W pustyni i w puszczy – napisz opowiadanie pt. "moja przygoda w Afryce"

Autorka opracowania: Marta Grandke. Redakcja: Aleksandra Sędłakowska.

Na wycieczkę do Afryki wyruszyłam wraz ze Stasiem i Nel. Pragnęli oni odwiedzić miejsca, w których przebywali w czasie swojego porwania oraz późniejszej podróży do domu. Zaproponowali mi udział, a ja wykorzystałam tę okazję, aby lepiej poznać nieznany mi kontynent. Wyruszyliśmy razem z Polski, korzystając ze statku. Pierwszy etap podróży przebiegł nam naprawdę przyjemnie i bez żadnych problemów.

Decyzja o podróży do Afryki była dla mnie ekscytującą okazją, by odkryć kontynent pełen tajemnic i pięknych krajobrazów. Staś i Nel mieli osobiste powody, by wrócić do miejsc, które zapisały się w ich pamięci jako dramatyczne, ale ważne wydarzenia z ich przeszłości. Ich porwanie oraz długa i niebezpieczna droga powrotna do domu wpłynęły na ich życie i osobowość. Kiedy zaproponowali mi, bym dołączyła do nich, nie wahałam się, ponieważ była to wyjątkowa szansa na podróż z osobami, które miały unikalne doświadczenia związane z Afryką. Pierwszy etap naszej wyprawy, czyli podróż statkiem z Polski, przebiegł spokojnie. Podczas rejsu mogliśmy podziwiać piękne widoki i cieszyć się towarzystwem, nieświadomi wyzwań, jakie miały na nas czekać w głębi kontynentu.

W Afryce powitało nas gorące słońce i tropikalna, bujna roślinność. Korzystając z uprzejmości miejscowej ludności, która dobrze znała te tereny, zaopatrzyliśmy się w konie i to właśnie na nich ruszyliśmy w głąb lądu. Towarzyszyła nam także eskorta złożona z przewodników, którzy znali te miejsca. Wszyscy byli bardzo podekscytowani, a Nel nie przestawała wspominać wydarzeń, w jakich brali udział w czasie swojego wcześniejszego pobytu w Afryce. Ze szczególnym sentymentem wspominała słonia Kinga oraz psa Sabę, który im wcześniej towarzyszył. Saba niestety odszedł, ale King wciąż żył w ogrodzie zoologicznym. Staś niewiele się odzywał i czujnie rozglądał się wokół. Widać było, że życie nauczyło go prawdziwej ostrożności.

Po przybyciu do Afryki od razu poczuliśmy intensywność tamtejszego klimatu. Gorące słońce i soczysta, tropikalna roślinność podkreślały egzotyczny charakter tego miejsca. Z pomocą życzliwych mieszkańców, którzy doskonale znali te tereny, udało nam się zdobyć konie, co umożliwiło dalszą podróż w głąb kontynentu. Byliśmy pełni entuzjazmu, a szczególnie Nel, która z radością opowiadała o swoich wcześniejszych doświadczeniach w Afryce. Jej wspomnienia z porwania oraz więź z ukochanymi zwierzętami – słoniem Kingiem i psem Sabą – wyraźnie wzbudzały w niej nostalgię. Choć Saba już nie żył, Nel cieszyła się na myśl o spotkaniu z Kingiem, który został umieszczony w zoo. Staś, w przeciwieństwie do Nel, był powściągliwy. Jego zachowanie zdradzało, że wydarzenia z przeszłości nauczyły go czujności i ostrożności w obliczu potencjalnych zagrożeń.

W pewnym momencie rozbiliśmy obóz niedaleko jeziora, którego nazwy już nie pamiętam. Rozłożyliśmy namioty i zaczęliśmy przygotowywać wieczorny posiłek. Planowaliśmy tutaj bowiem wypocząć przed kolejnym dniem w podróży. Wszystko wyglądało na to, że noc upłynie nam bez większych problemów. Nel i ja rozmawiałyśmy, natomiast Staś pomagał eskorcie w sprawach organizacyjnych.

Po całym dniu podróży zatrzymaliśmy się przy jednym z jezior, które znajdowało się na naszej trasie. Chociaż nazwa jeziora zatarła się w mojej pamięci, pamiętam wyraźnie, jak zaczęliśmy rozbijać obóz. Zbudowanie namiotów i przygotowanie kolacji przebiegło bez większych trudności, a atmosfera była pełna spokoju i relaksu po męczącej wędrówce. Wydawało się, że wieczór upłynie nam w ciszy i spokoju, co było dla nas miłą odmianą. Nel i ja zaczęłyśmy rozmawiać, dzieląc się wrażeniami z podróży i ciesząc się chwilą odpoczynku. Tymczasem Staś, jak zwykle, zajęty był bardziej praktycznymi sprawami, pomagając członkom eskorty w organizacji obozu. Widać było, że dobrze odnajduje się w tego typu sytuacjach, zyskując coraz większe doświadczenie.

Nagle od strony jeziora dobiegł nas krzyk jednej z towarzyszącej nam osób z eskorty. Szybko spojrzałyśmy tam. Staś już biegł ze sztucerem. Okazało się, że na brzeg jeziora wyszedł z wody ogromny krokodyl. Był naprawdę wielki, takiego okazu nigdy w życiu nie widziałam. Wypełzł z jeziora i zatrzymał się na niewielkiej plaży, jaka się utworzyła na jego brzegu. Był bardzo blisko naszego obozu. Właściwie tylko krok dzielił go od chwycenia w wielką paszczę jednego z członków eskorty.

Spokój wieczoru został nagle przerwany dramatycznym krzykiem jednego z członków naszej eskorty. Krzyk dobiegający od strony jeziora wzbudził w nas natychmiastową trwogę. W mgnieniu oka zorientowaliśmy się, że zagrożenie było poważne. Staś bez chwili wahania chwycił za sztucer i ruszył w stronę jeziora. Widok, który się przed nami rozciągnął, był przerażający – na brzeg wyłonił się ogromny krokodyl. Zwierzę, o rozmiarach, jakich nigdy wcześniej nie widziałam, powoli wypełzało z wody, zatrzymując się na piasku, tuż przy naszym obozie. Potężny gad wydawał się gotów do ataku, a jego groźna sylwetka przyprawiała o dreszcze. Wszyscy staliśmy w osłupieniu, zdając sobie sprawę, jak blisko niebezpieczeństwa się znaleźliśmy – krokodyl był dosłownie o krok od jednego z naszych towarzyszy, a jego ogromna paszcza gotowa była pochwycić ofiarę.

Staś zamarł ze sztucerem, pozostali też się nie poruszali. Wszyscy bali się, że gwałtowny ruch sprowokuje zwierzę do ataku. Strzelanie do niego też było zbyt ryzykowne, bo mogło się nie udać i tylko go rozjuszyć. Sytuacja była napięta, jak struna. Staś, choć gotowy do działania, zawahał się, trzymając sztucer nieruchomo. Byliśmy świadomi, że jeden nieprzemyślany ruch mógłby sprowokować krokodyla do natychmiastowego ataku. Wszyscy, w tym nasza eskorta, staliśmy jak sparaliżowani. Decyzja o strzale była trudna – jeśli nie trafiłby w newralgiczny punkt, mógłby jedynie rozwścieczyć bestię, co oznaczałoby katastrofę dla nas wszystkich. W tamtej chwili każdy z nas zdawał sobie sprawę, jak niewielką mamy kontrolę nad sytuacją. Nasze życie zależało od nieprzewidywalnego zachowania dzikiego zwierzęcia.

Znaleźliśmy się w prawdziwym impasie. Wszyscy tylko wstrzymywali oddech i czekali na następny ruch zwierzęcia. Sytuacja przeciągała się w nieskończoność. Trwaliśmy tak przez dłuższą chwilę, aż nagle krokodyl bezszelestnie wsunął się z powrotem do wody. Wszyscy wypuścili wówczas długo wstrzymywany oddech i w pośpiechu rzuciliśmy się do przenoszenia naszego obozu. Jakoś już nikt nie chciał dziś nocować obok tego jeziora.

Napięcie rosło z każdą sekundą. Byliśmy w sytuacji bez wyjścia, bez możliwości podjęcia żadnego działania, które nie niosłoby za sobą ogromnego ryzyka. Czekaliśmy, wstrzymując oddech, obserwując każdy, nawet najmniejszy ruch krokodyla. Czas zdawał się płynąć nieskończenie wolno, każde z nas walczyło z własnym strachem. Po chwili, która wydawała się wiecznością, krokodyl niespodziewanie zaczął się wycofywać. Zrobił to bezszelestnie, jakby niechętnie, ale jednak wsunął się z powrotem do wody, znikając z naszego pola widzenia. Odetchnęliśmy z ulgą, choć dłonie wciąż drżały od emocji. Szybko przystąpiliśmy do przeniesienia obozu. Nikt z nas nie chciał spędzać nocy tak blisko jeziora, które mogło skrywać więcej takich niespodziewanych gości. Decyzja była jednomyślna – musieliśmy znaleźć bezpieczniejsze miejsce na nocleg.


Przeczytaj także: Napisz przemówienie broniące Skawińskiego przed utratą pracy

Aktualizacja: 2024-10-02 17:06:09.

Staramy się by nasze opracowania były wolne od błędów, te jednak się zdarzają. Jeśli widzisz błąd w tekście, zgłoś go nam wraz z linkiem lub wyślij maila: [email protected]. Bardzo dziękujemy.