Gdzieże’ś o wróżko mych dni wiosennych
Coś czarnoksięzką władzą zaklęcia
Niedoświadczony umysł dziecięcia
Cisnęła w niebo marzeń promiennych.
Co’ś nad kolebką, na progu życia,
Błysnęła przed nim w barwach jutrzenki,
I w samym pączku jego rozwicia,
Tajnej przyrody rozkryła wdzięki.
Gdy jeszcze z łona matki ssał mleko,
Ty’ś nad nim czuwać przyrzekła wiecznie,
On cię pokochał, — pod twą opieką
Sród niebespieczeństw wzrastał bespiecznie.
Wzrastał i marzył w słodkim zachwycie.
Wnet się świat pusty przed nim odsłonił,
Lecz on we’ń wytchnął całe swe życie
I pierwszym ogniem znów go zapłonił.
I ty, królowo cudnej krainy!
Jak złota gwiazda rzęśniałaś przed nim;
To w Kształtnych rysach wiejskiej dziewczyny
Znów go mamiłaś wdziękiem uprzednim.
To przy księżyca niepewnym brzasku,
Gdy rzekę tuman zaścielał biały,
Zjawiałaś mu się w Rusałki blasku
Sypiąc iskrzystej fali krzyształy.
To ociśnięta pasem ognistym
I otoczona rojem upojeń,
Jak Peri, cora wschodnich urojeń,
W szacie przejrzystej, w wieńcu gwiaździstym
Lałaś nań’ we śnie urok tajemny;
Wtenczas go wdzięk twój za serce chwytał,
A step przyszłości pusty i ciemny
Od twego tchnienia w róże rozkwitał. —
Jakże mu było błogo i miło
Gdy’ś ty go wiodła, gdy’ś ty go strzegła;
Lecz jak się wszystko nagle zmieniło,
Gdy’ś go rzuciła, gdy’ś go odbiegła.
Świat ten ogrzany czuciem ognistem
I ożywiony miłośnem tchnieniem,
Wtenczas się powlokł całunem mglistym
i ostygł czarnym pokryty cieniem.
I zaumarło w piersiach natchnienie
Co go do dzielnych budziło pieśni,
I silnych uczuć wrzące strumienie
Zastygły w sercu zbolałej cieśni,
o wróć się do mnie wieku czarowny!
Pełny uroku, pełny tajemnic,
Wieku! gdy duch mój tęskny, wędrowny,
Wylatał z życia duszących ciemnic.
Wróć się strażniczko mych dni wiosennych
i wioń roskoszą na serce moje:
Niech znowu pasmo marzeń promiennych
Roztoczy złote przedemną zwoje.
i rzeczywistość w tak błogiej przerwie
Niechaj mię ze snu nigdy nie budzi,
Niechaj samotny błądzę śród łudzi
Nim tego życia wątek się przerwie.