Na śmierć Jana Matejki

Mistrz Jan nie żyje! Zasłoń jasne lica
Genjuszu sztuki, co świecisz ludzkości!
O polski Orle, z chmurnych wysokości,
Gdzie smutny bujasz, zleć jak błyskawica
I zapłacz z nami tu nad mistrza trumną!
O łuku każdy, arkado, kolumno
Świątyń i zamków całej polskiej ziemi,
Co stoją jeszcze lub runęły w pyle,
W pyle i w gruzach, — nad zwłokami temi
W kir się obtoczcie! Przy świeżej mogile,
Jak służebnice wierne, jako kwiaty
Wkoło rozścielcie się równianką smutną,
Wy — barw ognistych łuny i szkarłaty,
Co mistrz rwał z tęczy i ciskał na płótno
Natchnioną dłonią! Wy linje i cienie
Tak niepochwytne, jako ducha drgnienie,
Linje, przez które twarzy się użycza
Wyraz wewnętrznych walk i żądz bez miary,—
Gniewu, miłości, rozpaczy i wiary,
Pychy i skruchy, radości, tęsknoty...
O, złączcie razem wasze dziwne sploty
W wieniec tryumfu ponad mistrza głową,
Bo on was ujął, jak wieszcz lotne słowo.
Przez was tajniki serc ludzkich wyrażał
1 życie w ludziach, jak Twórca, odtwarzał.

* * *

Mistrz Jan nie żyje. — Jego dzieło żyje!
Przez pole sztuki przeniknął, jak zwycięski
Hufiec przez błonie, lecz on nie niósł klęski,
I w piersi grotem nie godził niczyje;
Przeszedł jak burza, lecz za nim szło słońce,
Szło słońce Piękna, wciąż przygasające,
Wciąż przez genjuszów znowu rozpalane.
On słońcu temu wydarł promień nowy
I smugi jego skierował świetlane
Na mroczne głębie przeszłości dziejowej.
Rozwarł grobowców spleśniałe podwoje,
Rozświetlił szatni wnętrza i zbrojowni.
Pieczęci brózdy, pergaminów zwoje,
I mgły rozproszył ze zwycięstw widowni.
Z ruin, ze szczątków, z tego,, co się kruszy,
Brał formę sobie, a dla formy — duszy
Szukał i znalazł w dziejów sławnych księdze,
W miłości kraju, w natchnienia potędze!

* * *

I spójrzcie! Oto przed zdumionym wzrokiem
Jakie się z grobów podnoszą postacie!
To boju szykiem, to spokojnym krokiem,
W zbroi, habicie lub godowej szacie,
Idą, harcują, walczą albo radzą.
O mistrzu, jakąś obdarzon Ty władzą!
Gdzie proch był marny,—mieni się pas lity.
Błyszczą atłasy, płoną aksamity;
Gdzie krew zakrzepła — znów krew lśni posoką;
Gdzie złoto zgasł ' — znów nęci blask złota.
Z ciał, twarzy trupia opada martwota,
Prężą się żyły, ogniem tryska oko,
Wszędzie, miast śmierci, znów się budzi życie!
A my olśnieni wołamy w zachwycie:
„To z mogił nasi powstali przodkowie!”
A obcy każdy wstrzyma się i powie
Na widok owych wspaniałych postaci:
„Patrzcie, jakimi byli ci Sarmaci
„W te dziesięć wieków, gdy w wolności żyli
„I piersią własną wiernie nas bronili
„Od hord najeźdźczych wciąż płynącej toni.
„Dziś ich poznałem dzięki mistrza dłoni,
„Wielki to naród, chociaż nieszczęśliwy!”
Tak, nieszczęśliwy naród, ale żywy,
Gdy takich mężów miał i takie czyny,
A dziś ma mistrzów takich, co wawrzyny
Zwiędłe wskrzeszają w blasku sztuki świętym,
Dla wszystkich drogim, przez wszystkich pojętym.

* * *

Jasna i prosta była mistrza droga:
Miłował prawdę — więc prawdę malował,
Wierzył, więc wiary nie krył i nie chował
I w dziełach swoich znaczył rękę Boga.
Kochał swój naród, — więc nie żółci czarę
Rozlał przed Jego widnokręgi szare,
I nie upajał go greckiej pogody
Pięknością samą, co jest oku miłą,
Lecz wolę miękczy, — nie nęcił przyrody
Bezduszną świateł grą. On z prawdy siłą,
Z potęgą formy, co wielbi świat cały
Brał z dziejów jego karty pełne chwały,
Które narodu skroń wieńczą, jak djadem,
I są dlań chlubą, otuchą, przykładem...

* * *

Więc dziś, gdy śmierć Cię od nas porwała,
Uniosła w duchów świat.
Twa sława, mistrzu, hen! aż do nieba
Za Tobą pójdzie wślad.

Święty Stanisław, Patron narodu,
Sam spotka Cię u wrót,
Z ust księdza Skargi znów na cześć Twoją
Słów wieszczych spłynie miód.

Przyjmą Cię męże, z którymi myślą
Za ziemskich żyłeś dni,
Królowie Polscy w złotych koronach,
Tak dobrze znani Ci.

I wzniesie Zygmunt August nad Tobą
Unji Lubelskiej krzyż,
1 Zygmunt Stary uderzyć każę
W swojego dzwonu śpiż.

Jan Trzeci z dumą pokręci wąsa,
Jak gdy pod Wiedniem stał,
Witołd miecz ujmie, jak pod Grunwaldem,
Na wrogów pędząc wcwał.

Królowe nasze uśmiech Ci dadzą,
Ten — z szczęsnych swoich lat
I Orleańska rzuci Dziewica
Do stóp Twych lilji kwiat.

Przyjdą Hetmani i Wojownicy
W kontuszach. deljach pstrych,
W pancerzach lśniących, a sam Kościuszko
Na czele stanie ich.

Stanie w kurzawie pól Racławickich
Śród zbitych ludu mas,
A za nim szabli, konfederatek
I kos błyszczących las.

I wstaną męże wielkiego serca,
Wspaniałych, wzniosłych dum,
Marszałek Sejmu, a z nim radosny
Trzeciego Maja tłum.

Rejtan do Twojej przyciśnie piersi
Tę pierś szlachetną swą;
Stańczyk kraj szaty całować pocznie
Z wdzięczności świętą łzą.

Długosz Twe imię na wieki wpisze
Do sławnych dziejów ksiąg;
Mędrzec z Torunia to imię wliczy
W słońc sztuki złoty krąg.

I przeprowadzą Cię męże owi
Przez krwawych mogił wał,
Tam, gdzie smutniejsze duchy się gnieżdżą,
Jak orły pośród skał.

Tam wieszczów trójca powita Ciebie,
Wyciągnie bratnią dłoń,
Adam koronę z lauru i cierni
Na Twoją włoży skroń.

I rzeknie: „Mistrzu formy przeczystej,
„Ducha, co wiecznie trwa,
„Bądź z nami! niechaj przy naszych piórach
„Paleta spocznie Twa!

„Boś Ty był wielki w Sztuki krainie,
„Którą świat cały czci.
„I byłeś wielkim synem swej ziemi:
Z Twych dzieł jej chwała lśni!”

(15 Listopada 1893)

Czytaj dalej: Z rad dla moich synów - Ignacy Baliński