Poznałem się z wzgardzoną przez ludzi rodziną,
Z powietrza, ognia, ziemi zlężoną i wody,
Która na kształt Cygana znad stepów Dunaju
Wślizga się do pałacu, wślizga do zagrody.
Znałem starego bóla, bólową i snochy,
I synów ich, i wnuki, bratanki, pociotki,
Truciznę mieli w oczu, noc czarną w oddechu;
Byli, którzy i uśmiech przynaszali słodki.
Byli, co moje ciało pletli jak wicinę,
Były, co wiodły myśli w kraj wywariowany;
Wśród wszystkich bólów jeden był najokrutniejszym,
Ten dnia jednego zmierzył wręcz — o, przypomniany,
Dni coraz to dawniejszych wieszczu cudzoziemski,
Za mych rycerskich czasów słuchany, Herderze!
Niech cyfra twoja będzie tego bólu mianem,
Bo nigdy głos mój sylab tak strasznych nie zbierze.