Józio Kowalski to główny bohater awangardowej powieści Witolda Gombrowicza „Ferdydurke”. Jego niedojrzałość doprowadziła do cofnięcia się do czasów szkolnych, gdzie zgłębiał takie koncepcje, jak forma, gęba, łydka czy pupa. Ponowne przejście procesu dojrzewania sprawiło, że Józio uświadomił sobie, jak słaby w rzeczywistości jest człowiek oraz jak trudno uciec od konwencji. Józio to przede wszystkim bohater każdy, czyli tzw. everyman. Oznacza to, że jest ogólnie rzecz biorąc przeciętny, a przez to uniwersalny, dzięki czemu każdy czytelnik może się z nim identyfikować.
Kowalski niedawno skończył trzydzieści lat. Obchodził urodziny w czerwcu, ponieważ ciotka Hurlecka wspomniała, że jego urodziny wypadały na święto Piotra i Pawła. Dla Józia ukończenie trzydziestu lat było przełomowym momentem, nazwał to przekroczeniem Rubikonu. Nadszedł dla niego czas podsumowań, a wnioski nie były optymistyczne, ponieważ nie czuł się dojrzałym mężczyzną. Miał wrażenie, że wciąż ma w sobie chłopca, nie jest jednak ani młodzieńcem, ani człowiekiem dorosłym. Nie założył własnej rodziny, nie zrobił kariery, przez co rówieśnicy traktowali go z wyższością. Udało mu się tylko ukończyć książkę „Pamiętnik z okresu dojrzewania”, ale nie spotkała się z aprobatą krytyków. Przez tę wzmiankę, Józia uznaje się za alter ego Gombrowicza, ponieważ tak brzmiał tytuł jego debiutanckiego tomu.
Józio miał na sobie szare miejskie ubranie, kołnierzyk, krawat i buciki. Przez użycie zdrobnień, narrator sugeruje, że bohater nie był do końca dorosły. Józio był synem Władysława i Heli, jego matka już nie żyła, o czym dowiadujemy się od ciotki Hurleckiej. Wywodził się z rodziny szlacheckiej, jego ciotka Józia Hurlecka z domu Lin, mieszkała w dworku w Bolimowie, razem z mężem Konstantym, kuzynem Zygmusiem i wychowanką Zosią. Mógł pozwolić sobie na zatrudnienie służącej, dlatego nie był człowiekiem zubożałym. Józio przypominał matkę, miał jej niebieskie oczy.
Bohater nie potrafił odnaleźć własnej tożsamości, przypominał poszukującego siebie nastolatka, a nie dorosłego mężczyznę. Miał nawet wrażenie, że jego ciało nie jest całością, znajdują się w nim części dojrzałe i chłopięce. Zajmował się graniem w brydża, chodzeniem po kawiarniach i barach. Potrafił załatwiać własne sprawy, ale nie miał zbyt wielu obowiązków. Jego lęki najlepiej przedstawiały sny, w którym był nastoletnim młodzieńcem, który nie przeszedł jeszcze mutacji. Z jednej strony śmiał się z siebie z przeszłości, ale z drugiej - jego nastoletnia postać śmiała się z niego. Rodzina dostrzegała zagubienie Józia, ciotki starały się nakłonić go, aby się ustatkował. Miały nadzieję, że się ożeni, zacznie pracować jako adwokat albo urzędnik. Członkowie rodziny często nie wiedzieli, o czym rozmawiać z bohaterem, ponieważ nie prowadził typowego życia osoby dorosłej.
Józio miał jednak inne plany na życie, niż narzucała mu rodzina. Nadziei na wydoroślenie dopatrywał się w napisaniu książki. Był przekonany, że ukończeniem dzieła wkupi się w łaski rodziny i znajomych, a gdy ci będą mieli o nim dobre zdanie - automatycznie dojrzeje. Kowalski sam przypiął sobie łatkę niedojrzałego nadając swojemu pierwszemu dziełu tytuł „Pamiętnik z okresu dojrzewania”, co skrytykowali jego znajomi. Józio był przekonany, że przez pisanie wyrazi siebie i nada sobie formę, której dotychczas mu brakowało. Miał dobre warunki do pracy, służąca przynosiła mu śniadanie, można powiedzieć, że bohater był uprzywilejowany.
Życie Józia zmieniło pojawienie się profesora Pimki, jego dawnego nauczyciela. Belfer traktował go jak dziecko, skrytykował pierwsze strony książki, rozkazywał bohaterowi, przepytywał go ze szkolnej wiedzy. Niezadowalające wyniki Józia sprawiły, że Pimko postanowił zabrać go z powrotem do szóstej klasy. Józio próbował się bronić, ale był bezradny. Chociaż teoretycznie był dorosły, nauczyciel wciąż miał nad nim przewagę. Pimko rozpoczął upupianie Józia, czyli narzucanie mu niewinności i nieświadomości charakterystycznej dla małego dziecka. Pupa była silniejsza od Józia, nie potrafił zbuntować się przeciwko dorosłym, chociaż w rzeczywistości również do nich należał. Kowalski nie dowierzał w to, co się dzieje, miał myśli o ucieczce. W klasie pozostawał głównie bierny, chociaż dał wciągnąć się w spór między Syfonem a Miętusem. Chciał ratować Syfona, ale stwierdził, że sam nie jest w stanie nic zdziałać. Wolał podążać za silnymi charakterami niż działać.
Józio zamieszkał na stancji u Młodziaków, gdzie uległ urokowi bezczelnej, nowoczesnej pensjonarki Zuty. Był całkowicie inny od gospodarzy, dlatego uznano go za staroświeckiego dziwaka. Czuł się samotny, próbował zwrócić na siebie uwagę Zuty, ale ta go ignorowała. W końcu Józio zbuntował się i postanowił pozbawić Młodziaków formy nowoczesności. Uknuł intrygę - zaprosił do sypialni Zuty Pimkę i Kopyrdę oraz sprawił, że Młodziakowie przyłapali córkę na spotkaniu z mężczyznami. Józiowi udało się osiągnąć cel - inżynier wpadł w szał, rozpoczęła się bójka, chociaż wcześniej przekonywał, że nie miałby problemu, gdyby Zuta urodziła nieślubne dziecko. Kowalski okazał się mściwy, celowo chciał sprawić, aby Młodziakowie czuli się niekomfortowo, podglądał kobiety z ukrycia. Nie wahał się nawet wciągnąć w swoją intrygę żebraka, któremu kazał stał pod domem z gałązką w ustach. Czerpał ogromną satysfakcję z zemsty na Młodziakach. Zachowanie na stancji sprawiło, że Józiowi przyprawiono odrażającą gębę, która przerażała Młodziakową.
Następnie Józio i Miętus udali się na wieś w poszukiwaniu prawdziwego parobka. Kowalski nie chciał opuszczać miasta, szybko zmienił zdanie, jednak uległ zdeterminowanemu Miętusowi. Chłopcy trafili do domu krewnych Józia, Hurleckich. Józio zaczął się tutaj zachowywać jak typowy młody szlachcic. Zdawał sobie jednak sprawę, że ciotka upupia go, podobnie jak wcześniej Pimko. Kowalski nie chciał zostać na dworze, zdawał sobie sprawę, że służba nie szanuje swoich państwa, plotkuje o nich za plecami. Gdy Zygmunt kazał Józiowi i Miętusowi opuścić dom, Józio z radością myślał o powrocie do Warszawy. Uległ jednak Miętusowi i zgodził się na ucieczkę, aby mógł towarzyszyć im parobek Walek.
Gdy w dworze wybuchła bijatyka, Józio wpadł na pomysł porwania Zosi Hurleckiej, co uznawał za szlachecki obyczaj. Był przekonany, że w tym sposób uniknie upupienia, będzie żył, jak dojrzały człowiek. Józio szybko jednak znudził się formą zakochanego młodzieńca, zaczął czuć się uwięziony. Było już jednak za późno, uległ Zosi, która narzuciła mu formę kochanka. Młodych połączył pocałunek, o którym Józio myślał raczej z niechęcią. Wtedy Józio zdał sobie sprawę, że prawda o świecie jest bolesna. Od gęby można było uciec tylko w inną gębę, a przed człowiekiem - w ramiona innego człowieka. Od upupiania wcale zaś nie było ucieczki.
Powrót do czasów szkolnych miał pomóc Józiowi dojrzeć i poznać świat. Tak się stało, choć wnioski były dość przygnębiające. Kowalski zdał sobie sprawę, że nie ma ucieczki do form i gęb, ponieważ można uciec tylko w kolejne formy i gęby. Mimo swojej bierności w wielu momentach, bohater zrozumiał więc, że rzeczywistość jest w dużej mierze rozczarowująca.
Aktualizacja: 2022-08-11 20:24:03.
Staramy się by nasze opracowania były wolne od błędów, te jednak się zdarzają. Jeśli widzisz błąd w tekście, zgłoś go nam wraz z linkiem lub wyślij maila: [email protected]. Bardzo dziękujemy.