Zimna niebios twarz nademną,
W wieńcu czarnych chmur,
W świat mnie wiedzie drogą ciemną
Smutnych duchów chór.
U stóp moich martwo pada
Zwiędły marzeń kwiat,
Za mną woła rozpacz blada:
W świat, sieroto, w świat!
Z mgły jesiennej promień słońca
Blady uśmiech szle,
Jak nadzieja konająca
W rezygnacyi łzie.
Huczne gwary w koło słyszę,
Lecz któż słyszy, któż,
Te w mem łonie groźne cisze
Nadchodzących burz?
Nikt!... Samotność, choć znów budzi
Ciągły gwar i ruch.
Ach! samotny w tłumie ludzi
Mój wyklęty duch!
Płaczem budzi grobów echa
U cmentarnych bram,
Bo dla niego tam pociecha
I nadzieja tam!
Ciszej, serce! — Jeszcze chwilka,
Jeszcze w czarze łez
Gorzkich, mętnych kropel kilka,
A już blizki kres!
Jeszcze tylko trochę siły
Spłacić święty dług —
A już spokój u mogiły,
A już ojcem Bóg!
Ciszej, serce! Niechaj pęknie
Srebrna złudzeń nić,
Choć strzaskana pierś zajęknie,
Niech przestanie śnić...
Szczęścia maro! Cudna maro
Mych wiosennych lat
Zegnaj! życie jest ofiarą:
W świat, sieroto... w świat!
28 maja 1878.
Źródło: Wiersze liryczne, Maria Bartusówna, 1914.