Ducha boskiego udziale,
Którym cię czucia unoszą,
O Lutni! ku Jego chwale,
Napój me serce rozkoszą.
Brzmienia twojego uroczne tknięcie
Zmysłami mymi rozrządza:
Posłuszne twojej we wszem ponęcie,
Jak wdziękom miłość i żądza.
Co chcesz, przyjmuję: żal, tęskność, nadzieję.
Zapalisz? gorę, rozrzewnisz? łzy leję.
W miarę twych dźwięków smutną lub radosną
Uczucia tkliwych namiętności rosną.
Serce przywrzałe do zbrodni
Twoich zapałów nie czuje:
Niechże się lęka pochodni,
Którą Bóg mściwy gotuje...
Ty gasisz ogień wszechmocnej ręki,
A nad piorunem, co pała,
Dobroć, na twoje zmiękczona jęki,
Uśmiech po niebie rozlała.
Ucichną wichry, czarne nikną chmury:
Słodzi się postać wzburzonej Natury.
Nadziei wdzięcznej niech ustąpi trwoga:
Ty zabrzmisz wielkość łaskawego Boga.
Tam, kędy widzi twarz Jego,
Rzesza nim zawsze szczęśliwa,
Rozgłosem brzmienia twojego
Wieczna Go pamięć opiewa:
Jak jednym słowem świat światów stworzył,
Jak życie rozdał swym tchnieniem,
Jak zgładził zbrodnię, a Śmierć umorzył
Sam równym sobie plemieniem.
Tłum świętych duchów na Wieczności łonie,
Pijąc tę rozkosz, w uwielbieniach tonie:
A ten, przed którym tańczą światów kręgi,
Jaśnieje chwałą w cudach swej potęgi.
Jedno zaś brzękiem wspomnienie,
Jak dumne strącił Anioły,
Wzruszy drżące nieb sklepienie,
Burząc po światach żywioły.
Zdaje się słyszeć ta zemsta sroga
Z całej Natury truchleniem,
Gdy wzrok żywego wystrzelił Boga
Grzmiącym na pychę płomieniem:
Którym potwory na łeb pchnięte tłumem,
Z hałasem, waśnią, zgrzytem, wrzawą, szumem,
Runęły w przepaść, zlękłe zaś otchłanie
Rozpaczy wieczne zamknęły zmieszanie.