Krew powoli krzepła na płatkach nosa Kostryna. Niebieskie żyłki wykwitały wokół bladych ust, ciągnąc się gęstą siecią po policzkach. Wywinięte do wewnątrz czaszki oczy nigdy już nie miały ujrzeć światłą dnia. Wcześniej widziały bowiem za dużo. Ceną wiedzy było widać życie.
- Usuńcie ciało. - Głos Balladyny wydał mi się nieco nazbyt zimny, pozbawiony trwogi. Przyszła królowa również musiała dojść do takiego wniosku, zaraz bowiem odrzuciła od siebie ze wstrętem zatruty nóż. - Usuńcie ciało! Niech nikt nie rusza chleba! - Krzyknęła piskliwie. Doprawdy, moja nowa znajoma posiadała zaskakujący talent aktorski. Aż dziw brał, że w ubogiej prasłowiańskiej chacie mógł uchować się taki talent.
Pokryci jeszcze kurzem bitwy wojownicy chwycili powykręcane ciało zausznika Balladyny. Trucizna, którą pokryła ostrze noża, musiała być niezwykle silna. Podejrzewałem mandragorę lub inne na wpół legendarne jady. Dla wynoszonego nieszczęśnika nie miało to już chyba żadnego znaczenia. Cel uświęcał środki, a śmierć rozwiewała wszelkie wątpliwości.
Stałem tam, pośród brudnych od krwi i kurzu Lechitów. Spoglądałem w twarz, której blade czoło przewiązane było czarną opaską. Znałem doskonale historię kobiety, odgrywającej rolę zatrwożonej władczyni. Przekleństwem Obserwatora jest wejrzenie zarówno w przeszłość jak i przyszłość rzeczy. Jak więc nakazywała mi moja rola, obserwowałem wmieszany w tłum wojów.
Zastanawiałem się nad ścieżkami przeznaczenia, które zawiodły Balladynę aż tak daleko. Czy można było winić czystego, ale skądinąd naiwnego ducha jeziora Gopło za wywołanie tego tańca śmierci? Spotkałem Goplanę podczas mojej konwersji do tej czasoprzestrzeni. Jak wszystkie istoty czwartej gęstości nie rozumiała każdego stworzenia niższego stopnia, chociaż pragnęła wchodzić z nimi w interakcje. Nie, daleki byłem od obwiniania tej naiwnej asury o cokolwiek. Wszak stanowiła jedynie przejaw mistycznej mocy wszechrzeczy — była niczym więcej niż duchowy żywioł. Nóż w pierś Aliny wsadziła zaś ludzka ręka.
Lechicka władczyni usiadła ciężko na drewnianym tronie, podpierając czoło ręką. Kosmyki włosów spłynęły po pięknej twarzy, kryjąc ją przed grozą mordu. Ja widziałem jednak dwoje lśniących determinacją oczu. Podobne widziałem wcześniej u wielu innych obserwowanych, których imion nie wymienię. Niektóre miały bowiem moc zdolną zakrzywiać prądy many i niczym klątwa dosięgać wypowiadających ich przeklęte sylaby. Balladyna obserwowała, niby to zamroczona, strwożona świętokradczym dla Prasłowian odebraniem życia poprzez skrytobójstwo.
Wiedziałem jednak, że w rzeczywistości upaja się swoim zwycięstwem. Przebyła bowiem tak długą drogę, a teraz właśnie dobiegł jej kres. Począwszy od zabicia siostry, aż po zawiązanie spisku z Kostrynem. Zbrodnia to ciężka praca, zarówno dla ciała jak i duszy. Balladyna była przykładem makiawelicznego rozumienia prawdy o osiąganiu celu przez wytrwałe do niego dążenie. Nie można było bowiem odmówić jej determinacji. Wywodziła się z prostej chaty, jako córka ubogiej wdowy mogła jedynie liczyć na odrobinę matczynej miłości. Tymczasem Balladyna miała wielkie ambicje, choć moim zdaniem raczej myliła je z pychą. Nie wahając się, knując i przelewając krew, doszła jednak do najwyższych zaszczytów. Tylko wytrwali osiągają bowiem sukces. Zawsze jednak pozostaje pytanie o to, co chcą osiągnąć.
Żar słońca młodszego niż te, które było moim słońcem, oblewał ziemie Lechitów. Uniosłem twarz, spoglądając na wschód. Chmury były daleko, lecz wprawne oko już tera mogło dostrzec ich srożące się grzbiety. Pośród powoli sunącego kłębowiska rozbrzmiewały gniewne pomruki. Smukłe żmije trzepotały nietoperzowymi skrzydłami, uciekając przed czołem burzy. Prastare potwory szukały schronienia przed gniewem, który niesie zagładę wszelkiej nieprawości. Mityczne stwory wzniecały swoim przelotem kolejne podmuchy wiatru, zmuszając wojów Balladyny do mrużenia oczu. Nie zauważyliby ich nawet gdyby któryś ześliznął się z niebios na polanę. Czekali bowiem na rozkazy tej, która miała zostać ich nową królową. Piękne włosy kobiety rozwiewały się niczym kosmki jedwabnej nici splecione w czambuł piekielnego proporca. Kobieta uniosła oczy, w których nie było już żadnego udawanego strachu. Powstała, a jak jeden mąż jej wojownicy uderzyli klingami ostrzy o szerokie tarcze. Własnymi rękoma wykuła przeznaczenie i zahartowała we krwi swoich ofiar. Dołączyła właśnie do niesławnego grona Kirke, Salome i Lady Makbet.
Nim rozpoczęto ceremonię koronacji, wyścignąłem się z tłumu. Powoli ruszyłem ku gęstwinie boru, z każdym krokiem przekraczając coraz bardziej barierę czasu i przestrzeni. Wzburzona energia osnowy rzeczywistości, nie dała się jednak tak łatwo rozplatać. Niczym targana nadchodzącą burzą płachta, uciekała mi spod palców. Gdy w końcu uchwyciłem rąbka osnowy i uchyliłem ją, tworząc przejście, moje myśli uciekły po raz ostatni ku Balladynie. Ludzie są kowalami własnego losu, na dobre i na złe. Jeżeli czegoś bardzo pragniemy, możemy to osiągnąć. Nasze czyny nie są jednak pozbawione konsekwencji.
Aktualizacja: 2023-05-23 21:08:11.
Staramy się by nasze opracowania były wolne od błędów, te jednak się zdarzają. Jeśli widzisz błąd w tekście, zgłoś go nam wraz z linkiem lub wyślij maila: [email protected]. Bardzo dziękujemy.