Płyniesz o życie, nic cię nie powstrzyma,
Jak biegu rzeki, jak szumu fal,
A ty, człowieku, trzeźwo oczyma
Patrz w nieuchwytną przeznaczeń dal.
Na twojej drodze piętrzą się skały,
Przebyć je musisz, choć sączy krew,
Trzeba ci przeszkód zwalczać nawały.
Jeśli chcesz życia usłyszeć śpiew.
Kiedy tak codnia idąc koleją,
Chciałbyś do portu zawinąć raz,
Nad twoją głową burze szaleją,
A życie mówi: „Jeszcze nie czas.“
Mijają lata, słabną nadzieje,
Po przebłysk życia wyciągasz dłoń.
To błędny ognik światełka sieje
I złuda pada na twoją skroń.
Kiedy ci róża zakwita wiosną,
Cieszy twe oczy, purpurą lśni,
A ty ją zerwać pragniesz rozkoszną —
Rani kolcami, wyciska łzy.
Słowik w zaroślach trele zawodzi,
Boskiej miłości zwiastuje wieść, —
Człowiek poetą czasem się rodzi,
Lecz ból słowiczą mąci mu pieśń.
I gdzie się zwróci — ów los zawodny
Idzie wciąż przed nim, jak własny cień —
Ciągnie się łańcuch trosk różnorodny
Śród buntu duszy i serca drżeń.
A że marzenia więdną w rozkwicie,
Jarzmo bolesne odważnie znoś,
Z cichych bohaterstw składa się życie,
Więc u stóp krzyża o siłę proś.
Wszystko tu siłą jest przeznaczenia,
Nic cię nie minie, boś tylko pył,
Tak ci pisano od urodzenia
I choćbyś świętym na ziemi był.
Źródło: Moje pieśni, Maria Paruszewska, 1934.