Pamiątki Soplicy – streszczenie

Autorka streszczenia: Marta Grandke. Redakcja: Aleksandra Sędłakowska.
Autor Inny

„Pamiątki Soplicy” to dzieło Henryka Rzewuskiego. Stanowią one zbiór gawęd szlacheckich wygłaszanych przez autora w różnych salonach szlacheckich. Zachęcony jednak przez Adama Mickiewicza, zaczął je spisywać w roku 1830 w Rzymie. Początkowo teksty ukazywały się w tamtejszej prasie, potem zaś w Paryżu wydano wersję książkową. Narratorem tych gawęd jest fikcyjna postać Seweryna Soplicy, szlachcica, który przedstawia wydarzenia z czasów konfederacji barskiej i panowania króla Stanisława Augusta Poniatowskiego. Język utworu stylizowano na mowę potoczną, a wszystko przedstawiono zgodnie z typowym dla szlachty światopoglądem.

Spis treści

Pamiątki Soplicy – streszczenie krótkie

Kazanie konfederackie

Ksiądz Marek odprawia mszę świętą w Kalwarii w roku 1769, po jednej z najważniejszych bitew konfederacji barskiej, zwyciężonej przez Polaków, choć skrytykowanej od strony organizacyjnej przez księdza Marka. Ksiądz powinszował księciu wileńskiemu, Konstantemu Radziwiłłowi, z okazji jego urodzin, podzielił się swoją wizją sprzed lat, dotyczącą ratowania ojczyzny. Według niego Polacy sami sobie byli winni utraty niepodległości.

Pan Dzierżanowski

Tytułowy bohater tego rozdziału był pułkownikiem w czasie konfederacji barskiej. Od ojca, a przy tym przyjaciela Zamojskich, odebrał dobre wychowanie. Jeden z braci należał do pułku Mirowskich i był doskonałym żołnierzem. W czasie stacjonowania pod Tyńcem żołnierzom nie wolno było pojedynczo opuszczać obozu, ale Dzierżanowski złamał zakaz, aby udać się w konkury do mieszkającej niedaleko wdowy. Zaatakowano go i zraniono, ale jego oddział przyszedł mu w odsiecz.

Pan Bielecki

Dawniej przestrzegano zasad honoru. Przykładem może być pan Bielecki, szlachcic i sędzia, posłaniec króla Augusta do żony wojewody, której przekazywał królewską korespondencję. Gdy wojewoda przechwycił listy, kazał pobić Bieleckiego, a ten stał się pośmiewiskiem. Chciał udać się na pielgrzymkę, lecz zamiast tego oddał zgromadzone środki na sprawy Polski. Trzykrotnie brał udział i był ranny w walkach. Wrócił w chwale, dzięki czemu szlachta przyznała mu urząd podkomorzego.

Pan Azulewicz

Pewnego dnia Soplica postanowił przeczytać dzieła Woltera, a jego wnuk, Stanisław, podarował mu w prezencie własne tłumaczenie „Zairy”. Mężczyzna czytał ten tekst na głos, a przysłuchiwał się temu między innymi pan Azulewicz, tatarski przyjaciel jego dziadka. Obu panów rozbawiły pisma Woltera. Dorośli wyjaśnili młodzieńcowi, że francuski pisarz ośmiesza sam siebie obłudą. Niewiele wiedział o Polakach, a chciał o nich pisać.

Pan Rewieński

Któregoś razu Soplicę odwiedzał pan Wolski. Wspominali przodka Ignacego Rewieńskiego, który zaprosił go niegdyś na zapusty do Omniewicz. Opisano gościnność sędziego i znakomite towarzystwo, zabawy i uczty. Wspomniano również sługę o imieniu Wawrzyniec, którego rodzina została zwolniona z robocizny, a także przyjazd księcia Radziwiłła i jego pobyt w majątku gospodarza. Opisano też zaręczyny siostrzenicy Rewieńskiego, Agnieszki Haciskiej.

Książę Radziwiłł Panie Kochanku

W 1781 roku w Nowogródku odbył się sejmik, podczas którego wybierano pisarza ziemskiego. Książę Radziwiłł poparł Michała Rejtena, lecz przeciwnicy wysunęli kandydaturę jego szwagra, Haraburdy, co niemal doprowadziło do bójki. Przeciwnicy księcia wykorzystali jego dawny konflikt z Tryzną. Podczas uczty Radziwiłł doskonale się bawił, rozdając kosztowności i opowiadając o własnej wizji Chrystusa. Sejmik trwał sześć dni, ale wówczas głównie pito i bawiono się, zamiast zajmować się urzędowymi sprawami.

Pan Ogiński

W konwencji retrospektywnej opisano Seweryna Soplicę, jako syna ubogiego szlachcica, który wcześnie zmarł. Wychowywał go wuj z Nowogródka, a chłopiec podejmował się różnych zajęć, aby się odwdzięczyć. Szybko się uczył i uczęszczał do szkoły jezuickiej. Służył w kongregacji pod prefektem Ogińskim, dla którego przygotował łacińską mowę powitalną na jego cześć. Ogiński zaprosił go do Słonimia. Po śmierci Augusta III Wazy chciał przyłączyć się do konfederacji barskiej.

Trybunał Lubelski

Po rozwiązaniu konfederacji Soplica nie mógł wstąpić do wojska, zatem został adwokatem. Wysłano go na sejm do Lublina. W podróży towarzyszył mu porywczy w swej naturze Bartłomiej Chodźko, który w gospodzie sam pobił trzech napastników, z którymi potem się bawił. Sejmik trwał kilka godzin, a wieczorny teatr rozczarował Soplicę z powodu braku kultury i obycia widzów. Podczas obrad Kurdwanowski, który podstępem odebrał wdowie ziemię, miał proroczy sen o swojej winie. Przerażony, zwrócił kobiecie jej majątek.

Sicz Zaporowska

Soplica i jego towarzysze wyruszyli razem na Ruś, by namówić Kozaków do dołączenia do konfederacji barskiej. Schwytano jednak Wojciecha Massalskiego, torturowano i zabito, lecz nie zdradził planów. Konfederaci spotkali się z chanem Islam Girajem, a potem udali się dalej na Sicz. Nowy ataman Kozaków wolał układy z Moskwą i nie lubił Polaków, ale obiecał im swoją neutralność. Soplica rozmawiał z pisarzem kozackim, który opowiedział mu, że z powodu dawnych porachunków od czterdziestu lat nie może wrócić do Korony.

Pan Wołodkowicz

Soplica rozważa stosunki Polski z innymi krajami, krytykując przy okazji łatwowierność rodaków. Wspomina księcia Radziwiłła i Ignacego Wołodkowicza, walecznych, choć lubiących dobrą zabawę. Po śmierci króla nastały sądy kapturowe. Sędzia Chreptowicz sprzyjał Poniatowskiemu. Wołodkowicz mu groził. Po wyborze Poniatowskiego na króla sądy ustały, lecz Wołodkowicz został niesłusznie skazany na śmierć - poprzez rozstrzelanie.

Pamiątki Soplicy – streszczenie szczegółowe

Kazanie konfederackie

W kościele ojców bernardynów 4. listopada 1769 roku odbyła się msza, którą prowadził karmelita, ksiądz Marek. Cieszył się on szacunkiem. Cztery dni wcześniej w ramach konfederacji barskiej odbyła się bitwa pod Lanckoroną pod przewodnictwem Kazimierza Pułaskiego, w której zwyciężyli Polacy. Szlachta i magnaci oczekiwali w czasie mszy pochwały i uczczenia urodzin księcia Karola Radziwiłła. Ksiądz Marek z ambony skrytykował jednak konfederatów, jako walczących dla pozorów i własnej chwały, nie potrafiących współpracować, bawiących się konfliktami. Kazanie zrobiło ogromne wrażenie na zgromadzonych, trwali w milczeniu. Szczególnie poruszyło ono JW. Granowskiego, który po bitwie na swoim przyjęciu brał udział w kłótni.

Ku zdziwieniu wszystkich, ksiądz Marek ponownie wszedł na ambonę. Opowiedział o widzeniu, które miał siedem lat wcześniej, kiedy w celi płakał nad losem Polski. Istota niebieska rzekła, że nikt uczciwy nie chce rządzić, ostrzegła przed śmiercią Augusta III Sasa i szukała dla niego zastępstwa. Nie ma jednak nikogo godnego, wszyscy myśleli jedynie o sobie. Karmelita stwierdza, że Polacy sami są winni utraty ojczyzny. Tłum pokornie się z nim zgodził.

Pan Dzierżanowski

Pan Dzierżanowski służył w czasie konfederacji barskiej w pułku gumbińskim, a jego ojciec był przyjacielem i sługą Zamoyskich. Synowie zostali wychowani dobrze, jedynie Franciszek zaciągnął się do pułku Mirowskich. Był dobrym żołnierzem, dlatego szef pułku, Mirowski, kupił mu poruczeństwo. W czasie konfederacji zastąpił dotychczasowego pułkownika, za co został potem pełnoprawnym pułkownikiem powiatu gumbińskiego. Któregoś razem pod Tyńcem żołnierze dostali zakaz wychodzenia pojedynczo z obozu, ze względu na Kozaków. Nie podobało się to Dzierżanowskiemu, bo zachodził w konkury do mieszkającej niedaleko bogatej wdowy. Rodzina jednak nie była temu przychylna, bo pułkownik często przegrywał w karty. Pan Józef jednak wymknął się, a nad ranem huknęła jego broń. Seweryn Soplica wziął dwudziestu konnych i pojechał z odsieczą. Okazało się, że Dzierżanowski jest ranny w ramię. Zabił siedmiu Kozaków. Nie dał rady się dalej bronić, ale chciał zabrać do obozu trzy konie zabitych. Był wdzięczny Soplicy za pomoc i proponował mu miejsce w swoim pułk, ale ten odmówił, kierując się radą przyjaciela, aby unikać pułkownika, gdyż okradał on swoich ludzi.

Pan Bielecki

Dawniej ludzie bardziej zwracali uwagę na stosowność czynów - teraz stroją sobie żarty z etykiety. Przykładem jest pan Bielecki, możny szlachcic, sędzia grodzki, człowiek wykształcony i katolik, który bywał na dworze Augusta III Sasa. Król prowadził rozwiązły tryb życia. Miał słabość do żony pana wojewody. Posyłał potajemnie Bieleckiego z listami do niej, co nie uszło uwadze wojewody, który przejął listy, Bieleckiego zlecił pobić, a jego żona trafiła do ufundowanego przez niego klasztoru na kilkanaście lat. To wydarzenie sprawiło, że Bielecki stał się pośmiewiskiem w Warszawie, ale dzięki wstawiennictwu króla objął urząd sędziego grodzkiego Mścisławskiem. Przez lata dobrze mu się żyło, zanim dotarła tam plotka na jego temat z Warszawy. Wówczas Bielecki stracił pozycję w towarzystwie i jako sędzia, zatem zrezygnował z posady i udał się na pokutę do Grobu Pańskiego. Odkładał na to latami, aż zastała go konfederacja barska. Pieniądze przeznaczył zatem na sprawę polską, a sam miał brać udział w bitwach co najmniej trzy razy. Walczył pod Jarosławiem i Lanckoroną, gdzie go zraniono w rękę. Wyjechał do Bielska na kurację, a potem walczył jeszcze pod Częstochową u boku Pułaskiego. Ubierał się jaskrawo, przez co stanowił idealny cel dla wrogów. Zraniono go znów w twarz. Do domu wrócił jednak w chwale i trafił na sejmik, gdzie wybierano podkomorzego. Urząd dostał Bielecki.

Pan Azulewicz

Soplica poznawał twórczość Woltera, na czytanie którego nie miał wcześniej czasu, ani ochoty. Po latach jednak szukał nowych rozrywek i nadrabiał zaległości, a o francuskim pisarzu wówczas wiele mówiono. Wnuk Soplicy, Stać, podarował dziadkowi na imieniny własne tłumaczenie „Zairy”. Czytano ją na głos, a szczególnie uważnie słuchał tatarski przyjaciel, pan Azulewicz. Był tłumaczem podczaszego litewskiego w Stambule, walczył w konfederacji barskiej i został w Polsce. Szlachcie śmiali się z Woltera, a Staś próbował bronić jego pisarstwa. Według Soplicy jednak Francuz ośmieszał się jako zwykły obłudnik. Zasmucał go fakt, że Polacy niewiele wiedzą o sobie, a informacje czerpią z zagranicy.

Wskazana zostaje chrystianizacja Rusi jako przyczyna upadku Polski. Zmiana zwyczajów zaostrzyła jedynie niechęć Kozaków wobec króla.

Pan Rewieński

Soplicę czasami odwiedzał pan Wolski, wnuk zmarłego sędziego ziemskiego. Szlachcic przypominał mu o dawnych dziejach, a niekiedy mówił o przodku Wolskiego, Ignacym Rewieńskim. Po święcie Trzech Króli sędzia zaprosił Soplicę i jego żonę, Magdę, na zapusty do Omniewicz. Udano się zatem krytą bryczką do Rewieńskiego. Powóz był bardzo drogi i stanowił nagrodę za wzięcie udziału w sporze.

Sędzia był gościnny, organizował zabawy karnawałowe. Soplica opisuje dbałość gospodarzy o gości, którym serwowano syte posiłki i przekąski; hucznie bawiono się aż do wieczora. W gościach oprócz Sopliców było tam jeszcze pięć małżeństw, wszyscy czuli się równi sobie. Mężczyźni mówili o polityce i wojnach, ale niekiedy zmieniali temat, by nie zanudzić kobiet. Gospodyni pochwaliła się swoimi dokonaniami, pokazała własnoręcznie wykonane płótna, jedno otrzymał kościół w Iwieńcu. Przedstawiono historię Wawrzyńca, sługi i przyjaciela domu, który pracował u Kowieńskich. Cyganka wywróżyła, że przewyższy własnego ojca i to się dokonało, a wtedy Rewieński zwolnił z robocizny całą jego rodzinę.

W ostatni wtorek zapustów nadeszła informacja, że do Omniewicz nadciąga książę Radziwiłł, wojewoda wileński. Wszyscy wyjechali mu naprzeciw, żeby w ten sposób godnie go powitać, gdy tylko dotrze on do granic majątku Rewieńskiego. Powitania w śnieżnej scenerii trwały około dwóch godzin, a następnie książę, goście i gospodarze pojechali przodem do majątku sędziego, a dobytek zostawili pod opieką poddanych, którzy powinni później dołączyć. Radziwiłł miał być osobą dobrą, hojną i wyrozumiałą, a przy tym jednostką inteligentną i wrażliwą na dobro swojej ojczyzny. Potrafił się bawić, nie wdawał się w kłótnie, zatem świętowano jeszcze przez kilka dni.

Tydzień później u sędziego odbyły się zaręczyny jego siostrzenicy, Agnieszki Haciskiej z Symeonem Mogielnickim. Agnieszka miała czworo rodzeństwa, ojciec zmarł podczas konfederacji barskiej, a matka niedługo potem. Dzieci trafiły zatem pod opiekę jej brata. On zadbał o ich przyszłość i odpowiednie posady: starszy siostrzeniec był regentem nowogródzkim, młodszy służył w pokojowym u księcia wojewody, starsza córka, Katarzyna, poszła do zakonu mimo swojego powodzenia wśród absztyfikantów.

Agnieszka zgodziła się zostać żoną Mogielnickiego, zatem zaczęto rozmowy o posagu. Panna miała dostać wieś pod zastaw oraz dziewiętnaście tysięcy pięćset złotych. Przychylny rodzinie sędziego Radziwiłł postanowił dać coś od siebie, okazała się to jedna z wsi, przyjął do siebie jej posag i spisano zatem intercyzę. Pobłogosławiono narzeczonych i ustalono datę ich ślubu na dzień Wniebowstąpienia Pańskiego. By uczcić to narzeczeństwo, rozpoczęły się zabawy. Nad ranem jednak zaprzestano hulanek, bowiem rozpoczynał się już Wielki Post. Zrezygnowano z wina na rzecz piwa i miodu, a po obiedzie wszyscy goście wrócili do swoich własnych majątków.

Książę Radziwiłł Panie Kochanku

W Nowogródku w roku 1781 odbył się sejmik w celu wybrania pisarza ziemskiego. Zmarł Marcin Danejka, a wtedy wojewoda wileński, Karol Stanisław Radziwiłł, zaproponował na ten urząd swego przyjaciela, czyli Michała Rejtena. Wydawało się, że jego wygrana jest pewna, ponieważ szlachta nowogródzka zawsze wspierała Radziwiłła i głosowała w jednogłośny sposób. Nie podobało się to wojewodzie Niesiołowskiemu oraz kasztelanowi nowogródzkiemu, Jeleńskiemu. W związku z tym postanowili oni skłócić ze sobą głosujących poprzez wysunięcie kandydatury Kazimiera Haraburdy, czyli szwagra Rejtena. Nie udało się pogodzić obu panów ze sobą, a Haraburda na dodatek jeszcze nawymyślał bratu żony, wypominając mu, że go pokrzywdził przy oddawaniu posagu. Wszystko to o mało nie doprowadziło do bijatyki między kandydatami. Radziwiłł jednak wiedział o jego zachowaniu wobec Tryzny, ubogiego potomka dawnego rodu. Żył on w zastawionej wojewodzie wsi Kołdyczów z powodu problemów finansowych. Mimo iż był poważnym, przykładnym i dobrym obywatelem, miał skłonność do łatwego rozstroju nerwowego.

W czasie sianokosów Radziwiłł polował na ziemiach Tryzny. Książę posłał także ludzi, by poprosili szlachcica o gońców na obławę. Ten akurat udał się w pole, by zająć się obowiązkami i pogonił już innych, zatem okrzyki ludzi Radziwiłła wzbudziły u niego irytację. W związku z tym zwymyślał ich i przegonił. Dowiedział się o tym wojewoda wileński i w związku z tym wygonił Tryznę z ziemi tak, jak tamten stał. Sprawy nie rozstrzygnięto, sejmik zwołany na te okoliczności musiał się rozejść. Soplica miał bowiem zeznawać na rozkaz Radziwiłła. W głębi duszy jednak stał po stronie Tryzny. Poszukał zatem koligacji pomiędzy pozywającym a sędzią, co uniemożliwiło wydanie wyroku.

Ta sprawa nie spodobała się Michałowi Rejtenowi. Bał się jednak samodzielnie sprzeciwić Radziwiłłowi, zatem poprosił o wsparcie księdza Idziego. Ten wmówił wojewodzie, że jego zmarły przyjaciel Wołodkowicz nie może opuścić czyśćca i co noc prześladuje Radziwiłła, bo ten musi odpuścić w imię jego pamięci jakąś winę względem niego. Ksiądz oczywiście zaproponował Tryznę.

Na początku książę Karol protestował i zarzekał się, że Tryźnie nie może wybaczyć. Jednak kolejnego ranka panowie pogodzili się. Jednak wojewoda wileński nie odpuścił i wyzwał Tryznę na pojedynek. Ten przyjął wyzwanie i szybko przegrał starcie, co zakończyło spór, ku uciesze Radziwiłła. Potem wszyscy udali się razem na dziedziniec klasztoru bernardynów, gdzie razem upili się właściwie do nieprzytomności. Sam książę bawił się najgłośniej; zaczął rozdawać rozmaite bogactwa, które tego dnia miał przy sobie. Oddał zatem spinkę brylantową, kosztowny kontusz i żupan ozdobiony złotym pasem. Potem książę usiadł na wozie obok beczki wina i rozlewał alkohol każdemu, kto tylko o to poprosił. Opowiadał przy tym o swoim widzeniu. Mówił, że podczas Modlitwy w Koronie ukazał mu się Jezus i nakazał mu powrócić na Litwę. Chrystus miał nazwać tamtejszego biskupa hultajem i rzekł Radziwiłłowi, że nie należy się go obawiać. Na zakończenie dnia wojewoda wileński rozebrał się i kazał oblać się zimną wodą ze studni. To go natychmiast otrzeźwiło.

Kolejnego ranka przeprowadzono głosowanie w sprawie stanowiska pisarza ziemskiego. Szlachta okazała się niezgodna. Wtedy sprawdziło się, że Haraburda nie ma szans na wygraną, zatem wyszedł na środek i rzekł, że nie ma zamiaru dłużej przeszkadzać Michałowi Rejtenowi z otrzymaniu tej godności. Wyszedł z kościoła i wrócił do swojej wsi. Sejmik trwał jeszcze sześć dni, rozpatrzono jeszcze trzydzieści spraw, ale szlachta zajmowała się już głównie zabawami oraz piciem.

Pan Ogiński

Seweryn Soplica przybliża własną postać. To syn ubogiego szlachcica zaściankowego, który zmarł, gdy Soplica miał raptem pięć lat. Jego matka ponownie wyszła za mąż, ale nowy pan domu nie przepadał za dzieckiem z jej poprzedniego małżeństwa, co pogłębiał fakt, że para spodziewała się własnych dzieci. Obowiązek opieki nad siedmiolatkiem spadł zatem na jego wuja z Nowogródka. Miał on już dwoje własnych dzieci, zajmował się woźniowstwem. Wujenka okazała się osobą bardzo zaradną, zatem trzymała u siebie studentów z dyrektorem. Seweryn starał się odwdzięczyć krewnym, zajmował się różnymi rzeczami. Początkowo uczył dzięki książkom dyrektora, ale potem zdał infimę u jezuitów, czyli najniższą klasę w dawnej, polskiej szkole. Ciotka podarowała mu wtedy Alwara, co pozwoliło mu przyswoić także gramatykę. Dyrektor wstąpił do jezuitów, a młody szlachcic zajął wówczas jego miejsce.

Gdy zmarł Radziwiłł, Ogiński został prefektem kongregacji. Był wcześniej wojewodą Witebskim. Soplica służył wtedy w tej kongregacji jako marszałek. Nosił zatem laskę przed prefektem. Któregoś dnia Ogiński przyjechał do Nowogródka, a Soplica ułożył dla niego piękną mowę po łacinie. To przyciągnęło uwagę wojewody do młodego człowieka i postanowił go przyjąć na swój dwór. Wraz z wujem, Soplica był bardzo wdzięczny prefektowi, a wuj dał nawet swojemu wychowankowi na drogę cztery czerwone złote, dwadzieścia pięć batów oraz wiele ważnych i zbawiennych rad.

Soplica wraz z wojewodą udał się do jego dworu w Słonimiu, a po drodze dostał konia za zawrócenie po okulary. Tam szlachcica przekazano marszałkowi dworu, panu Szukiewiczowi. Ustalono, że Seweryn rocznie otrzyma trzysta tynfów i obrok dla jednego konia.

Soplica szybko zaprzyjaźnił się z pozostałymi dworzanami, był dobrym szermierzem i walczył o honor swego pana. Nie robił jednak tego często, bił się z konieczności, a nie z zamiłowania. Gdy zmarł August III Waza, Ogiński przyłączył się do konfederacji barskiej. Zgadzał się zatem z Radziwiłłami i Potockimi, a oni przysłali mu informację o początkach rozruchów. Wieść tę napisano na głowie posłańca, Kozaka, który jechał pod pretekstem transportu śliwek. Wieść o powstaniu roznosiła się po Litwie.

Trybunał Lubelski

Rozwiązano konfederację barską, a Soplica szukał nowego zajęcia. Planował zaciągnąć się do wojska, ale nie witano tam chętnie przeciwników króla. Seweryn zatem wrócił do poprzedniej pracy i zdobył posadę w adwokaturze. Szkolił go pan Fabian Wojniłowicz. Potem szlachcic zdobył uznanie obywateli, a Stefan Oborski, plenipotent księcia, zdecydował się powierzyć mu swój majątek w opiekę, gdy wraz z żoną przeniósł się na Białą Ruś.

W Lublinie zorganizowano sejm. Wojniłowicz wysłał Soplicę do Korony, do Białej. Tam wydarzyła się historia Radziwiłła Sierotki i Ilinicza. Szlachcic wiedział, że książę nie dogaduje się z rodziną, zatem podsunął mu pomysł. Radziwiłł miał jechać do Ziemi Świętej. Z powodu niebezpieczeństw podróży przepisał majątek na Ilinicza, by nie dostała go jego własna rodzina. Kto by umarł jako drugi, dostałby majątek pierwszego. Ilinicz zatem liczył, że książę umrze w podróży. Radziwiłł jednak cały i odwiedził szlachcica w Krakowie. Gdy wyjechał, okazało się, że Ilinicz zginął w czasie polowania na niedźwiedzia. Wdowa po szlachcicu mogła zostać na swoich ziemiach, a spór o tereny rozgorzał dopiero wśród ich potomków. Soplica zatem wyruszył do Lublina za księciem. Jego towarzyszem został Bartłomiej Chodźka, dworzanin księcia i wielki zabijaka. Tylko ostrzeżenia Soplicy starszego od niego wiekiem i urzędem powstrzymywały go przed wszczynaniem sporów. Soplica znał też ojca młodzieńca. Któregoś razu jednak Bartłomieja nie dało się powstrzymać. Przechadzał się z Sewerynem i dostrzegli gospodę, zapragnęli zatem schłodzić się piwem. Soplica poszedł po alkohol, a młodzieniec siedział przed karczmą. Obok stała grupka, która twierdziła, że to kamień młyński; chciała rozpocząć bójkę. Bartłomiej udawał, że jest wystraszony i niezbyt rozgarnięty, ale sam pokonał trzech napastników. Potem wszyscy razem spędzali czas i pili aż do późnego wieczoru.

Nazajutrz zorganizowano sejmik. W sali znajdował się krzyż z Chrystusem, którego twarzy nie było widać. Mówiło się, że odwrócił od głowę w momencie wyjątkowej niesprawiedliwości sądowej, po przekupionym wyroku na niekorzyść starej, ubogiej wdowy. Potem miało w trybunale zasiąść trzech diabłów, którzy sporządzili dokument uczciwszy od tego szlachciców. To podobno spowodowało, że zasmucony Jezus odwrócił twarz. 

Minęło kilka godzin obraz oraz sądów, zakończono sesję, a wieczorem Soplica poszedł do teatru na wolnym powietrzu. Nie podobało mu się tam, szlachta źle się zachowywała, wszczynała zamieszanie i przerywała aktorom.

Podczas sejmu w Lublinie doszło do cudownego zdarzenia. Pewien Kurdwanowski jechał sądzić się o ziemię, którą wydarł podstępem wdowie Glinkowej. Podrobiono na jej niekorzyść dokument własności, a ją samą wypędzono. Odwołała się ona do sądu ziemskiego, ale przegrała i został jej już tylko Lublin, nie miała jednak swojego aktu własności.

Kurdwanowski był zatem pewien wygranej, ale w nocy miał sen, w którym jego wspólnicy przyznawali się do winy i zostają skazani na śmierć, a jego wyrok czeka do Wielkanocy. Tak go to przeraziło, że się obudził. W drodze do Lublina dowiedział się, że Chamiec i Chojecki zmarli w wypadku. Wystraszony Kurdwanowski wystraszył się znów i odwołał swoje zarzuty, przeprosił kobietę, wypłacił jej zadośćuczynienie i błagał ją, klęcząc, o przebaczenie. Zmarł trzydzieści lat później, we śnie, w Niedzielę Wielkanocną, tak jak to wyśnił.

Sicz Zaporoska

Dla Seweryna Soplicy Ruś była krajem pięknym, bujnym i zamieszkanym przez ludzi szczęśliwych. Po raz pierwszy ujrzał ją w roku 1763, ale wtedy uciekał z pozostałą częścią konfederacji litewskiej, zatem nie miał się jak jej lepiej przyjrzeć. Przy drugiej wizycie zesłał go na Ruś Ogiński wraz z jego czwórką przyjaciół: Azulewiczem, Michałem Ratyńskim, Wojciechem Massalskim i Mikoszem. Była to wyprawa mająca na celu przyłączenie Kozaków do konfederacji barskiej. Wszyscy dojechali, tylko pan Massalski został schwytany i zabity na torturach.

Polacy potem udali się do chana krymskiego Islam Giraja, przyjaciela Rzeczypospolitej, licząc na jego wsparcie przeciwko Rosji i poparcie konfederacji. Stamtąd następnie ruszyli na Sicz Zaporoską, lecz śmierć dotychczasowego przywódcy Kozaków rozczarowała ich i zawiodła, bo liczyli na jego pomoc. Po drodze, w Kahorliku, zatrzymali się na jarmarku pełnym ludzi, gdzie Soplica obserwował różne stroje, a Ratyński zacieśniał znajomość z pewną Ukrainką. W Gardzie nad Bohem spotkało ich kolejne rozczarowanie - nowy koszowy był bardzo przeciwny Polakom, obiecując jedynie neutralność w ich sprawie. Polacy mimo to uczestniczyli w ceremonii jego zaprzysiężenia. Soplica rozmawiał z miejscowym pisarzem, który wyznał, że uciekł z Rzeczypospolitej po zabójstwie jezuity, który niegdyś zmanipulował i namówił jego matkę do przekazania majątku klasztorowi. Po tej zbrodni przyjął kozackie obyczaje i od czterdziestu lat żył wśród nich, nie żałując swojej decyzji. Sądził, że postąpił właściwie.

Pan Wołodkowicz

Któregoś razu Soplica rozmyślał nad stosunkiem innych krajów do Polski. Krytykował też rodaków za brak obrony swego honoru. Wspomina Karola Radziwiłła, którego Demulier niesłusznie w książće przedstawiał jako głupca i tchórza. Choć rozpieszczony przez matkę jako jedynak, Radziwiłł wyrósł na odważnego wodza, a jego towarzysz, Ignacy Wołodkowicz, słynął z brawury. Gdy na Litwie rządzili zwolennicy Poniatowskiego, wzywano stronników Radziwiłła na sądy kapturowe. Wołodkowicz stawił się na jeden z nich, wymierzył pisarzowi baty i zabrał dokumenty do Nieświeża. Po elekcji Poniatowskiego sądy kapturowe ustały. Biskup wileński, wróg Radziwiłłów, podstępem zwabił jednak Wołodkowicza do Nowogródka, gdzie go zdradzono, schwytano i skazano na śmierć. Książę Radziwiłł, spóźniony o kilka godzin, rozbił pułk Massalskiego, lecz nie zdołał ocalić swego przyjaciela. Latami opłakiwał jego stratę, samemu przyznając że nigdy nie przestanie. Dwadzieścia lat później, na imieninach księcia, pojawił się były oficer pułku Massalskich. Radziwiłł wówczas rozpoznał go i przypomniał mu o śmierci Wołodkowicza. Gdy rozkazał oddać strzał w symboliczne serce na gobelinie, oficer zniknął i nikt go nie mógł znaleźć.


Przeczytaj także: *** (już tylko głaskam...) – interpretacja

Aktualizacja: 2025-02-05 12:06:08.

Staramy się by nasze opracowania były wolne od błędów, te jednak się zdarzają. Jeśli widzisz błąd w tekście, zgłoś go nam wraz z linkiem lub wyślij maila: [email protected]. Bardzo dziękujemy.