(W DRODZE DO WARSZAWY, O WSCHODZIE SŁOŃCA).
Przyszłości mojej gwiazdo zamglona,
Do jakiej wiedziesz mnie mety? —
W chmurach nademną, gdzieś zawieszona,
Gwiazda przeznaczeń poety?
Siłą zaklęcia wyrywasz duszę,
Z więzów ziemskiego żywota —
Więc, gdzie mi każesz, tam dążyć muszę -
A za mną — ból... i tęsknota!
W zaraniu myśli, w życia rozterce
Blask twój czarownem jest kołem,
Cudów widzeniem otoczył dziecię,
Nad samem zawisł mu czołem.
Jasnego ducha, z harfianym głosem,
Stawiając przy nim na straży,
I odtąd dziecka stało się losem
Być sługą — twoich ołtarzy!
O szczytna służbo! — święte zadanie!
Czyż zdołam spełnić cię godnie?
Czyż mi na ołtarz dozwolisz, Panie,
Niezgasłą donieść pochodnię?
To serce życiem z ziemią związane,
Czyż bije w piersi bezkarnie?
To serce falą żalu wezbrane,
Czyż wielką myśl Twą ogarnie?
Czyliż po złudzeń stąpając grobach,
Co mi pod stopą się wznoszą —
W krwawych rozterkach, tęsknych żałobach,
Zagaszę iskrę Twą Bożą?
Ciemno mi w duszy!... i w oczach ciemno,
Nic w koło dojrzeć nie mogę! —
Poezyi duchu! — o, stań przedemną,
I wiedź w nieznaną swą drogę!
Kogo ty wiedziesz, zbłądzić nie może,
Boś synem prawdy światłości, —
Otóż niech w dani kornie ci złożę
Wszystkie tej ziemi miłości, —
Z radością rzucę na stos ofiary
Ziemskiego szczęścia nadzieje
I z serca mego pękniętej czary
Wszystką woń dla cię wyleję!
I z gmachu marzeń smutnego zgliszcza
Ołtarz ci wzbiję w obłoki
I ponad wszystkie kłamne bożyszcza
Podniosę tron twój wysoki!
Bo kogo piękno olśniło Boże,
A chce stać czysty przed Panem,
Połową duszy zostać nie może
Poetą — ani kapłanem!
21 lutego 1878.
Źródło: Wiersze liryczne, Maria Bartusówna, 1914.