Któż ze śmiertelnych nie słyszał o raju,
O tej człowieka kolebce pierwotnej?
I któż z Poetów śród nocy samotnej
Nie marzył o tym czarnoksięzkim kraju,
Gdzie pierwsze tchnienie młodzieńczego życia,
Dziewiczej ziemi zapłoniło łono;
Gdzie pierwszy człowiek z nicestwa powicia
Powstał i podniósł głowę zadziwioną;
I gdzie ta pierwsza błysnęła ziemianka,
Tak piękna, — jako wieszczów urojenia,
Czuła, — jak miłość Maryli kochanka
I tak ognista,— jak jego marzenia?
Przy blasku wiecznych, niezgasłych pochodni,
Na zwierciadlanym zwieszonych suficie,
Tam pierwsi ludzie nieznający zbrodni
Ofiarę sercu palili obficie.
Dnie ich płynęły w miłości, w pokoju,
Nigdy ich duszy kłopot nie utrudził;
Szmer drżących liści, dzwięk srebrnego zdroju,
To ich usypiał, — to znów ze snu budził.
Szczęśliwy kraju! cóż się z tobą stało ?
Ciebie zniszczyło Boga ramię gniewne;
I tylko w duszy poety zostało,
O tobie jakieś przeczucie niepewne.
I choć zniknąłeś, Edenie szczęśliwy!
Lecz święte miejsce twej niegdyś posady
Jeszcze oszczędził miecz anioła mściwy
Dawnego blasku zostawiając ślady.
Jak pierwsza miłość niewinnego serca,
Jeszcze tam nieba lśnią barwą błękitną,
Jeszcze tam pośród polnego kobierca
Dziewicze róże bezustanku kwitną.
Jeszcze i teraz wędrowiec daleki
Błądząc w tym kraju, sród północnej ciszy,
W szmerze palm, w szumie starożytnej rzeki,
Odległych wieków jakieś echo słyszy.
Cóś tajemnego, cóś niepojętego,
Ciśnie mu piersi i na serce pada;
I ten uroczy wdzięk wschodu całego,
O jakiemś bliskiem niebie zapowiada.