała przy krowach. Miętus poprosił Walka o zawiązanie butów i zapytał, czy dziedzic go bije, a ten to potwierdził. Niespodziewanie Józio uderzył Walka, co wywołało oburzenie Miętusa. W pokoju pojawił się Zygmuś, który pochwalił Józia za bicie parobka. Miętus oburzony wyszedł. Zyguś powiedział, że ich rodzina od dawna bije swoich pracowników i inne, niżej postawione osoby.
Miętus wrócił zachwycony w środku nocy, ponieważ lokajczyk dał mu w twarz. Uważał to za najwyższy przejaw zbratania się z nim. To Miętus poprosił Walka, aby go uderzył. Chłopak początkowo nie chciał się zgodzić, ale Miętus nalegał. Kuchenna Marcyśka była zaskoczona tym widokiem. Dziewczyna zaczęła opowiadać o sekretach domowników. Zygmuś wiele razy ją zaczepiał, ale romansował z wdową, z którą spotykał się w krzakach. W kuchni pojawił się jednak kamerdyner, który zwymyślał Marcyśkę i Walka, kazał im wracać do pracy.
Miętus obawiał się, że Franciszek doniesie o wszystkim państwu. Miętus był zachwycony zbrataniem się i zachwianiem społecznego ładu. Józio miał jednak inne przemyślenia - służba stawała się coraz bardziej zuchwała, obawiał się, że w przyszłości pańska twarz będzie musiała zmierzyć się z ludową gębą. Myślał, że wujostwo musi wiedzieć, co myślą o nich parobkowie, ale spycha to do najdalszych zakamarków świadomości.
Wujostwo dowiedziało się, do czego doszło poprzedniej nocy, ale nie znali całej prawdy. Ciotka powiedziała Józiowi o zbrataniu się Miętusa z lokajczykiem, a ten udawał zdziwionego. Domownicy spędzili popołudnie na grze w karty. Wuj powiedział Józiowi, że Miętus uwodzi Walka. Był przekonany, że Miętus jest homoseksualistą. Józio twierdził, że to zwykłe relacje między chłopcami, co utwierdziło wuja w przekonaniu, że Miętus jest zboczeńcem. Wuj chciał pobić Walka, ale zmienił zdanie i go wygnał. Kamerdyner powiedział wujowi, że służba plotkuje na temat państwa.
Miętus gdzieś zniknął, dlatego domownicy zaczęli poszukiwania. Chłopak niespodziewanie wyłonił się z lasu, trzymając Walka za rękę i dając mu pieniądze. Ciotka miała nadzieję, że chłopcy są po prostu pijani. Walek uciekł z powrotem do lasu. Miętus przyznał wujowi, że brata się z Walkiem. Pan postanowił więc wyrzucić chłopaka ze służby, ponieważ nie zamierzał tolerować niemoralnego zachowania w swoim domu. Miętus i Józio zaczęli uciekać, przyłączyła się do nich też zbierająca grzyby Zosia.
Miętus zaczął mówić językiem charakterystycznym dla parobków. Trudno było namówić go na powrót do domu. Zosia bała się Miętusa tak bardzo, że dostała gorączki. Zygmunt następnego dnia miał wyrzucić Walka z pracy, lokajczyk dostał zakaz wstępu na pokoje. Kuzyn zapowiedział też, że Miętus i Józio muszą opuścić dwór. Następnego dnia mieli zostać odwiezieni na pociąg do Warszawy. Wuj stwierdził, że wśród młodzieży nie brakuje bolszewików. Zasugerował też, że młodych należy upupiać.
Miętus płakał na myśl o wyjeździe, ponieważ nie chciał zostawiać Walka. Józio obiecał mu, że w nocy w trójkę uciekną. O północy rozpoczęli ucieczkę. Parobek początkowo nie chciał się zgodzić, ale kiedy dostał w gębę zmienił zdanie. Skrzypienie drzwi obudziło jednak wuja Konstantego. Chłopcom udało się ukryć, ale Walek został przyłapany. Kamerdyner oskarżył go o próbę kradzieży, a wuj i kuzyn zaczęli bić parobka. Chłopak tłumaczył się, że nic nie kradł, ale ci bili go, dopóki nie stracili sił.
Niespodziewanie Konstanty i Zygmunt zażyczyli sobie wystawnego posiłku. Ostentacyjnie objadali się na oczach parobka, aby pokazać mu, że wszystko należy do nich, dlatego mogą sobie używać. Za oknem stali chłopi i służba, obserwowali, jak dziedzice tresują Walka. Niespodziewanie Miętus rzucił się na Konstantego. Walek przypadkowo uderzył wuja w twarz. Nagle rozległ się dźwięk tłuczonego szkła, a lud zaczął wchodzić do środka. Zachęceni niecodziennymi wydarzeniami, chłopi postanowili bratać się z państwem. Józio wyszedł z ukrycia i zaprowadził ciotkę w bratający się tłum.
Następnie udał się do sypialni Zosi i postanowił ją porwać. Uciekali przez pola, aż zatrzymali się na łące. Józio przeprosił za swoje zachowanie, ale wyznał, że zakochał się w dziewczynie od pierwszego wejrzenia. Oznajmił, że ma pieniądze na wyjazd do Warszawy. Zosia była szczęśliwa z takiego obrotu zdarzeń, przytulała się do Józia. Kowalski poczuł się jednak przytłoczony i senny. Zaczął marzyć, aby pojawił się ktoś inny i uwolnił go od Zosi. Dziewczyna zainicjowała pocałunek, a Józio go odwzajemnił, mimo braku romantycznego podejścia do sytuacji. Jak stwierdził, „musiałem ucałować swoją gębą jej gębę, gdyż ona swoją gębą moją ucałowała gębę”. Józio zdał sobie sprawę, że ucieczka od formy jest niemożliwa. Jak stwierdził: „nie ma ucieczki przed gębą, jak tylko w inną gębę, a przed człowiekiem schronić się można jedynie w objęcia innego człowieka. Przed pupą zaś w ogóle nie ma ucieczki”. Powieść kończą słowa: „Koniec i bomba a kto czytał, ten trąba!”.
Aktualizacja: 2024-09-08 20:20:03.
Staramy się by nasze opracowania były wolne od błędów, te jednak się zdarzają. Jeśli widzisz błąd w tekście, zgłoś go nam wraz z linkiem lub wyślij maila: [email protected]. Bardzo dziękujemy.