Napisz reportaż o pobycie w zamku Kirkora i Balladyny

Autorką opracowania jest: Marta Grandke.

Od kilku lat służę już w zamku Kirkora, dobrego pana, który swoje sługi traktuje najlepiej pod słońcem,. Jednak od pewnego czasu coś się tutaj psuje, plotkują o tym wszyscy, w kuchni też można o tym usłyszeć. Wszyscy są zgodni, że atmosfera zmieniła się wraz z przybyciem naszej nowej pani, Balladyny. Niektórzy z nas kojarzą ją z wioski, gdzie kiedyś mieszkali, była taka sama jak my, a teraz? Teraz to dama pełną gębą, nie poznałbyś jej!

Na początku niby wszystko było dobrze - pan był szczęśliwy i wyraźnie zadowolony z ożenku, pani natomiast biegała po całym zamku i zwiedzała każdy jego kąt. Pewnie nie wierzyła w szczęście, które ją spotkało. Dziwiliśmy się wszyscy tylko, że zawsze ma na czole czarną opaskę, ale kto wie, może jakieś znamię szpetne pod nim ukrywała, co to się go wstydziła. Wszystko działo się jednak po staremu, pan nawet wręczył nam wszystkim po monecie z okazji ślubu.

Wszystko jednak zmieniło się, gdy Kirkor oznajmił, że na jakiś czas wyjeżdża w ważnych sprawach, a rządy przejmuje młoda pani. My, znaczy służba, mieliśmy jej w tym pomagać. Nic nie zapowiadało kłopotów, pani pożegnała swego męża, popłakała trochę w chusteczkę. Każdy z nas wiedział, jakie zadania i obowiązki go czekają, dlatego nikt nie spodziewał się jakichś rewolucji w zamku w związku z tym wyjazdem pana Kirkora. Jednak gdy tylko brama zamknęła się za pańskim orszakiem, Balladyna skrzywiła się i zniknął cały jej urok młodej damy. Struchleliśmy wszyscy, bo nie wiedzieliśmy jeszcze, co oznacza jej zły wzrok, ale aż dreszcze po grzbiecie od niego biegły.

W nocy, gdy udawałem się na spoczynek, mijałem komnaty Balladyny. Drzwi od nich były uchylone, a z pokoju dobiegało ciche mamrotanie. Wbrew swojej woli przystanąłem pod nim i wtedy usłyszałem, jak Balladyna mówi sama do siebie:

- Więc mam już wszystko... wszystko... teraz trzeba. Używać... ... Ogromne szczęście... Wszakże tylu ludzi. Większych się nad mój dopuścili grzechów. I żyją.

Oszołomiony, próbowałem zrozumieć znaczenie tych słów. Przez chwilę chciałem nawet zapukać i sprawdzić, czy z panią wszystko jest w porządku, ale ubiegła mnie ona i drzwi zatrzasnęły mi się przed nosem. 

Dni mijały, Kirkor nie wracał, a Balladyna zachowywała się coraz dziwniej. Często zamykała się w swych komnatach, krzyczała i płakała, czasami wołała siostrę i wspominała o malinach. Z dnia na dzień było z nią coraz gorzej, chyba nie spała, do kuchni wracały też jej nietknięte posiłki. Modliliśmy się wszyscy po powrót pana, a Fon Kostryn, bardzo zaaferowany, często odwiedzał panią, by spróbować jej pomóc. Mieliśmy nadzieję, że coś uda mu się zdziałać, bo z nikim innym pani już nawet nie rozmawiała.

Balladyna chyba mu zaufała, bo Fon Kostryn z dnia na dzień zaczął chodzić po zamku bardzo dumny z siebie i zadowolony. Zaczęła ona także znów jeść, jednak wciąż nie dopuszczała do siebie nikogo innego oprócz Fon Kostryna. Co on jej opowiadał w jej zamkniętych komnatach, nad czym debatowali - tego nikt spośród służby nie wie. Ulżyło nam jednak, że pani przestała być naszym problemem i że wyraźnie jej się polepszyło. Mogliśmy wrócić do swoich obowiązków, pełni nadziei, że pan Kirkor niedługo do nas wróci. Przyszło nam też na myśl, że dobrze dobrał swoich podwładnych - taki Fon Kostryn przecież znalazł wyjście z kryzysowej sytuacji i Kirkor z całą pewnością będzie mu wdzięczny po powrocie, że uratował on młodą panią.


Przeczytaj także: Wyobraź sobie, że losy Aliny i Balladyny potoczyły się inaczej. Napisz opowiadanie, w którym zmienisz historię ich życia

Staramy się by nasze opracowania były wolne od błędów, te jednak się zdarzają. Jeśli widzisz błąd w tekście, zgłoś go nam wraz z linkiem. Bardzo dziękujemy.