Re­la­cje mię­dzy ro­dzi­ca­mi a dzieć­mi. Omów za­gad­nie­nie na pod­sta­wie Przed­wio­śnia Ste­fa­na Żerom­skie­go. W swo­jej od­po­wie­dzi uwzględ­nij rów­nież wy­bra­ny kon­tekst.

Autorem opracowania jest: Piotr Kostrzewski.

Relacje między rodzicami a dziećmi to wbrew pozorom niezwykle skomplikowane zagadnienie. Kształtują je wieki tradycji, całe pokolenia kultury i cywilizowania. Istnieje również warstwa instynktowna, atawizm wynikający z potrzeby wymiany pokoleń. Domyślną relacją między rodzicami oraz dziećmi w kręgu cywilizacji łacińskiej jest miłość. Z niej to wynikać ma szacunek wobec rodzicieli oraz troska o potomstwo. Niemniej wszystkie elementy układu zwanego "rodziną" stanowią przecież ludzi. Autonomiczne byty, posiadające wolę, aspiracje, przekonania. Co więcej, chociaż pokrewieństwo oraz wzajemne relacje upodabniają ich do siebie, różnicę stanowią pokolenia oraz inna przeszłość. Młodzi, chcąc wyznaczyć sobie własne miejsce w życiu, muszą wyrwać się spod opieki starszych. Jak więc określić tę dualistyczną relację rodziców i dzieci? Najlepiej jako miłość pośród rodzącej się emancypacji. Potrzebne są jednak przykłady. Tych, jak zawsze, udzieli nieoceniona literatura. Poniższa praca użyje dwóch dzieł, obu rodzimych twórców. Będą to Przedwiośnie Stefana Żeromskiego oraz Tango Sławomira Mrożka.

Cezary Baryka był dzieckiem utalentowanym, ale krnąbrnym. Żeromski maluje taki obraz głównego bohatera już od samego początku Przedwiośnia. Niemniej wynikało to częściowo z postawy jego rodziców, rozpieszczających nadto jedynaka. Seweryn i Jadwiga Barykowie bezapelacyjnie kochali jednak swojego syna, okazując mu pełnię rodzicielskiej troski. Chłopiec również odwzajemniał to uczucie, czego dowody znajdują się m.in. w rozdziale "Szklane domy". W pamięci Cezarego zostały wieczory, gdy przytulony do ojca powtarzał materiał na jutrzejszy dzień w szkole. Litość nad matką umęczoną przez wydarzenia rewolucji również interpretować można jako dowód szorstkiej, jednak prawdziwej miłości dziecka do rodzica. Tutaj jednak dochodzimy do tego dziwnego momentu, kiedy mały Czaruś z dobrego synka zamienił się w wyswobodzonego łobuza, dodatkowo porwanego prądem rewolucji. Zbytnie rozpasanie jedynaka? Być może to również spowodowało takie zachowanie chłopca. Wszak dzieci inteligentne, ale pozbawione dyscypliny marnują się najgorzej i często kończą najpodlej ze wszystkich ludzi. Niemniej możliwe, że mamy tutaj do czynienia również z momentem rodzącej się emancypacji bohatera jako jednostki. Do pewnego wieku człowiek nie postrzega swoje egzystencji jako czegoś odrębnego od życia matki i ojca. Stopniowo jednak oddala się od rodziców coraz bardziej, dokonuje odkrycia horyzontu swojej wolności. Niemniej przyjmuje to często bardzo skrajną formę buntu. U Cezarego niestety objawiło się jako samowola spowodowana zbyt słabą dyscypliną matki. Z założenia "mama" jest bowiem dla człowieka osobą kochającą i czułą, "złym gliną" oraz autorytetem moralnym pozostaje ojciec. Tego zaś Cezary stracił na kilka lat. Gdy spotkali się ponownie, bohater odczuwał zarówno strach jak też rozrzewnienie. Ten pierwszy wynikał z poczucia, że samą ideą "bycia ojcem" Seweryn odbierze chłopakowi jakąś część jego samostanowienia. To pradawny archetyp, znany ze starożytnego mitu o Kronosie i Zeusie. Syn, by być panem siebie, musi zabić ojca, co oddaje relację młodych mężczyzn do starych w rodzinnym domu. Zarazem jednak Seweryn stanowi godnego przeciwnika, kogoś, kto swoją odmiennością poglądów pozwala na stworzenie własnych. To właśnie swoisty paradoks rodzącej się własnej tożsamości dziecka. Kształtowane początkowo przez rodziców musi doprowadzić do konfrontacji z ich osobami, by ostatecznie ta konfrontacja dokończyła kształtowanie indywidualnej osoby dziecka. Miłość zakończona wolnością, zrodzoną poprzez świadomość odmienności.

Podobną relację widzimy między Stomilem i Eleonorą a Arturem z Tanga Sławomira Mrożka. Tutaj jednak autor zawęża nam spojrzenie jedynie na moment oraz potrzebę buntu syna wobec rodziców. Naturalnie, że młodzi kontestują stworzone im przez starszych granice świata. Zakazy, nakazy i konwenanse to przeszkoda na drodze ustanowienia własnych norm. Nie chodzi tu o zwyczajną samowolę, a akt przebudzenia świadomości odrębnego bytu, jakim jest dziecko wobec rodzica. Mrożek stawia to założenie na głowie, ukazując starsze pokolenie jako buntowników, zaś ich latorośli dając całkiem przyzwoite założenia. Niemniej bunt Artura nadal istnieje, wyznaje on jego potrzebę w swoim życiu. Zwyczajnie przyjmuje kształt odwrotny do standardowego, wszak porządek jest buntem wobec chaosu i odwrotnie. Po raz kolejny więc motyw zdobywania wolności, ustalania własnych zasad. Czy jednak tylko o to tutaj chodzi? Samostanowienie poprzez groźne tupnięcie nóżką? Absolutnie nie. Przecież Artur sam ostatecznie dochodzi do wniosku, że jego bunt był próżnym pozorem. To samo powie z nim wielu współczesnych "buntowanych" nastolatków. Chodzi raczej o narodziny "siebie" poprzez napieranie na postawione przez rodziców granice. Oni to przecież ustalają początkowo zasady naszego małego świata, są niejako archetypicznymi "bogami" w pełnym znaczeniu tego słowa. Bezwiedne wykonywanie ich poleceń, chociażby polegały na Mrożkowym "braku konwenansu", to brak woli. Prawdziwy "ja" rodzi się dopiero ze świadomością czynu. Do tego zaś potrzeba odniesienia, z którym możemy się siłować, zgodzić albo je zaatakować. Dlatego też bunt Artura musiał mieć miejsce i sam bohater tak go pragnął. Nie chodziło mu bowiem o zrzucenie okowów niewoli praw tylko narodziny jego indywidualnej, w pełni samoświadomej osobowości.

Kronos nie musi dosłownie ginąć z rąk Zeusa, by ten mógł zastąpić jego boskie miejsce. Ten mit oddaje jedynie pewną zależność między pokoleniami, szczególnie mężczyzn. Chcąc być przebudzoną i indywidualną osobą musimy zastanowić się, kim jesteśmy. Do momentu zaś kiedy wszelkie wartości wyznacza nam wola rodziców, jesteśmy tylko ich dziećmi. Dalsze role wymagają "dorosłości", czyli odpowiedzialności. Zarówno tej fizycznej, jak i duchowej. Nie znaczy to, że miłość rodziców to toksyczna klatka pętająca młodego człowieka. Należy ją raczej rozumieć jako donicę z roślinką. Zawiera ona idealne warunki do rozwoju nasiona, wyznacza bezpieczną przestrzeń do kiełkowania. Z czasem jednak roślina z niej wyrośnie i będzie potrzebować przesadzenia. Jeżeli to się nie stanie, skarłowacieje. Bez doniczki zaś, zginie. Kochajmy więc swoich rodziców, ale pamiętajmy, przyjdzie czas, gdy będziemy musieli sami o siebie zadbać.


Przeczytaj także: Syzyfowe prace - główne wątki

Staramy się by nasze opracowania były wolne od błędów, te jednak się zdarzają. Jeśli widzisz błąd w tekście, zgłoś go nam wraz z linkiem. Bardzo dziękujemy.