W nudnościach samych a podległym stanie
Najsłodszem chwile młodości przepędził,
I w tej, i w owej lat znikłych odmianie
Tylkom się wędził.
Ach, jak nieznośna dla tej myśli męka,
Co wzlata wolnie, rada swej swobodzie,
Tu zaś ustawnie podległość ją nęka
I przykrość bodzie.
Jak więc szczygiełek, na lep ułowiony,
Biedzi się wpośród przykrego tarasu,
I w te, i w owe chcąc ulecieć strony
Drze się do lasu
Lub jak na wzgórku brunatny fiołek,
Gdy nie ma rosy, a słońce zbyt grzeje,
Usycha, więdnie, a chyląc wierzchołek
Pada i mdleje:
Tak i ja w samym mego wieku kwiecie,
Gdy przykrość martwi, a szczęście nie służy,
Prawie nie czułem, i żem żył na świecie,
W tęskliwej nuży.
Pókim, Ignacy, był w latach dziecinnych,
A miałki umysł zostawał w ciemnocie,
Pótym był kontent z rozrywek niewinnych
W lubej prostocie.
Aż gdy powoli rozum się przećwiczył,
A przykrość żółć swą mieszała w nauce,
W liczbęm się odtąd odludnych policzył,
Odtąd się smucę.
Muzy mnie tylko, wspierając obficie,
Gust mój kastylskim syciły nektarem,
Oneć mi przykre zasładzają życie,
Tchnę onych darem.
Z Natury łona wypuszczony na ziemię,
Swobodnem myśli na Parnas obrócił,
Przyrzekła Klijo wziąć mnie za swe plemię,
Bym przy niej nucił.
Pomnę, jak niegdyś na Zielonym brzegu
Najprzód poznałem córki Mnemozyny,
Tam, kędy Widzba w dwoistym ubiegu
Wpada do Dźwiny.
Na poklask onych i chęci przychylne
Począłem nucić wtedy raz najpierwszy:
Wtenczas powziąłem przedsięwzięcie pilne
I gust do wierszy.
I skórom tylko przystał do Parnasu,
Próżnościom świata oddałem waletę.
Tuszył mieć ze mnie od tamtego czasu
Witebsk poetę.
Odtąd wy gorycz słodzicie, Parnaski.
Skoro do waszej zabawy przysiada,
Żyją spokojny i żyć z waszej łaski,
Wam służąc, będę.
By nie wasz nektar moje słodził trudy
I nie wasz czasem brzęk mię rozweselił,
Może bym dawno po angielsku z nudy
W łeb sobie strzelił.