Zaślubiny

Siadło dziewczę smutne na posłanie,
Rozczesane, w koszuleńce białej,
Założyło rączki na kolanie,
I dumało — a drużki śpiewały
Na dobranoc za oknem jej chaty:

„Ej, przyjadą jutro szumne swaty,
I ruciany zdejmą wianek z głowy,
I rozplotą twój warkoczyk płowy —
Już ty więcej nie nasza Zosieńko“. —

Poszły drużki — puknął ktoś w okienko; —
Ona wyszła — łzy fartuszkiem ściera.
I na Stacha żałośnie spoziera,
I szeptała: „dolaż moja, dola,
Już ja jutro żona — a nie twoja“. —

Stach nie mówił nic, jeno ponury
Wpatrywał się w smutne liczko Zosi —
Wziął za rękę — „chodź ty ze mną — prosi
Odprowadź mnie, chociaż do figury!

Nocka letnia — księżyc świecił w blasku —
Oni poszli — i zniknęli w lasku. —

Wyszła matka z chaty, woła doni —
Doni nie ma — echo wiatr goni —
Matkę strach wziął, i paciorki gada,
I pobiegła ku krzyżowi blada. —
A na krzyżu — Jezu mój kochany!
Kołysał się wianeczek ruciany —
Zosi wianek.... Ręce załamała,
I znów dalej w chłodny las leciała.

Na zielonej trawie Zosia leży, —
Krwi korale płyną po odzieży,
Nad nią stoi Stach i topór trzyma, —
W bladą Zosię błędnymi oczami
Patrzy dziko i śpiewa piosenkę:
„Ej, pojąłem za żonę Zosieńkę“.

Czytaj dalej: Na dobranoc - Michał Bałucki