Biały dworek na wzgórku —
Dwa powozy w podwórku
Spakowane do drogi dalekiej.
W opróżnione pokoje
Smutnych dziewcząt szło dwoje
Każdy kącik pożegnać na wieki. —
Wsparta jedna na drugiej
Poglądały czas długi
Na znajome w ogrodzie ścieżeczki —
Ileż szczęścia i smutku
W tym przebyły ogródku,
Ile marzeń tu miały dzieweczki!
I to wszystko trza rzucić,
I już nigdy nie wrócić,
Do miejsc obcych przywykać powoli; —
Więc nie dziwno, że oczy
Łzawy smutek im mroczy,
Że rozłąka z tym wszystkim tak boli.
Nie daleko za dworem
Stoi skała nad borem,
Na niej brzozy kołyszą się białe; —
Brzozy szumią tak smutnie —
Siostrom tęskno okrutnie,
Więc raz jeszcze pobiegły na skałę,
By oczami smutnymi
Raz się jeszcze tej ziemi
Tej Krakowskiej napatrzeć do syta,
I wiślanej tej fali,
I tym Tatrom w oddali,
Co się bielą na krańcach błękitu.
A z pustelni Bielańskiej
Dzwon na anioł na Pański
Raz ostatni zadzwonił dziewczynom.
Jakby na pożegnanie
Paciorek mówił za nie —
A panienkom po twarzy łzy płyną.
Wtem od dworu od sioła
„Już jedziemy“ ktoś woła —
Panienki się zerwały spłoszone,
I pobiegły w tę chwilę
Jak dwa białe motyle
Ku dworowi przez łąki zielone.
Za niedługi czas potem
Wyjechały z turkotem
Dwa powozy na bity gościniec —
Widać jeszcze przez drzewa
Ktoś chusteczką powiewa....
Aż kurzawy zasłonił ich wieniec.
Czyliż więcej za nikim
Jeno za tym gaikiem
Za tym dworkiem, za ziemią tą cudną
Łzy i smutek dziewczęcy —
Czyż za nikim już więcej?...
Nie wiem, nie wiem — odgadnąć tak trudno.