Była to pora, gdy noc skrzydła swoje
Zwolna roztacza nad powierzchnią ziemi,
Szarej godziny pora.
Na niskiej sofie siedziało ich dwoje —
Dziewczę i młodzian, a pomiędzy niemi
Kotek Angora.
Kotek miał śnieżny włos, bez żadnej plamy,
Długi, puszysty i jak jedwab miękki,
A był własnością i pieszczochem samej
Panienki.

Ona od kotka nie była mniej biała,
Choć krew na twarzy jej kładła dziewczęcej
Barwy różyczki polnej, —
Nad czołem obłok z jasnych włosów miała
Od kotka włosów przejrzystszy i więcej
Od nich swawolny.
A serce?... serce — kto wie, może ona —
I serce miała płochsze niż u kotka,
Ta — swej rodziny i znajomych grona
Pieszczotka.

W tej chwili — z grzywką rozwianą na czole —
Igrała z kotkiem, co jak figlarz wielki,
To krył się w głąb kanapki,
To włos najeżał, zginał grzbiet w półkole
Albo wyciągał do rąk właścicielki
Swe białe łapki.
Czasem go ona chwytała w objęcia,
Do lic tuliła pieszczocha — pieszczotka,
Wówczas łączyły się główki — dziewczęcia
I kotka.

A młodzian, patrząc na obraz uroczy
Tej płochej z kotkiem igraszki dziewczęcej,
Czuł dziwną burzę w łonie.
Czuł, że mgłą jakąś zachodzą mu oczy,
Że krew mu z serca wybucha goręcej
I bije w skronie.
A kiedy czasem po futerku gładkiem
Kotka wiódł ręką i muskał włos miękki,
Czuł, że drżał cały, gdy dotknął przypadkiem
Jej ręki.

I zdało mu się, że to nowe w łonie
Jego wre życie, że jest nakształt ciała,
W którem duch obcy gości.
Usta mu drżały, jak gdy wiatr zawionie —
Listki osiny, tak niemi miotała
Fala miłości.
I zaczął mówić, a — chociaż nieśmiały —
Głos jego mowy dźwięczał dziwnie słodko,
Gdy drżące usta powoli szeptały: —
„Pieszczotko!"

„Pieszczotko, słuchaj! chcesz-li moją zostać,
Chcesz-li przeze mnie poznać na tym świecie
Miłości raj i ciszę?
Ja będę kochał i pieścił twą postać,
Piosnki ci nucił, jak matka, co dziecię
Do snu kołysze.
Czy chcesz, pieszczotko, zanim spoczniem w grobie,
Przez życie całe, w dzień jasny, w noc ciemną,
Być ciągle razem, ja zawsze przy tobie,
Ty — ze mną?”

I długo, długo mówił tak młodzieniec.
Ona na kotka wzrok spuściła skromnie:
Co w sercu jej — któż zgadnie?
Na kraśne lica wystąpił rumieniec,
Słuchała, wreszcie szepnęła: — „Pan do mnie
Mówi tak ładnie...
Lecz pierwej trzeba spytać się matusi.
Tylko — z pośpiechem dodaje pieszczotka —
Niech pan pamięta, że ze mną wziąć musi
I kotka.”

(1887)

Czytaj dalej: Portret kobiecy - Wisława Szymborska