Wojna i pokój wydają się dla dzisiejszego człowieka dwoma oddzielnymi światami. Przyzwyczajeni do "niecodzienności" konfliktu zbrojnego, dzielimy historię nieistniejącą linią demarkacyjną. W praktyce jednak chodzi zawsze o to samo. Życie, które należy ratować. Brzmi to paradoksalnie, jednak wydaje się prawdziwe. Raz ratujemy swoich orężem, innym razem przy pomocy dobrego uczynku. Zawsze i wszędzie wydajemy się toczyć wyścig o przetrwanie bliźniego albo siebie. Aby udowodnić prawdziwość tej tezy, poniższa praca oprze się o słowa Marka Edelmana zawarte w Zdążyć przed Panem Bogiem oraz Dżumę Alberta Camusa. Tak kontrowersyjne tezy mogą być bowiem podparte jedynie doświadczeniami z ekstremalnych sytuacji i głębokimi przemyśleniami filozoficznymi.
Hanna Krall, przeprowadzając swój słynny wywiad z Markiem Edelmanem, ujęła w rzeczy samej myśli dwóch osób. Pierwszą był młody mężczyzna z getta warszawskiego, ostatni przywódca słynnego powstania bojowników żydowskich. Drugi to utalentowany kardiolog, któremu wiele osób zawdzięczało życie. Interesujące, że obie te postaci stanowiły w istocie jednego Marka Edelmana. Pokazuje to zarazem, jak bogaty może być życiorys jednej osoby i prawdziwość stwierdzenia o kształtowaniu się osobowości człowieka całe jego życie. Dzięki temu niesamowitemu dualizmowi w Zdążyć przed Panem Bogiem zawarto to niesamowite podobieństwo wyścigu o ocalenie podczas wojny oraz pokoju.
Początkowo poznajemy sytuację warszawskiego getta z perspektywy osoby tam żyjącej. Niemcy sprowadzili uwięzionych tam ludzi do poziomu niewiele lepszego od zmaltretowanych zwierząt. Brzmi to strasznie, jednak głód to najbardziej efektywne narzędzie dehumanizacji. Doprowadzono do stanu, gdzie zdarzały się akty pożerania zwłok, a dorośli wyrywali osłabionym dzieciom resztkę jedzenia. Codziennie organizowano również wywózki. Żeby nie powodować paniki, okupant stosował wiele podstępów. Wmawiał zdesperowanym ludziom, że to jedynie transport na roboty przymusowe, rozsiewał plotki o dawanym jedzeniu. Ostatecznie wprowadził nawet "kartki na życie", czyli kartonowe numerki dające nietykalność podczas łapanek. Tyle tylko, że ostatecznie zaczęto wywozić nawet ludzi tak oznaczonych. Jak wiadomo, ostateczną stacją tych transportów były obozy koncentracyjne z ich komorami gazowymi. Edelman i jego towarzysze prowadzili jednak swoisty wyścig o życie, uczestnicząc aktywnie w ratowaniu getta. Sam główny bohater wywiadu wyciągał z Umschlagplatzu pojedynczych ludzi, przeznaczonych na wywózkę. Ratował tych, którzy potem mogli się przydać społeczności. Brzmi to drastycznie, jednak sytuacja była skrajna i podejmowane wtedy decyzje z tego powodu również przybierały taką formę. Podobnym przykładem były pielęgniarki łamiące kości pacjentom w ambulatorium, żeby tylko uchronić ich od wywiezienia. Te sytuacje uzmysławiają również że ostatecznie getto i jego mieszkańców miała czekać śmierć. Straszliwa "likwidacja", którą poprzedziło tragiczne powstanie. Edelman, pielęgniarki oraz setki zaangażowanych mieszkańców prowadzili swoisty wyścig z tą śmiercią, choć raczej można go nazwać "bohaterską ucieczką". Każdy kolejny czyn prowadził do przedłużenia życia getta, chociaż o dzień. Kiedy nie mogli już tego robić, wybrali rodzaj śmierci jako ostateczny akt wolnej woli.
Marek Edelman wspomina również swoje powojenne życie zawodowe. Został kardiologiem, uczącym się fachu pod okiem profesora Jana Molla. Swoje działania jako lekarza określił jako próba zasłonięcia dłonią świeczki życia ludzkiego w momencie, kiedy Bóg stara się ją zgasić. Ta poetycka alegoria miała oczywiście na myśli starania lekarza w celu ratowania swoich pacjentów. Rzeczywiście, praca Edelmana i profesora Molla była ciągłą walką z czasem i niewiadomymi. Wzruszająco ludzkie są wyzwania o strachu odczuwanym przez tak znamienitych specjalistów, którzy szkolili się jeszcze na ofiarach wojny. Bali się oni o życie swoich pacjentów, mieli też poczucie trwogi na myśl o zdobywaniu doświadczenia niejako ich kosztem. Porównanie serca ludzkiego pracującego w worku osierdziowym do małego zwierzątka ukazuje, jak wiele emocji wzbudzało to igranie ze śmiercią na stole operacyjnym. Warto w tym momencie porównać sobie sytuację z getta warszawskiego oraz wspomnienia ze szpitala. Chociaż nie są oczywiste, można tutaj dostrzec pewne analogie. Walka lekarzy o ocalenie pacjenta jest podobnie beznadziejna jak walka o każdy kolejny dzień istnienia getta. Mierzenie się ograniczonymi siłami ludzkiej potencji z wszechogarniającą potęgą entropii rzeczywiście mogło wywoływać wrażenie "ścigania się z Panem Bogiem" o którym wspomina Edelman. Istotne w zrozumieniu tej analogii nie są szczegóły, ale same zmagania. Wszystko bowiem sprowadza się ostatecznie do wyścigu, z przeciwnikiem lub chorobą. Ratujesz, co możesz i jak możesz, oto bolesna prawda odsłonięta przez to zestawienie. Zawsze i wszędzie robisz to, co możesz zrobić w wyścigu o życie.
Interesujące podobieństwo do przeżyć Edelmana możemy znaleźć również w Dżumie Alberta Camusa. Ogarnięty plagą Oran ratowany jest dzięki wysiłkowi m.in. doktora Rieux. Ten współczesny przedstawiciel prometeizmu poświęca siebie dla dobra całej społeczności. Można zauważyć jego beznadziejną walkę o przetrwanie miasta. Stanowi ona nie tyle wyścig, ile raczej długi maraton o życie mieszkańców. Podejmowane codziennie decyzje były wręcz beznadziejnymi próbami "prześcignięcia" choroby, nim zniszczy całą społeczność. Interesującej pikanterii dodaje temu zestawieniu fakt, iż Dżuma to powieść paraboliczna. Zaraza niszcząca Oran to w istocie zakamuflowane ostrzeżenie przed totalitaryzmem, szczególnie faszyzmem. Całość nabiera więc podwójnego znaczenia w kontekście walki o życie ludzkie. Postawa dr. Rieux może być bowiem rozumiana jako próba zwalczenia śmiercionośnej ideologii poprzez przypomnienie ludziom o solidarności i spoczywającej na wszystkich odpowiedzialności za bliźniego. Wojna i pokój zlewają się więc w jeden stan, ciągle rozrywający wnętrze ludzkie. Bohater Dżumy nie jest uwikłany w zbrojny konflikt, pokojowo walczyć o życie ludzi. Zarazem jednak jego działania mogą być rozumiane jako dążenie do wyeliminowania samego zarzewia rozlewu krwi, prowadzenie swoistej "wojny o pokój".
Straszliwe doświadczenie XX wieku pokazało, jak niewiele trzeba ludziom, by rzucili się sobie do gardeł. Jednak lata pokoju, jakie minęły od tamtego czasu, stworzyły wyimaginowany obraz bezpieczeństwa współczesnego świata. To kłamstwo, którym oszukaliśmy samych siebie. Karabiny maszynowe, obozy zagłady i bagnety nie są naturalnym sposobem ludzkiej śmierci, jednak nadal ją niosą. Tak samo zresztą, jak choroby czy wypadki. Dlatego wyścig o życie toczymy ciągle, niezależnie od okoliczności. Czasami jest to realna walka, stawanie na polu bitwy jako lekarz, strażak czy żołnierz. Codziennie zaś toczymy ten bój wewnątrz nas samych, stając przed perspektywą nienawiści do bliźniego. Mamy w dłoniach błogosławieństwo i przekleństwo. Jeżeli wybierzemy to pierwsze, zasłonimy dłonią płomień świecy życia i nie damy go zdmuchnąć przedwcześnie. Musimy jednak pamiętać, żeby chroniąc swoją świecę, mieć baczenie na innych. W tym wyścigu zawsze ścigamy się o kogoś bratnie dusze.
Aktualizacja: 2022-08-11 20:24:01.
Staramy się by nasze opracowania były wolne od błędów, te jednak się zdarzają. Jeśli widzisz błąd w tekście, zgłoś go nam wraz z linkiem lub wyślij maila: [email protected]. Bardzo dziękujemy.