Słyszałam od niej samej, jak się zapoznali,
On był człowiekiem pracy, prawie ponad siły,
Tryskał mu rozum z twarzy, zwano go „ze stali",
Urodę miał Apolla, był gładki i miły.
Ona od lat już kilku panną na wydaniu,
Dawne ją koleżanki czule Helą zwały,
A spotkawszy po latach na jakiemś zebraniu,
Mówiły jej: „Już tańczysz cztery karnawały."
Lecz dotąd serce Heli dziwnie zimne było,
Gdy raz na polowanie przybył „mąż ze stali"
I w jednej chwili wszystko jakby się zmieniło,
A psotny Amor orzekł, że się pokochali.
Przyjeżdżał z razu rzadko na wiejskie wywczasy,
Zabierał i odwoził książki przeczytane,
Maj nadszedł, słowik śpiewał jak po wszystkie czasy,
Tej odwiecznej miłości dzieje niezbadane.
Jaśminy kwitły w koło — ciche szeptał słowa,
Błądzili po alejach parku cienistego
I choć się urywała chwilami rozmowa,
Czar życia spływał na nich z nieba pogodnego.
Bywało, że wieczorem po jeziora toni,
Płynęli małą łodzią, on wiosłem sterował,
A wiosna z łąk i lasów słała balsam woni,
Przyświecał sierp księżyca, to za chmurę chował.
Para śnieżnych łabędzi za łódką płynęła,
Jako dwa duchy białe po szklistej przestreni,
Czasem gwiazda w błękicie spadła, przesunęła,
Lub wietrzyk zaszeleścił w sitowiach zieleni.
W taki wieczór sierpniowy, raz wyznał jej miłość,
Bóg, fale i łabędzie tylko świadkiem były,
1 tak sią rozpoczęła ich życia zawiłość,
Świat dawnym toczył torem, a gwiazdy świeciły.
* * *
Dla Heli dni płynęły, szczęścia, setnych planów,
„Mąż ze stali" przyjeżdżał zwykle w dni świąteczne,
Skwarne lato minęło, wśród pszenicznych łanów,
I jesień rozpinała srebrne mgły odwieczne,
Zaręczyli się młodzi, ślub był wyznaczony;
W tym czasie zmarł jej ojciec po krótkiej chorobie
I obrządek weselny został odroczony,
Bo nie chciano brać ślubu w smutku i żałobie.
* * *
Lecz w miesiąc po pogrzebie różni wierzyciele
Najeżdżali włość matki — liczne były długi,
Płatne raty i weksle i kłopotów wiele,
Więc szyk dotychczasowy zeszedł na plan drugi.
Matka i córka razem do pracy się wzięły,
Narzeczony przyjeżdżał, ale rzadziej znacznie,
Na razie doniosłości faktów nie pojęły,
Tak pokierować umiał zgrabnie i tak bacznie.
Wyjechał potem w podróż ściśle naukową,
Z czasem pisywać przestał — zrozpaczona Hela
Płakiwała nocami, aż znów w przyszłość nową
Nauczyła się patrzeć, tracąc „przyjaciela."
* * *
Znów ubiegło lat kilka, wybuchnęła wojna,
Pobrano wszystkich w pole, krew płynie rok drugi,
Ostatnich zaciągnięto, cała siła zbrojna
Walczy jak lew zacięty, po przestreni długiej.
1 poszedł „mąż stalowy" w bojowe szeregi,
Bez słowa pożegnania, bez błogosłewieństwa;
Kula pierś mu rozdarła nad Isonzy brzegi,
Łzy Heli karę ściągły, choć nie zbrakło męstwa.
I w tej zimnej topieli, gdzie Attyli szczątki,*)
Poległ mąż, wielkiej wiedzy, lecz o sercu małem,
Hela jak świętość chowa od niego pamiątki,
Bo kochała go wiernie całym serca szałem.
Żałobę w sercu nosi, nie krepową szatę,
Wieś z długów oczyściła, choć się tem nie chwali,
A w noc sierpniową fale obwinia o stratę,
Ze one zgubą były dla „Męża ze stali".
*) Podanie niesie, że w korycie Isonzy (Soczy) znajdować się ma grób Attyli. króla Hunów.
Źródło: Odgłosy wojenne, Maria Paruszewska, 1917.