Pókiż nas trapić ta będzie Warszawa
I żółć obruszać co tydzień dwa razy?
Jakiż tam zawrót? co za kwas i wrzawa
Ohydne stwarza obrazy?
I gdzież to pierwsze Polaka uczucie,
Które go wspólnym zajęło płomieniem?
Strząsł obce więzy w jednym ognia rzucie
I śmiałem powstał ramieniem.
Czegóż jedności odwaga i czego
Boleść przebrana otrząsnąć nie zdoła?
Lecz wieczna Hydra narodu wolnego:
Gdzież moje sługi? zawoła.
Obce wnet stadło, Interes z Intrygą
(Bóg dalby, nigdy Polakom nie znane)
Nić swoje z pasmem całości rozstrzyga
Płaszczykiem cnoty odziane.
Alić ta jedność tak długo żądana
Gdy dla Ojczyzny jak stos wonny gore,
Trąci ją Fortel i w swego bałwana
Dalej zamieni w Potworę.
Wiją się z tyłu węże w jej warkoczu,
Twarze nad czołem skład ruszają dziki,
Cóż się wam dzieje, o główki bez oczu?
Czego chcą wasze języki?
Potwarz wam luba, ale nam szkodliwa,
Rzuciła w grono niesmak i niechęci.
Z niej korzystając Gorliwość fałszywa
Waśni was, targa i kręci.
Miłość tu własna i Upór jej sługa
Szanując posąg Uprzedzenia stary,
Jeden zuchwale, a obłudnie druga
Palą swym chuciom ofiary.
Czegóż im chce się? czego tak żarliwe
I pianę toczą i słodkie z ust miody?
Wolność i równość! a obydwom krzywe
Depcą powszechne swobody.
Owoż i Zawiść, niewolnica Pychy,
Drżąca na połów w zamęcie od wschodu,
Na zacne prace wyziewa jad cichy,
Na dobroczyńcę narodu.
Więc drobny umysł nie ufa i Cnocie,
Prawdę lży nawet Poczciwość gorąca,
A zdrada coraz kadząc ich ciemnocie
Poddaje zapał i trąca...
A toż co? Stwora z smoczymi ogony,
Rucho jej w kraju, a za krajem głowa,
Krnąbrna zaciętość z każdej dmucha strony
I wszystko zburzyć gotowa.
Kapłanie! Bogu wznoś kadzidło miłe,
W czystości serca, w umyśle pokory,
Aby dał Cnocie światło, czas i siłę
Na pokonanie Potwory.