Ów ogień na wieki słynie,
Którym tchnął niegdyś Horacy.
Może też i mój nie zginie,
Co w stałej ścigam go pracy,
Ja, urodzony przy Dźwinie,
Która z masztami, pieńka i żytem
Wyniosłe mijając brzegi,
Hojnym Baltydzie zlewa korytem
Stopione lody i śniegi.
Cóż mi po mojej dziedzinie?
Tam dziś jarzmo i kajdany.
Gdzie Wisła swobodnym płynie,
Tu twoim duchem zagrzany
Niech ci śpiewam, Celestynie!
Tu, gdzie mi serce słodko poruszy
Miłej wolności ochrona,
Gdzie luba wszystkim i żywość duszy,
I twoja starość zielona.
Tu słyniesz twej lutni brzmieniem,
Muzom i wdziękom przyjemny:
Tu łączysz użytek z mieniem,
Zacnym przyjaźniom wzajemny
I czystym chlubny sumieniem.
Gdy ciska drugich czynność nieprawa
Na smutne błędów rozdroże,
W całym przeciągu wieku Stanisława
Nic ci zarzucić nie może.
I owszem styr twojej Laski
Będzie potomność wspominać,
Że pisząc prawa i łaski,
Ani się dałeś uginać,
Aniś zawichrzał niesnaski.
Nie miały miejsca w umyśle świętym
Interes, podłość i zdrada.
Wzdrygam się na tę uczuciem wziętym
Ze krwi mojego pradziada!
Znała go mężów garść ona,
Co grube tłukła Moskale,
Smoleńskich murów obrona,
Ale w najświętszym zapale
Zdradził ich dzielne ramiona
Naczelnik hańby, sprzedawca braci,
I obok twego imienia,
Któremu czułość wdzięcznością płaci,
Niegodzien ani wspomnienia.