Smutne to życie, nie pragnę go wcale,
Gdy przyjdzie umrzeć, to zasnę już błogo,
Bo wtedy wszystkie umilkną łzy, żale
I nie zapłaczę więcej na nikogo.
Odejdę od was z rozjaśnionem czołem,
Dobrzy mi ludzie złorzeczyć nie mogą,
Bo chociaż dni me pędziłam z mozołem,
Przez życie przeszłam tylko prawdy drogą.
Zawodów, nieszczęść spotkało mnie mnóstwo,
A gdy w dusz ludzkich zaglądałam wnętrze,
Ujrzałam uczuć, cnót wielkich ubóstwo,
Fałsz i obłudę — i serca zajęcze...
Wpojono we mnie szczerości zasady
I w świat puszczono z tym życia dogmatem,
Cóż kiedy pośród tej ludzkiej gromady
Jeden drugiemu nie chce zostać bratem.
Dziwni są ludzie! Z pogody uśmiechem
Chodzą, a w sercu tyle mają złości,
Że niema krzywdy, by dlań była grzechem —
I cóż tu mówić o bliźnich miłości.
Żyję dlatego od gwaru zdaleka,
Nie chcąc zgubnemu ulegać prądowi,
W osamotnieniu mniej zawodów czeka
I w tern nadzieja, że się ból nie wznowi.
Idę więc śmiało przez życiowe szlaki,
Tam kędy światło nęci moje oko,
Gdzie wiosna sieje purpurowe maki,
A przędzę smutku rozwiewa szeroko.
Bo smutek liczne porozstawiał straże,
To towarzysze o siłach olbrzyma,
Pod ich osłoną idę, gdzie los karze,
A tej podróży jakoś końca niema.
Po kim i za czem w mej duszy tęsknota?
I czemu smętek, jakiś żal się budzi?
Czy że mi gwiazda nie jaśnieje złota
Lub że mi często tak obco śród ludzi?
Może życiowych zawodów to wina,
Że mało cenię światowe rozkosze,
Że mnie nie trwoży już śmierci godzina,
I że się losu już o nic nie proszę.
Grób mój cieniste niech otoczą drzewa,
Na krzyżu napis kto spoczywa wskaże —
W cmentarnej ciszy słowik mi zaśpiewa,
Przechodzeń może kwiatek złoży w darze.
A pamięć o mnie niech jako wspomnienie
Przetrwa lat kilka w mych przyjaciół kole,
Bom wspólnie z nimi dzieliła cierpienie,
Gdy nazbyt gniotły srogie życia bole.
I czegóż więcej pieśniarce potrzeba,
Co żyła z wami jako ptak przelotny —?
Nie snułam pieśni dla sławy ni chleba,
Śpiewałam temu — kto smutny, samotny.
Źródło: Moje pieśni, Maria Paruszewska, 1934.