Myśl z Thompson’a
Wszechmocny, niezbadany śmiertelnych rozumem
Coś świat otoczył cudów niepojętych tłumem,
Nieogarniony czasem i przestrzenią Boże!
Któż Tobie godny, Ciebie hymn wyśpiewać może?
Niewidzialnyś — lecz Ciebie widzimy w naturze!
Głosem twym rozgniewanym są wichry i burze,
Gdy straszne, czarne chmury piorunami zbrojne
Nagle strwożonej ziemi wypowiedzą wojnę ,
Gdy trzaskając raz po raz srozącym się grzmotem,
Druzgocą gór wierzchołki z okropnym łoskotem —
Gdy się morze poburzy na ziemi obronę
I nie chcąc im ustąpić wzruszy się z łożyska,
Zeprze kipiące wiry,— i wały szalone
We chmury natarczywe z głuchym rykiem ciska —
Lecz tchniesz, — i zaraz usną żywioły po waśni,
Pierzchną chmury i milej niebo się wyjaśni.
Wiosna jest twej dobroci najlepszym dowodem,
Gdy rzeki i potoki skrępowane lodem,
Pokruszą więzy ze swych występując brzegów,
Gdy śpiące przyrodzenie na pościeli śniegów,
Odetchnie nowem życiem w dziewiczym uroku
I odsłoni czarowną pierś człowieka oku.
2.
Zakwitnę wonne sady, zaśmieją się smugi.
Utajone w jedwabiu zaszeleszczą strugi;
Wonne kwiaty zabłysną kolorami tęczy
A roj motylów cały krajobraz uwdzięczy,
Wszystko wtenczas tok nęci, wszystko tak zachwyca!
Cała ziemia drży, płonie jak młoda dziewica.
Ty dla stworzeń swych ucztę wydajesz w jesieni,
Kiedy wszystkich nadzieja plonu cieszy słodka:
Dla nich się pełny owoc na drzewie rumieni.
Dla nich to kłos pod sierpem uchyla się kmiotka.
O! niech Ci zabrzmią hymny niezliczone rody,
Co napełniają ziemie, powietrze i wody,
Niech Cię wielbią za dary wzięte z Twojej ręki,
A echo niech odegrzmi: «Chwała Ci i dzięki»!
Niech woń kwiatów ze wdzięku pyszniących się swego
Leci miasto kadzidła do tronu Twojego.
Trzask skał targanych burza, szum dżdżu, wichrów świsty,
Ryk wód morskich, warkoty gromów, ziemi drżenie,
Niech się zleją w huk ciągły,— i hymn uroczysty
Niechaj Ci wtenczas zagra wdzigczne przyrodzenie.
I ja mogęż nie nócić Tobie pieśni wdzięcznej,
O Ty, co’ś na tle niebios gwiazd zawiesił kręgi,
I wiodąc bez obłędu po drodze miesięcznej,
Wyryłeś na niej godło wszechmocnej potęgi?
Stwórco! zawsze Twe będę błogosławił dłonie,
Czy mię ocean świata w swych głębiach pochłonie,
Czy leżąc zadumany nad brzegiem potoku,
Pod moich drzew rodzinnych zielonemi sklepieniem
Kiedy księżyc ukradkiem wyjrzawszy z obłoku,
Rozpędzi nocne mroki niepewnym promieniem,
Gdy szmer liści wzbudzony wietrzykiem swawolnym
Napełni marzącego drzeniem poniewolnem,
3.
I słowik uroczysta cichością natchniony,
Po ciemnych gajach dźwięczne rozprowadzi tony —
Wtedy myśl moja świat ten opuszcza poziomy,
I nic płoszona błądzi w otchłani gwiaździstej;
Rozważa z zadziwieniem Twoich dzieł ogromy
Co się iskrzą w powietrza fali przezroczystej.
Jakże dziwny porządek tu panuje wiecznie!
Jak ze światłością ciemność połączona sprzecznie!
Niedowiarku zuchwały! podczas pięknej nocy,
Rozważ cudowne skutki Przedwiecznego mocy,
One twe twarde serce wdzięcznością porusza,
I buntowniczy rozum do poddaństwa zmusza.
Boże choć mię hucząca los pochwyci fala,
I gromy się nieszczęścia zewsząd na mnie zwalą,
Zawsze w Tobie położę ufność i nadzieję
I dziękując za karę, łzę wdzięczna wyleję.