Za sadem kwitnącym, za dworem,
Żegnało się ich dwoje wieczorem;
Młodzieniec panienkę przecudną
Za rączkę bieluchną wciąż trzyma,
Smutnymi w nią patrzy oczyma,
I żegna — a odejść mu trudno.
— „Pojadę — zapomnisz mnie pewnie“,
Powiedział rozpacznie i rzewnie.
— „O nigdy, bo kocham cię szczerze“.
I krzyżyk z za gorsu dobyła,
Dwa na nim paluszki położyła
— „Przysięgnę — uwierzysz?“ — „Nie wierzę.“
— „Nie wierzę, bo znałem o droga
Kobiety, co wiarę i Boga
Zmienili dla ślubnych pierścieni;
Więc choćbyś przysięgę składała
Na krzyżyk — przysięga za mała,
Krzyż rzucisz, gdy serce się zmieni.“
— „Nie wierzysz? Na ojca włos siwi,
Na miłość mej matki sędziwej,
Co teraz tam pewnie pacierze
Odmawia za ciebie w dobie,
Na matkę przysięgam więc tobie,
Czy wierzysz mi teraz?“ — „Nie wierzę.“
— „Nie wierzę, bo przykład nie rzadki,
Że ojca starego i matki
Odbiegnąć bez żalu możecie;
Więc klątwy na matkę na twoją
Zwątpienia mojego nie koją,
Nie zrobią, bym wierzył kobiecie.“
Lecz chceszli (rzekł on do dziewczęcia),
Bym w twoje uwierzył zaklęcia,
To mi złóż przysięgę o droga
Na to, co każda z was rada
Nad wszystko na świecie przekłada,
Nad ojców, kochanka i Boga.
— „Przysięgnij mi na twoją urodę,
Przysięgnij mi na lata twe młode,
Przysięgnij, że kochasz mnie szczerze,
Jak kochasz płomienne twe oczy,
I dwoje tych długich warkoczy, —
Przysięgnij — a wtedy uwierzę.“