Gdy obywatel twego imienia,
Duchem i zdaniem wysoki,
Na wolnej ziemi wolnego tchnienia
Godne obwieszczał wyroki,
W podobnym jak dziś opłakana stanie
Polska na swoje czekała skonanie.
Tam fale ostrej mocarz północy
Z ludem żelaznym przepłynął;
Tu z nim złączony od gór Rakocy
Harde chorągwie rozwinął.
A stary zdrajca, co zawsze miał kłamać,
Upatrzył chwilę z hołdu się wyłamać.
Tam ślaki znacząc kłębami dymu,
Zgraja Niżowców zajadła,
I hordy ciągnąc drapieżne z Krymu,
Na krasne ziemie wypadła.
A z tyłu srogiej podsczuwacz drużyny
Zajął do Dniepru im własne krainy.
Wiele krwi Polsce wypiła, wiele!
Obca i swoja w niej zdrada,
W ostrych ruinach, w smutnym popiele,
I moc jej zniknie, i rada.
Stała już łupem łakomstwu i dumie,
Jeno że zazdrość dzielić się nie umie.
Po tylu klęskach ledwo na koniec
Oliwna błyśnie gałązka,
Domową jeszcze wyrodny goniec
Wypuścił burzę od Śląska.
Gdy możnowładzkca krew braci rozleje,
Wybił z rąk matki ostatnią nadzieję.
Konałaś wtedy, Ojczyzno miła!
Bóg cię potężny zachował.
Karał on ciebie, boś winną była,
I ukarawszy ratował.
Ale gdy teraz za niewinną stanie,
Pycha niech zadrży na swoje skonanie.